Jedna z najbardziej ponurych piosenek, jaka wyszła spod ręki Joy Division. Hołd Andry Day oddany Billie Holiday. Debiutancki singiel wokalistki, której debiutancki krążek narobił ostatnio nieco szumu. Kompozycja z lat 50., którą ostatnio przypomniał pewien filmowy trailer. Te i inne utwory towarzyszyły mi w marcu.
JOY DIVISION THE ETERNAL (1980)
W swojej niezwykle krótkiej karierze zespół Joy Division wypuścił dwa znakomite krążki, na których aż roiło się od wspaniałych kompozycji. Gdybym jednak miała wskazać swój ulubiony numer z repertuaru grupy, bez wahania wskazałabym na “The Eternal”. Jest to bowiem jedna z najsmutniejszych, najbardziej depresyjnych i najmroczniejszych piosenek, jakie słyszałam. Niski, posępny wokal Iana Curtisa króluje nad powolną, kroczącą melodią. Artysta nie doczekał premiery albumu (popełnił samobójstwo chwilę wcześniej), ale takie nagrania jak “The Eternal” zapewniły mu życie wieczne.
GABRIEL BRUCE EL MUSGO (2013)
Legenda Leonarda Cohena wiecznie żywa. Kanadyjski bard inspiruje całą rzeszę artystów, ale dawno nie słyszałam piosenki tak dobrze pasującej do jego dyskografii (szczególnie z czasów albumów “I’m Your Man” i “The Future”), jak “El Musgo” Gabriela Bruce’a. Powolny, art rockowy utwór został raczej wymruczany aniżeli zaśpiewany (niski głos Brytyjczyka to magia), a poetycka opowieść o nieodwzajemnionej miłości potrafi poruszyć serca. Niespodzianką jest końcówka nagrania, która skręca w stronę głośniejszych, bardziej egzotycznych klimatów.
THE WEEKND SAVE YOUR TEARS (2020)
Przez długi czas nowy album The Weeknd, “After Hours”, był dla mnie jedynie piosenką “Blinding Lights”. Ta już mi się jednak znudziła, a na jej miejsce wskoczył kawałek, który dotąd przemykał niezauważony. „Save Your Tears” jest utworem z serii „tańczymy ze łzami w oczach”. Mocno inspirowana ejtisowym synth popem piosenka szybko wpada w ucho i zachęca do nieśmiałych podrygów, ale jednocześnie zawiera w sobie sporo emocji i melancholii. To zdecydowanie jedna z tych kompozycji The Weeknd, która po prostu musi wybrzmieć podczas jego koncertu.
ANDRA DAY TIGRESS & TWEED (2021)
Chciałabym już przekonać się, jak w roli Billie Holiday wypadła Andra Day, ale na razie ocenić mogę jedynie soundtrack do biografii jazzowej wokalistki, na którym amerykańska wokalistka zmierzyła się z piosenkami muzycznej legendy. Jednak płyta to nie tylko covery. Zachwycam się “Strange Fruit” czy “Lady Sings the Blues”, lecz na albumie króluje autorskie nagranie “Tigress & Tweed”, które zresztą oddaje hołd wspomnianemu “Strange Fruit”. Jest jednak nowocześniej, a jazzująca aranżacja wchodzi we współpracę z hip hopem. Andra, podobnie jak i Billy, ma wokal, którego się łatwo nie zapomina.
ARLO PARKS COLA (2018)
Na długie godziny zatrzymała mnie przy sobie debiutancka płyta Arlo Parks zatytułowana “Collapsed in Sunbeams”. Maglowanie takich piosenek jak “Black Dog” czy “Hurt” zachęciło mnie do sięgnięcia po starsze dokonania artystki. W tym i jej pierwszy singiel – “Cola” z 2018 roku. Jeśli średnio odpowiadał wam minimalizm i łagodny charakter płyty Arlo, ta kompozycja powinna przypaść wam do gustu. Produkcja jest nieco cięższa i bardziej czerpiąca z hip hopu. Jednocześnie wokal Parks wciąż jest ujmujący i melancholijny.
CONNIE FRANCIS WHO’S SORRY NOW (1957)
Napisana w 1923 roku piosenka “Who’s Sorry Now” przechodzi właśnie trzecią młodość. Najpierw podbiła listy przebojów w latach 50., gdy za jej cover zabrała się Connie Francis. Dziś wraca do nas (ponownie w wersji amerykańskiej wokalistki) po upublicznieniu trailera filmu “Cruella”. I przenosi ten zwiastun w zupełnie nowy wymiar. Popowa, wzbogacona gitarą i chórkami kompozycja jest eleganckim, stonowanym, choć podszytym smutkiem utworem.
JOHN CALE DYING ON THE VINE (1985)
Początek lat 80. dla walijskiego wokalisty i muzyka Johna Calego był bardzo burzliwy i skomplikowany. Artysta zmagał się z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu. Zmaganiu z drugim z nałogów poświęcił utwór “Dying on the Vine” z albumu “Artificial Intelligence”. Jest to piosenka, którą ciężko zaszufladkować. Ma nieco amerykański, westernowy klimat, ale jednocześnie bije od niej spory spokój. Zachwyca samo wykonanie Calego, który nie daje się zbytnio porwać emocjom, choć każdy z wersów tego nagrania jest jak mała szpileczka. I wish someone would show me where to draw the line – te zdanie działa na mnie najbardziej i skłania do zastanowienia się nad własnym zachowaniem.
DEATH IN JUNE FALL APART (1990)
Neofolk i zainteresowanie III Rzeszą. Nic więc dziwnego, że brytyjski zespół Death in June od samego początku przypadającego na lata 80. budził skrajne emocje, które doprowadziły do zbanowania muzyki kapeli w niektórych miejscach świata. Nie wyobrażam sobie jednak, by ktoś za mnie decydował, czego mogę słuchać, więc chętnie sięgam po ich twórczość. Jednym z lepszych momentów płyty “Thè Wäll öf Säcrificè” jest klasyczna neo folkowa ballada “Fall Apart” – nagranie bardzo proste i jednostajne, ale klimatyczne.
TASHA WOULD YOU MIND PLEASE PULLING ME CLOSE? (2021)
Summers hardly feel like summer anymore zmęczonym, pozbawionym energii głosem nuci Tasha w swoim najnowszym singlu “Would You Mind Please Pulling Me Close?” dodając, I’m fine today, I’ll be fine again. Ciężko jej w to uwierzyć, gdyż premierowa akustyczno-indie folkowa piosenka nie wskazuje na to, jakoby artystka miała dobre samopoczucie. Sam singiel jest utworem osadzonym już w tym lockdownowym klimacie – izolacja, samotność, rozdzielenie z bliskimi. Kto z nas tego nie doznał w minionych miesiącach.
SHE WANTS REVENGE TEAR YOU APART (2005)
Kariera amerykańskiej kapeli specjalizującej się w brzmieniach z pogranicza rocka i post punku była krótka, ale intensywna. Jej ukoronowaniem było wykorzystanie kompozycji “Tear You Apart” w jednym z odcinków “American Horror Story: Hotel”. Powstał z tego niemalże teledysk pełen bardzo gorących scen. Wykazali się twórcy serialu, bo ta gorączkowa, nerwowa i trzymająca tempo piosenka o niebezpiecznym pożądaniu jak ulał wpasowała się w klimat scen.