#1128 Jehnny Beth “To Love Is to Live” (2020)

Niemalże dekadę temu czwórka dziewczyn zamieszkujących Londyn postanowiła zrobić muzyczną karierę. Zaczęły działać pod nazwą Savages, a wydana przez nie debiutancka płyta “Silence Yourself” była sporym kulturalnym wydarzeniem 2013 roku. Ja grupę polubiłam trzy lata później za sprawą albumu “Adore Life”. I gdy wypatrywać zaczęłam jego następcy, członkinie formacji postanowiły pójść własnymi ścieżkami.

Najwięcej pracy miała Jehnny Beth – wokalistka i liderka Savages. Urodzona we Francji artystka nie tylko pośpiewała u Gorillaz czy Primal Scream, ale przede wszystkim porwała się na wydanie debiutanckiej płyty. Tę, co ciekawe, zainspirowała śmierć Davida Bowiego w 2016 roku. “Blackstar” przypomniał mi, że album może być testamentem, moim odbiciem świata i czymś, co będzie trwać dłużej niż ja mówiła przed premierą “To Love Is to Live” Beth. Francuzka podeszła do tworzenia solowej płyty tak, jakby miało to być jej ostatnie dzieło.

I am naked all the time/I am burning inside/I am a voice no one can hear przemawia do nas głębokim, przerobionym głosem Jehnny w otwierającym album filmowym utworze “I Am”, zdradzając, że planuje się przed nami całkowicie otworzyć. I przy okazji nas zaskakiwać, gdyż w połowie piosenka zmienia kurs i przeobraża się w chłodne, smyczkowe nagranie o sporej dawce napięcia. Powoli wokalistka rozładowuje je w elektronicznym, szorstkim “Inocence”, by na nowo spowodować ciarki na mojej skórze za pomocą “Flower”. Przepełniona niepewnością miłosna pieśń (she loves me and I love her/I’m not sure how to reach her) jest niespiesznym utworem o zmysłowo-agresywnym wydźwięku. Zakochałam się w tym kawałku chwilę po jego zimowej premierze i jeszcze nie jestem nim znudzona.

Do grona moich ulubieńców należą też takie piosenki jak industrialne “I’m the Man”; gotyckie “Heroine” wzbogacone grą rogu i chórkami, za które odpowiada Romy z The xx; noise rockowe, rozpędzone, maniakalne “How Could You” z gościnnym udziałem Joe’go Talbota z IDLES czy w końcu “French Countryside” – piękna, orkiestrowa ballada, która porusza swą wrażliwością i kruchością. Warto również przesłuchać mgliste, elektroniczne “We Will Sin Together” oraz klaustrofobiczne “Human”, w którym Beth przeskakuje od ambientu do niemalże hałaśliwych, jazgotliwych brzmień. Jedynie zaaranżowana na pianino ballada “The Rooms” średnio przypadła mi do gustu. Jest ładnie, ale nie mogę wyzbyć się wrażenia, iż w pozostałych utworach Jehnny pokazała nam po prostu więcej.

Mam nadzieję, że Jehnny Beth nie myśli o “To Love Is to Live” jako o albumie, którym miałaby się z nami żegnać. Zasłuchując się w tej płycie w mojej głowie pojawiają się myśli, że artystka jeszcze wiele może nam zaoferować. Zarówno pod względem tekstowym (lubię jej pióro – jej piosenki nie są wymuskane, ubarwiane czy łagodne; sporo w nich za to brudu i brutalnej szczerości), jak i wokalnym czy aranżacyjnym. Lubię to, co robiła z Savages, ale obcowanie z dojrzalszym, chłodniejszym “To Love Is to Live” dostarcza więcej emocji.

Warto: Flower & French Countryside

2 Replies to “#1128 Jehnny Beth “To Love Is to Live” (2020)”

Odpowiedz na „KarolinaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *