#1083 James Bay “Electric Light” (2018)

Pół dekady temu brytyjski wokalista James Bay był jednym z najcieplej przyjętych debiutantów. Jego akustyczno-indie rockowe kompozycje z przebojem “Hold Back the River” przypadły do gustu miłośnikom prostych, gitarowych brzmień i fanom takich wykonawców jak James Morrison, Vance Joy czy George Ezra. Trzy lata później Bay ściął włosy, zdjął kapelusz i skręcił w stronę innych muzycznych klimatów.

Debiutancki album Jamesa, “Chaos and the Calm”, tylko w połowie nosi dobry tytuł. Chaosu tam nie uświadczymy, całość jest raczej aż nadto spokojna. I, co ze smutkiem muszę przyznać, dość monotonna i mało charakterna. Grzeczny i skromny wokalista podbił jednak wiele serc w różnych zakątkach globu. Jednak przystępując do nagrywania drugiej płyty stwierdził, że tych fanów chce mieć jeszcze więcej. W efekcie album “Electric Light” mający swą premierę w 2018 roku jest zbiorem różnorodnych pomysłów, które pomógł mu zrealizować Paul Epworth, pracujący wcześniej przy takich wydawnictwach jak “V” The Horrors, “Songs of Innocence” U2 czy “Ghost Stories” Coldplay.

Jeśli już otwierać płytę, to w taki sposób, w jaki zrobił to Bay. Szorstka, ale jednocześnie mająca w sobie coś zmysłowego kompozycja “Wasted on Each Other” prowadzona jest przez niezłe gitarowe riffy, sprawiając, iż z miejsca zapominam o mdłym debiucie Brytyjczyka. Nagranie płynnie przechodzi w żywiołowy, indie rockowy singiel “Pink Lemonade”, który szybko wpada w ucho. Zmianę klimatu przynosi kolejna piosenka. “Wild Love” spowalnia album, będąc trudną do polubienia od pierwszego usłyszenia mieszanką delikatnej elektroniki i gospel. To nie jedyny utwór, do którego James zaangażował chórek. Dodatkowe głosy wspierają artystę w wielu innych kompozycjach. Czasem z efektem lepszym, czasem gorszym. Najlepiej te spotkania wypadają w radosnym, śpiewno-recytowanym “In My Head”; melodyjnym, delikatnie oldskulowym “Wanderlust” oraz soulującym, emocjonalnym “I Found You”. Nie przekonują mnie za to w podniosłym, klaskanym “Us” (w tym nagraniu dzieje się aż za dużo); równie przekombinowanym “Stand Up” (tu elektronika, tam smyczki, po drodze jeszcze akustyczne gitary) czy fortepianowej balladzie “Slide”, którą aż chciałoby się uszczuplić o ten nagły, chóralny wybuch. Po drodze Bay ukrył jeszcze dwie całkiem udane kawałki – garażowe, wyraziste “Sugar Drunk High” i wyśpiewane momentami przez wokalistę wysokim głosem rhythm’and’bluesowe “Fade Out”.

James Bay wziął sobie do serca opinie, że trochę co niektórych zanudził na debiutanckim “Chaos and the Calm”. W efekcie do jego drugiego studyjnego dzieła jak ulał pasuje słówko chaos. Ale spokojnie – bardzo kontrolowany i pilnowany przez wokalistę. Na “Electric Light” dzieje się sporo, ale mało kiedy Bay pozwala sobie na dźwiękowe szaleństwo. Zamiast tego mamy krążek, który stworzony został pod koncerty – klaskać i śpiewać refreny z Jamesem może po wysłuchaniu tej płyty każdy. Mi zabrakło śmielszego wskoczenia w rockowe, ostrzejsze ramy, bo kilka kompozycji pokazało, że Bay czuje się w nich jak ryba w wodzie.

Warto: Pink Lemonade & Wasted on Each Other

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *