#1205 CLOVES “Nightmare on Elmfield Road” (2021)

W połowie lat 80. na Elm Street straszył żądny krwi Freddy Krueger, bohater slashowego horroru “Koszmar z ulicy Wiązów”. Pochodząca z Australii Kaity Dunstan, która występuje po pseudonimem Cloves, Elm Street zamieniła na londyńską Elmfield Road. Inne miejsce, inna epoka, inna bohaterka. Cloves, podobnie jak bohaterowie słynnego filmu, dręczona jest jednak przez senne koszmary. Nowym krążkiem chce stawić im czoła.

Wydana w drugiej połowie 2018 roku płyta “One Big Nothing” – zresztą pierwsza w karierze dwudziestopięciolatki – nie spotkała się z przesadnie ciepłym odbiorem. Prezentowana przez Cloves mieszanka indie i szlachetnego popu o delikatnie vintage’owym wydźwięku zauważona została przez niedużą grupkę słuchaczy. Podłamało to trochę spragnioną uwagi Kaity, która dała sobie więcej czasu na dopracowanie drugiego albumu. “Nightmare on Elmfield Road” to dla melomana żaden koszmar. To raczej ładny sen miłośnika elektronicznego oblicza popu, za który odpowiadają tacy producenci jak Hudson Mohawke (Anohni, Banks), Clarence Coffee Jr. (Julia Michaels, Maroon 5) czy Jacob Portrait z Unknown Mortal Orchestra.

Swój album Cloves otwiera ponurą kompozycją “Manic” z plumkającym w tle pianinem i przestrzennym refrenem. Jaśniejszą, synthpopowo-rhythm’and’bluesową produkcją charakteryzuje się “Sicko”. Utwór bardzo łatwo zostaje w głowie dzięki zapożyczeniom z przeboju “Tom’s Dinner” Suzanne Vegi. Mnie jednak bardziej zainteresowało nagranie zatytułowane “Nightmare”, które potrafi wywołać ciarki. Wielowarstwowa piosenka (szczególnie ciekawe rzeczy dzieją się na poziomie wokali) jest mrocznym elektro popem o narastającej melodii i wielu niepokojących zniekształceniach. Inną perełką jest singlowe “Dead” o alternatywo-popowo-elektronicznej aranżacji, zaśpiewane przez Cloves z dużą dawką luzu. Po zestawieniu wykonania z tekstem, w którym artystka mierzy się z tematem lęków, okazuje się, że Australijka lubi sobie z nami pogrywać. Do najlepszych momentów albumu należą także pełne zmian tempa “Screws”; pełna hałaśliwych niespodzianek ballada “Grudge” oraz  niepozbawione elementów zaskoczenia “Beast”, które tylko z pozoru jest inspirowanym folkiem kawałkiem.

Po sympatycznym, choć niezbyt zapadającym w pamięć debiucie, Cloves powróciła z materiałem znacznie bardziej wyrazistym, intrygującym i zwyczajnie ciekawszym. “Nightmare on Elmfield Road” nie jest jednak płytą lekką i dziewczęcą. To raczej gęsta, dźwiękowa spirala najróżniejszych, głównie negatywnych emocji, które w ostatnich miesiącach buzowały w Australijce. Słyszymy więc historie o jej doświadczeniach z depresją czy zmaganiu się z najróżniejszymi lękami. Artystka nie daje nam jednak jasnej odpowiedzi na pytanie, czy wszystko już u niej w porządku. Pozostaje do samego końca w dystopicznym nastroju, przebijając się do grona artystek, których następnego kroku jestem ciekawa. Oby nie był to skok w otchłań.

Warto: Nightmare & Dead

One Reply to “#1205 CLOVES “Nightmare on Elmfield Road” (2021)”

  1. Chyba najbardziej podoba mi się “Manic”, może jeszcze “Nightmare”. W innych piosenkach za bardzo przeszkadza mi dysonans pomiędzy dosyć mrocznymi, niemal trip hopowymi instrumentalami, a raczej pospolitym popowym wokalem. Nie do końca to do siebie pasuje, ale jakiś klimat jest.

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *