W chwili wydawania płyty “Romance” niecałe trzy lata temu kubańska wokalistka Camila Cabello była w związku z Shawnem Mendesem, po którym jedyną pamiątką został utwór “Señorita” będący duetem tych dwojga. Echa zakochania i romantycznej miłości ucichły, a nowym, trzecim już studyjnym albumem, artystka zwraca się do rodziny, która jest dla niej oparciem w najtrudniejszych chwilach.
Zamknięta w czterech ścianach z powodu pandemii koronawirusa Cabello miała okazję zwolnić i zastanowić się, co dalej. Powrót do rodzinnego domu sprawił, że chętniej niż wcześniej zagłębiła się w historię swojej rodziny, z którą w dzieciństwie opuściła Kubę i przeniosła się do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia. Podczas prac nad wydawnictwem “Familia” postanowiła także mocniej niż wcześniej podkreślić swoje latynoskie korzenie i przemycić język hiszpański do premierowych nagrań.
Mimo rasowego, zaledwie kilkunastosekundowego intra “Familia” wygrywanego na trąbce przygotowane przez Camilę i jej sztab kompozycje prezentują brzmienia latino w formie bardzo przystępnej, wykorzystując do tego różne pomysły. Czasem mamy orkiestrę (hymn związków na odległość “La buena vida”), innym razem coś bardziej pościelowego i zmysłowego (“No Doubt”) czy przyjemnie kołyszącego (“Celia”). Pojawiają się i nagrania, które ciężko wyrzucić z pamięci. “Bam Bam” z Edem Sheeranem* łączy jego akustyczno-popowy styl z reggaetonem i salsą przemycanymi przez Cabello, podczas gdy “Don’t Go Yet” to wulkan energii bazujący na dźwiękach m.in. marakasów, gitary flamenco czy trąbek. Poważniej brzmi moja ulubiona, latynosko-jazzująca “Lola”, w której Camila porusza temat dorastania w kraju takim jak Kuba, gdzie młodzi ludzie nie mają zbyt dużo perspektyw.
Sporo emocji kryje się i w kruchej, akustycznej balladzie “Everyone at This Party”, której słowa kieruje do byłego ukochanego (did you realize you don’t need me?). W poszukiwaniu tanecznych melodii warto zaś udać się pod numer osiem, gdzie skrywa się inspirowane nu disco nagranie “Hasta los dientes”. Na “Familia” nie brakuje i małych zawodów. Największym jest ciemne, rhythm’and’bluesowo-elektropopowe “Psychofreak” z płaczliwą Willow, które zwyczajnie mnie nuży. Nie przepadam też za zamkniętym w stylistyce 2000’s popu “Quiet” czy ślamazarnym “Boys Don’t Cry”.
Chociaż nie należę do fanów Camili Cabello, premierę płyty “Familia” miałam zaznaczoną w kalendarzu. Chętnie sięgnęłam po cały album, mimo iż jego singlowe zapowiedzi nie wywołały u mnie jakiejś większej euforii. Intrygowała mnie jednak cała otoczka krążka, to skupienie się na rodzinie i chęć zaakcentowania kubańskich korzeni – w głowie wciąż mam fantastyczny singiel “Havana”. “Familia” okazała się być płytą bardzo równą i sympatyczną. Wiele tu opowieści o niekoniecznie pozytywnym wydźwięku, ale muzyczna otoczka albumu jest jak najbardziej radosna i kolorowa. Nie wiem, czy to płyta na kwiecień, ale na pewno warto wrócić do niej podczas wakacyjnych miesięcy.
Warto: La buena vida & Lola
* To nie pierwsze spotkanie tej dwójki. W 2019 roku nagrali kawałek “South of the Border”.
___________