#1150 David Bowie “Young Americans” (1975)

Pomyślałem sobie, że mógłbym nagrać pełen hitów album, by umocnić swoją pozycję w Ameryce. I po prostu to zrobiłem – mówił po premierze “Young Americans” David Bowie. Brytyjski wokalista znany z takich przebojów jak “Space Oddity” czy “Rebel Rebel” od dawna tęsknie patrzył na amerykański rynek muzyczny. Przez większą część 1974 roku nawet za Oceanem mieszkał, nie tylko koncertując, ale i chłonąc tamtejszą kulturę. Zaowocowało to pierwszym tak amerykańskim krążkiem w jego karierze.

Poprzedni album Bowiego, wykonane z rozmachem “Diamond Dogs”, było glam rockowym wydawnictwem pełnym czarnych myśli i szerzących niewesołą wizję przyszłości tekstów. “Young Americans” nawet samą okładką zdradza, że zmęczony jest kreowaniem kolejnych postaci wprost z odległej galaktyki. Sama warstwa liryczna płyty jest lżejsza i bardziej ironiczna w porównaniu do tego, co otrzymywaliśmy w poprzednich latach. A muzycznie? Totalny obrót o sto osiemdziesiąt stopni. David chciał powiem zaprezentować nam swoją wizję rhythm’and’bluesa i soulu.

Zaledwie ośmiopiosenkowe wydawnictwo jest płytą zwartą, intensywną i pozbawioną niepotrzebnych momentów. Począwszy od otwierającej ją euforycznej, wzbogacanej chórkiem i saksofonem pieśni “Young Americans” aż po “Fame”, które na stałe zagościło w gronie moich ulubionych utworów z dyskografii Brytyjczyka. Także i na jego dziewiątym studyjnym krążku nie ma lepszego nagrania. Rockowo-funkująca kompozycja stworzona wraz z Johnem Lennonem jest znakomitym, luźnym, sarkastycznym kawałkiem o zmianach, jakie pociąga za sobą sława.

W gronie moich faworytów z “Young Americans” pojawiają się także takie piosenki jak “Fascination” i “Can You Hear Me”. Pierwsza z nich zaskakuje soulującym wykonaniem, nadającym całości niezwykłego klimatu kobiecym chórkiem oraz aranżacją delikatnie nawet zahaczającą o disco. Druga zaś jest ładną, niemalże baśniową balladą, w której Bowie brzmi po prostu uroczo. Po drodze natykamy się na kilka innych dobrych utworów. Warto zwłaszcza zerknąć na pięknie rozkwitające, lecz nieprzekraczające pewnego poziomu subtelności “Win”, oraz całkiem stylowe “Right”.

Potrzeba nie lada odwagi i odrobiny szaleństwa, by porzucić brzmienie, do którego przyzwyczaiło się słuchaczy. A także pewności siebie i ogromnej wiary w to, że ryzyko może się opłacić. David Bowie wszedł na grunt, którym dotąd mało kiedy stąpał (warto w tym miejscu wspomnieć takie nagrania jak “Sweet Thing” czy “Rock ‘n’ Roll with Me” z poprzedniej płyty) i całkiem sprawnie zaczął się po nim poruszać. Jego wariancja na temat czarnej muzyki brzmi bardzo przekonująco. “Young Americans” to taki album z serii tych lekkich, łatwych i przyjemnych. Ale cały czas trzymających odpowiednio wysoki poziom.

Warto: Fame & Fascination & Can You Hear Me

______________

David BowieSpace OddityThe Man Who Sold the WorldHunky DoryThe Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from MarsAladdin SanePin UpsDiamond Dogs

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *