#999 Chelsea Wolfe “Birth of Violence” (2019)

Amerykańska naczelna czarownica, Chelsea Wolfe, nie robi sobie dłuższych przerw i regularnie, co dwa lata, raczy nas nowym albumem. I chociaż pozostaje wierna swojemu lekko nawiedzonemu stylowi, za każdym razem z podobną ekscytacją czekam na jej nowe muzyczne dziecko. Tegoroczna nowość zatytułowana została szumnie i patetycznie, ale jednocześnie złowrogo. Zawartość płyty ukrytej pod szyldem “Birth of Violence” potrafi jednak zrobić niespodziankę.

Wydany w 2017 roku album “Hiss Spun” był sporym sprawdzianem dla artystki. Po wyczerpującej trasie promującej “Abyss” z 2015 roku nabawiła się stanów lękowych i zaczęła zmagać z bezsennością. To właśnie walce z wewnętrznymi demonami (nie tylko tymi zdrowotnymi, ale i definiującymi jej relacje z niektórymi osobami) poświęciła tematykę poprzedniego krążka. Ciężki, zahaczający o doom metal materiał był powolnym powrotem do normalności. Podróżą o zmroku przez usłaną kamieniami ścieżkę. Na “Birth of Violence” Wolfe także nie jest wesoła. To nie leży w jej naturze. Muzycznie nieco odpuściła i postawiła na skromność.

Chelsea jest wokalistką, która samym jednym openerem potrafiła przekonać mnie do natychmiastowego zarezerwowania sobie czasu na jej każdą kolejną płytę. “The Mother Road” nie należy do jej piosenkowej czołówki, ale podoba mi się, jak kompozycja ta się rozwija. Do gitary akustycznej dołączają smyczki i bębny, tworząc podnioślejszy nastrój. Całkowicie kupuje mnie następujące po “The Mother Road” ponure nagranie “American Darkness” – gotycko-folkowy utwór, który, mimo bijącego z niego spokoju, trzyma mnie w napięciu do ostatniej sekundy. Do moich ulubieńców należą także “Birth of Violence”, “Deranged for Rock & Roll”, “Little Grave” i “Preface to a Dream Play”. Tytułowy numer zachwyca minimalizmem (ledwie zarysowana linia melodyczna) i chłodem bijącym od Wolfe. “Deranged for Rock & Roll” porywa rockowymi gitarami (wyjątek na tym albumie). Akustyczne “Little Grave” ujmuje wysokimi, anemicznymi wokalizami Amerykanki. “Preface to a Dream Play” sprawia zaś wrażenie piosenki, która przygotowuje nas na nadejście czegoś wielkiego, ale niekoniecznie pozytywnego. zasiewa w słuchaczu ziarnko niepokoju. Czym jeszcze kusi Chelsea na nowym krążku? Warto sięgnąć po zwyczajnie ładny neo folk postaci “Be All Things”; surowe “Erde”; nieco głośniejsze, choć mniej zachwycające śpiewem Wolfe “Dirt Universe”; oraz zabierające w świat ciemnych snów “Highway”.

Na paru ostatnich wydawnictwach Chelsea Wolfe chciała udowodnić nam, że świetnie czuje się w ostrych, gitarowych, eksperymentalnie metalowych lub noise rockowych numerach. Na nowej płycie, “Birth of Violence”, wraca myślami do swojego debiutu – “The Grime and the Glow”. Nie straszy już więc słuchacza głośnymi aranżacjami, ale o odpowiednio niepokojący klimat dba innymi czynnikami, m.in. wokalami czy rzucanymi jakby od niechcenia wersami. Gotycko-folkowe “Birth of Violence” nie należy do płyt prostych w słuchaniu, choć Amerykanka zmniejszyła swój zespół i postawiła na muzyczny minimalizm. Dzieje się tu mniej, niż na jej poprzednich płytach. Mniej tu też odważnych muzycznych rozwiązań. Czuje się jednak, że taka chwila odpoczynku była artystce potrzebna. I nie ma co mieć jej tego za złe, bo i tak “Birth of Violence” nie zawodzi.

Warto: American Darkness & Deranged for Rock & Roll & Little Grave

#001 Rihanna Rated R
#111 Sugababes Sweet 7
#222 Nelly Furtado The Best of Nelly Furtado
#333 Erykah Badu Baduizm
#444 Katy B Little Red
#555 Cheryl Only Human
#666 Brodka Clashes
#777 Bebe Rexha All Your Fault: Pt. 1
#888 Carla Dal Forno The Garden EP

One Reply to “#999 Chelsea Wolfe “Birth of Violence” (2019)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *