RECENZJA: Lord Huron “Long Lost” (2021) (#1240)

Ile razy zdarzyło wam się przerwać oglądanie serialu, by sprawdzić, co to za piosenka leci w tle? U mnie takie sytuacje są na porządku dziennym, ale jeszcze żadna z odnalezionych w ten sposób kompozycji nie poruszyła mnie tak mocno, jak “The Night We Met” Lord Huron. Patrząc po komentarzach i statystykach (przeszło 800 milionów odtworzeń na Spotify!) nie tylko mnie. Do kapeli już przylgnęła łatka one hit wonder, lecz warto wiedzieć, że zespół ma dryg do nagrywania niezłych płyt.

“Long Lost”, krążek, który premierę miał pod koniec maja tego roku, jest już czwartym albumem w dyskografii założonej w Los Angeles grupy, której nazwa jest ukłonem w stronę jeziora Huron położonego na północy Stanów Zjednoczonych. Jego poprzednik, “Vide Noir”, podkręcał dotychczasowe indie folkowe brzmienie Lord Huron oraz prezentował nam melodie ostrzejsze i zabarwione delikatną notką psychodelii. Jak sami zainteresowani anonsowali, “Vide Noir” wynikło z nocnych spacerów ulicami dużych miast. Albumem “Long Lost” grupa zdaje się powracać na sielską prowincję.

Otwierająca płytę miniaturka “The Moon Doesn’t Mind” świetnie kreśli nam obraz tej płyty, gdzie gitarowe melodie mają w sobie sporo filmowego pierwiastka. To taki… Dziki Zachód w Hollywood. Westernowe klimaty przenikają w “Mine Forever”; powolnym, tajemniczym “Meet Me in the City” oraz mocno zabarwionym country “Love Me Like You Used To”, które to nagranie jest jednym z moich albumowych faworytów. Świetnych utworów tu jednak pod dostatkiem. Od pierwszego usłyszenia zakochałam się w chłodnym, pełnym dramatyzmu numerze “Drops in the Lake”. Te pogłosy, smyczki i przejmujący wokal Bena Schneidera gwarantują ciarki, a całość sprawdzi się podczas wolnych tańców. Podobnie zresztą jak cudowne retro granie postaci “Where Did the Time Go”. Unikalną, w skali całej płyty, piosenką jest aż nieprzyzwoicie krótkie “At Sea”, w którym do czynienia mamy z psychodelicznymi klimatami godnymi The Beach Boys.

Co jeszcze grupa dla nas przygotowała? Miłośników orkiestrowych ballad zadowoli melancholijne “Long Lost”. Fanów spokojniejszych, choć bujających kawałków o nie mniej nostalgicznej atmosferze zainteresować powinno folkowe “Twenty Long Years” czy minimalistyczne, urokliwe “I Lied” z gościnnymi wokalami Allison Ponthier. Warto również zerknąć, jak Lord Huron ograli temat rockabilly w żywiołowym “Not Dead Yet” czy jak sprawdzili się w kakofonicznym “What Do It Mean”. Jedynie zamykający krążek kolos (czternaście minut!) “Time’s Blur” jest tu pozycją do przeskoczenia. Grupa postanowiła pobawić się dream popem i ambientem, lecz całość zwyczajnie nuży. Oby nie była to zapowiedź kierunku, w jakim Lord Huron podążą na kolejnym wydawnictwie.

“Long Lost” jest płytą, która kiełkuje niczym ziarenko. Początkowo nie wzbudziła mojego większego zainteresowania, a dla siebie zatrzymałam jedynie ponure nagranie “Drops in the Lake”. Z czasem sięgałam po nią coraz częściej i dotarłam do punktu, w którym zaczęła zachwycać mnie co druga kompozycja. Lord Huron swoim czwartym krążkiem udowodnili, że takie gatunki jak folk, americana czy country nie stanowią dla nich tajemnicy.

Warto: Drops in the Lake & Love Me Like You Used To & At Sea

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *