RECENZJA: Weyes Blood “The Outside Room” (2011) (#1218)

Wise Blood, Weyes Bluhd, Weyes Blood And The Dark Juices a w końcu Weyes Blood – amerykańska wokalistka Natalie Mering długo nie mogła zdecydować się, pod jakim pseudonimem chce występować. Stanęło na Weyes Blood, choć w wielu źródłach znaleźć możemy informację, iż jej debiutancka płyta ukazywała się pod szyldem wzbogaconym o nazwę The Dark Juices. Te wszystkie zawirowania sprawiły, że już na starcie Natalie zwykło się określać mianem enigmatycznej wokalistki.

“The Outside Room”, jej płytowy debiut dla wytwórni, sprawia jednak, że do Weyes doczepiana jest jeszcze inna łatka. Słuchając jej wczesnych piosenek nie da się nie mieć przed oczami Nico – niemieckiej artystki, która zasłynęła w latach 60. za sprawą współpracy z The Velvet Underground. Podobne harmonie; zbliżone, niskie głosy mające w sobie sporo powagi; kroczenie własną awangardową drogą. I tylko pozostaje sobie życzyć, by Blood została z nami dłużej niż niemiecka legenda*.

Album “The Outside Room” rozpoczyna się niesamowitą kompozycją “Storms That Breed”. Wokale Mering są spokojne i pozbawione większych emocji, ale sam utwór nie jest równie obojętny. To walczykowato-psychodeliczno folkowe dzieło pełne zniekształceń, deformacji i hałaśliwszych, perkusyjnych dźwięków. Większym stoicyzmem charakteryzuje się kolejne nagranie. Rozmyte “Lost in Dreams” uchodzić może za osobliwą kołysankę nie dającą zasnąć. Mniejsze wrażenie robi gitarowe, angażujące także organy “Candyboy”, choć w tym przypadku zawiniła jedynie długość. Niemalże dziesięć minut to o jakieś sześć za długo na ten utwór, nawet jeśli skręcająca w stronę kosmicznych klimatów końcówka warta jest przesłuchania. Jednak już kolejny kolos (siedmiominutowe “Romneydale”) należy do najlepszych momentów płyty. Nastrojowe nagranie o działającym na wyobraźnię wstępie zachwyca przede wszystkim wokalami Blood – pogrążonymi w smutku, ale jednocześnie anielskimi. Świetnie brzmi również kościelne, lekko nawet nawiedzone “His Song” o wibrujących, ponakładanych na siebie głosach. Dziwaczną kompozycją jest za to oparte na powtarzanych wersach (You can change jak nakręcona powtarza Weyes) mroczne, budzące niepokój “In the Isle of Agnitio”, które robić może za ścieżkę dźwiękową do filmu grozy.

Jedynie sześć piosenek, ale przeszło czterdzieści minut muzyki. Weyes nie bawiła się w pisanie wielu kompozycji, ale rozbudować postanowiła kilka tych, które już miała. “The Outside Room” nie jest więc płytą przyjemną i łatwą w odbiorze. Moje osobiste doświadczenia z nią nie należą do najprostszych. Początkowo szybko odstawiłam robiąc miejsce “Titanic Rising”, lecz dałam szansę i zatopiłam się w tym dziwnym świecie wykreowanym przez Weyes Blood. A jest to świat ciemny, pozbawiony promieni słońca, jakby zaklęty w napiętym, poddenerwowanym śnie. Świetna, choć szalenie niedoceniana płyta.

Warto: Storms That Breed & Romneydale

* Nico zmarła chwilę przed swoimi 50. urodzinami. Przyczynił się do tego narkotykowy nałóg.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *