#1038 Halsey “Hopeless Fountain Kingdom” (2017)

Kiedy w intrygującym wstępie “The Prologue” Halsey zaczyna recytować fragmenty “Romea i Julii” Szekspira, zaczynam zastanawiać się, co tu się w ogóle dzieje. Pop gwiazda i jeden z najbardziej znanych dramatopisarzy? Zaczęłam obawiać się słodko-gorzkiej, koncepcyjnej płyty o miłości dwóch młodych ludzi. Tymczasem amerykańska wokalistka ujęła dzieło po swojemu, udowadniając nam, że Julia przez wieki bardzo się zmieniła.

Zanim jednak dowiemy się, jakimi cechami charakteryzują się, zdaniem Halsey, dzisiejsze Julie, warto co nieco przypomnieć o autorce branego dziś na tapetę albumu “Hopeless Fountain Kingdom”. Artystka w 2015 roku zrobiła spore zamieszanie krążkiem “Badlands”, stając się nową idolką tumblrowej młodzieży, zastępując na tym stanowisku Lanę Del Rey i Lorde. Ambicji na zostanie alternatywną gwiazdą nie miała, bo zamarzyły jej się fale eteru. Stąd delikatna, ale znaczna zmiana brzmienia. Jest prościej, bardziej radiowo. Nowoczesny, dość ciemny pop przecina się z r&b, a mniejszą niż poprzednio rolę odgrywają elektronika i synthpop.

Może właśnie dlatego najbardziej z całego albumu spodobały mi się kompozycje, które Halsey nagrała z producentem swojej poprzedniej płyty. Szczęśliwie się złożyło, że wszystkie trzy trzymają się razem. Zaczyna się od prowadzonego dziecięcymi głosami interlude “Good Mourning”, którego niepokojący wydźwięk przywodzi mi na myśl popowe kompozycje Melanie Martinez z “Cry Baby”. Nagranie niezauważalnie przechodzi w filmowe, podniosłe “Lie”. Tryptyk zamyka wzbogacone smyczkami i narastającymi dźwiękami, rhythm’and’bluesowe “Walls Could Talk”. Do lepszych momentów wydawnictwa należą także takie utwory jak “Eyes Closed”, “Strangers” i “Bad at Love”. Pierwsza z piosenek jest zaskakująco delikatnym i chłodnym efektem pracy z The Weeknd. “Strangers” przypomina nam nieco o tych synthpopowych początkach Halsey, proponując szybki rytm wygrywany przez perkusję. Zaś utrzymany w średnim tempie popowy track “Bad at Love” najlepiej wypada swą liryczną stroną – jakoś tak chce się przytulić wokalistkę, gdy ta śpiewa o tym, że niezbyt dobrze radzi sobie w grze zwanej miłością. Ciekawie również wypada oszczędne elektro (łapki maczał Cashmere Cat) w wysuwającym na pierwszy plan wokale Amerykanki “Hopeless”.

Na “Hopeless Fountain Kingdom” trafiają się jednak i kompozycje, do których nie mam ochoty wracać. Do tej grupy należą nużące, stonowane “100 Letters”; ni to parkietowe, ni poważniejsze “Alone” oraz powolne r&b prezentowane pod szyldem “Now or Never”. Halsey brakuje w głosie tego czegoś, co popchnęłoby taki pościelowy kawałek w górę. Mieszanymi uczuciami darzę “Sorry” i “Devil in Me”. Zaaranżowana na pianino ballada “Sorry” nie jest w stanie mnie wzruszyć. Irytuje też nieco podniosłe “Devil in Me”.

Biseksualna imprezowiczka. Trzymająca tak mocno jak to możliwe emocje na wodze dziewczyna, która zmaga się z wieloma demonami siedzącymi w jej umyśle. Kobieta, której nic i nikt nie ogranicza, lecz która pragnie odnaleźć miłość swojego życia. Osoba, która często zerka w przeszłość, bo chce się z nią rozliczyć. Taka jest właśnie Julia XXI wieku zdaniem Halsey. Przedstawiła nam tę bohaterkę w piosenkach tworzących album “Hopeless Fountain Kingdom”. Ciężko powiedzieć, by wokalistka była naszym nowym Szekspirem, ale podoba mi się jej pomysł na tę płytę – niby koncepcyjna opowieść, ale równie dobrze każda z kompozycji może osobno funkcjonować. I to jest właśnie zdanie-klucz, bo łatwiej obcuje mi się z muzyką Halsey, gdy słucham poszczególnych nagrań osobno. Cały krążek trochę mnie zmęczył, ale Amerykanka ma to, co chciała – choć na chwilę stała się jednym z gorętszych popowych nazwisk.

Warto: Lie & Walls Could Talk

One Reply to “#1038 Halsey “Hopeless Fountain Kingdom” (2017)”

  1. Tak czytam zakończenie Twojego tekstu i odnoszę wrażenie, że Halsey ma ambicje trochę w niewłaściwym miejscu. Z drugiej strony, co w tym nowego, nie ona pierwsza. Co do samej płyty to, tak jak “Badlands” i “Manic” jakoś tam się o mnie otarły, tak ten album chyba zupełnie przegapiłem i, po przeczytaniu Twojego wpisu, niespecjalnie żałuję 😉

Odpowiedz na „BartekAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *