#1149 The War on Drugs “Wagonwheel Blues” (2008)

Przyznam, iż The War on Drugs jest jedną z najbardziej osobliwych nazw zespołów, o jakich kiedykolwiek słyszałam. Od początku uważałem, że to nazwa, pod którą mogę nagrywać różne rodzaje muzyki bez jakiejkolwiek przewidywalności – tak jej genezę wyjaśnia Adam Granduciel, wokalista i lider amerykańskiej formacji. Ta powstała w 2005 roku, ale z wydaniem debiutanckiego longplay’a czekała jeszcze trzy lata.

The War on Drugs, co bardzo mnie zaskoczyło, było pierwszym poważniejszym przystankiem na drodze do sławy dla Kurta Vile. Działający dziś solo wokalista, muzyk i producent przez pewien czas był członkiem grupy, odpowiadając nawet za produkcję debiutanckiego “Wagonwheel Blues”. Wyruszył nawet z kolegami z zespołu w trasę, ale zaraz po jej zakończeniu zdecydował się na działalność pod własnym nazwiskiem. Adam Granduciel i spółka zostali za to z albumem, na którym wyczuwalne są inspiracje Bobem Dylanem, w którego tak zapatrzony był Vile.

Otwierająca krążek kompozycja “Arms Like Boulders” nie należy do moich ulubionym momentów “Wagonwheel Blues”. Doceniam mimo to jej bluesowy klimat podkreślany harmonijką. Za dużo jest jednak w wykonaniu Adama typowego dla wczesnego Dylana narratorskiego stylu. Lepszym utworem jest “Taking the Farm”, w którym zespół narzucił sobie szybkie, konkretne tempo. Instrumentalne “Coast Reprise” brzmi spokojniej i dość zimowo, przekładając tę atmosferę także i na “Buenos Aires Beach”. Pierwszą perełką jest dryfujące gdzieś w przestrzeni kosmicznej “There Is No Urgency”. Mniej tu folk rocka, więcej zaś psychodelicznego oblicza tego gatunku. Równie świetnie wypadają mroczniejszy instrumental ukryty pod szyldem “Reverse the Charges” oraz zamykająca album wariancja na temat country “Barrel of Batteries”, która sporo zyskała dzięki odważnej obróbce głosu Granduciel. Jest w tym trochę vintage. Dobrze słucha się też hałaśliwszego “A Needle in Your Eye #16”. Nie jestem za to fanką ciągnącego się jak flaki z olejem “Show Me the Coast”. Po kilku chwilach łatwo stracić zainteresowanie tym nagraniem – tym bardziej, iż bazuje na jednostajnych melodiach.

Jak wspomniałam, Adam Granduciel  nie chciał, by ktokolwiek przypisywał do nazwy jego zespołu jakikolwiek muzyczny gatunek. I chociaż tytuł albumu, “Wagonwheel Blues”, kojarzyć się może z blues-folkowymi utworami nagrywanymi w latach 50. czy 60., a w niektórych piosenkach daje o sobie znać miłość do twórczości Boba Dylana, The War on Drugs zdają się kreować własny muzyczny świat. Ich folk rock nierzadko ma psychodeliczny wydźwięk, lecz wokale Adama brzmią całkiem jasno. “Wagonwheel Blues” nie jest debiutem, o którym rozprawiałoby się latami, ale skutecznie rozbudza ciekawość co do tego, jak przedstawiają się dalsze losy amerykańskiej kapeli.

Warto: Barrel of Batteries & There Is No Urgency

One Reply to “#1149 The War on Drugs “Wagonwheel Blues” (2008)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *