RECENZJA: Charlotte Day Wilson “Alpha” (2021) (#1268)

Ogromnymi pokładami cierpliwości wykazała się pochodząca z Kanady Charlotte Day Wilson. W przyszłym roku świętować będzie swoje dziesięciolecie pracy artystycznej, a zaledwie przed paroma miesiącami udało jej się w końcu wydać debiutancką płytę. Po drodze było kilka epek i różne kolaboracje, które sprawiły, że Charlotte przystąpiła do kompletowania pierwszego albumu – “Alpha” – z pozycji wokalistki, która już wie, co z czym się je.

Nie trafiłabym na postać Day Wilson, gdyby nie artyści, z którymi miała okazję już współpracować. Kanadyjska wokalistka dorzuciła bowiem swoje wokalne trzy grosze do utworów takich wykonawców jak producent KAYTRANADA, który łączy w swoich numerach wpływy elektro, r&b i dance, oraz free jazzowego kolektywu BadBadNotGood. Sporym wyróżnieniem było pojawienie się na epce “Before” Jamesa Blake’a, który stwierdził, że bez elementów zaczerpniętych z jednej z piosenek Charlotte jego kompozycja “I Keep Calling” byłaby uboższa.

Swój krążek “Alpha” Kanadyjka zaczyna od oszczędnego w dźwięki nagrania “Strangers”, w którym więcej dzieje się w przypadku wokali. Artystce towarzyszy bowiem chórek, który określić można mianem anioła z auto tunem. Lekkim zawodem jest kolejny utwór – “I Can Only Whisper”. Po współpracy z BadBadNotGood spodziewałam się bardziej interesujących brzmień. A jest ledwo letnio. Świetnie za to prezentuje się natchnione, pełne religijnych odniesień “If I Could”, którego słowa Charlotte kieruje do siebie z przeszłości. Do lepszych momentów albumu “Alpha” należą także mroczniejsze, gospelowo-neo soulowe “Mountains”, w tworzeniu którego brał udział sam Babyface, oraz “Changes” będące niespiesznym nagraniem z pogranicza zadymionego jazzu i trapu traktujące o drodze, jaką podążyła wokalistka w stronę muzycznej kariery.

Podoba mi się również alt-rhythm’and’bluesowe “Take Care of You” (feat. Syd) oraz surowsze, choć uczuciowe “Wish It Was Easy”. W podobne tony uderzają akustyczne, delikatnie folkowe “Lovesick Utopia” i “Adam Complex”. Na drugim biegunie ląduje za to przebojowe, wpadające w ucho “Keep Moving”, w którym perkusja ustępuje miejsca przestrzennym klawiszom, a całość uchodzić może za kawałek do pobujania się.

Debiutancki krążek “Alpha” kanadyjskiej wokalistki Charlotte Day Wilson nie jest debiutem, o jakim długo by się rozprawiało, i który rozkładałoby się na czynniki pierwsze. To raczej płyta dobra i nieźle wykombinowana, choć pozbawiona większych niespodzianek. Charlotte zdaje się wciąż zastanawiać, czy woli dopuścić do swojego brzmienia nowocześniejsze dźwięki, czy raczej pozostać wierna bardziej oldskulowym aranżacjom. Brakuje też większej wokalnej różnorodności, gdyż miękki, dojrzały głos artystki w każdej kompozycji brzmi smutno i pochmurno. Jeśli jednak szukacie albumu, przy którym można się wyciszyć, “Alpha” powinna stanąć na waszej drodze.

Warto: Changes & Mountains

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *