RECENZJA: Kilo Kish “American Gurl” (2022) (#1293)

Śpiewała u Gorillaz, Vince Staplesa, Cheta Fakera i Childisha Gambino, a mimo wszystko o pochodzącej z USA wokalistce Lakishy Kimberly Robinson (występującej jako Kilo Kish) jest dość cicho. Nawet informacja o tym, że wydaje swój drugi studyjny krążek spadła na mnie niespodziewanie, choć o przymiarkach do premiery drugiej płyty artystka informowała dobre pół roku temu. Kiedy jednak “American Gurl” się ukazało, ciężko było jej nie zauważyć. Nie tylko ze względu na świecącą okładkę.

Chociaż początkowo Kilo Kish kreowana była na rhythm’and’bluesową nadzieję drugiej dekady XXI wieku, gdy gatunek ten zaczął wchodzić na bardziej alternatywny grunt, szybko stwierdziła, że nie da się włożyć w pewne ramy. Chciałam odejść od wyobrażeń, iż czarna kobieta może śpiewać jedynie r&b mówiła swego czasu Santigold, a ja słuchając ostatnich dokonań Lakishy nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wzięła sobie słowa starszej koleżanki po fachu do serca. Ostatnie dokonania Amerykanki (epki “Mothe” i “Redux”) były pełne elektronicznych brzmień. Także i “American Gurl” chętniej zerka na electropop aniżeli r&b.

Odgłosy dobrej zabawy w salonie gier – w taki sposób wita nas w intrze “Play” Amerykanka. Konkrety zaczynają się w następującym po nim tytułowym dziele, gdzie w towarzystwie ostrych syntezatorów Kilo kreśli historię o poszukiwaniu własnej tożsamości. Sama piosenka jest nieco za długa, czego powiedzieć nie można o zastępującym ją ledwie dwuminutowym, bazującym na niskich, elektronicznych bitach “Death Fantasy”. Intrygujące rzeczy dzieją się tu na poziomie wokali – Kish pozwala sobie na melorecytację, podczas gdy za jej plecami nuci Miguel.  To nie jedyny gość na “American Gurl”. Szalone “Choice Cowboy” w jeszcze więcej energii zaopatruje Jean Dawson; hip hopowo-elektroniczne “New Tricks: Art, Aesthetics and Money” wzbogacają wrzutki Vince Staplesa; zaś flirtujące z alt rockiem “Intelligent Design” to efekt współpracy Robinson z Jesse Boykinsem III.

Z solowych popisów Kish niesamowite wrażenie robi będące wariancją na temat baroque popu połączonego z elektropopem i niemalże rapową nawijką “Bloody Future”. Filmowo wybrzmiewa metaliczne, pełne chłodnych emocji interlude “TV Baby V.2 (Latch Key March)”. Komu do gustu przypadła ostrzejsza wersja Kish, ten zerknąć powinien na industrialne “On the Outside (Justin’s Song)” czy na przemycające ejtisowy synth pop obok pop rockowych klimatów kojarzących się z latami 00’s “Super Ko Love”. Nie brakuje i piosenek, do których można ruszyć nóżką. Tu czekają na nas glitch popowo-house’owe “Distractions III: Spoiled Rotten”; wibrujące “No Apology!” o wpadającym w ucho refrenie czy kosmiczny electropop “Attention Politician”. Na zakończenie przygody z albumem ponownie wracamy do przyjaciół grających w gry video (“Continue?”), którzy na odchodne rzucają what a waste. Intrygująca zagrywka, bo żadna sekunda spędzona z nową muzyką wokalistki nie jest sekundą zmarnowaną.

Tegoroczna nowość od Kilo Kish stoi w opozycji do jej poprzedniego krążka, “Reflections in Real Time”. Art popowe, często przygaszone i szare brzmienia ustąpiły miejsca eksplozji kolorów i sporej zadziorności. Nie zmieniło się jedno – Robinson wciąż planuje wcielać się w rolę obserwatorki współczesnego społeczeństwa. Zamknięta przez kilka miesięcy we własnych czterech ścianach i pozbawiona możliwości odkrywania świata artystka tym razem przyjrzała się swoim rodakom i zwróciła uwagę na ich obsesje na punkcie piękna, materializmu czy sławy. Efektem jest płyta, która powinna namieszać. Tak ekscytująca Kilo Kish jeszcze nie była.

Warto: Death Fantasy & Bloody Future & Distractions III: Spoiled Rotten

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *