RECENZJA: Dawid Podsiadło “Lata dwudzieste” (2022) (#1345)

Albumy “Comfort and Happiness” i “Annoyance and Disappointment” uczyniły z Dawida Podsiadły gwiazdę polskiej sceny muzycznej. Wydany przed czterema laty album “Małomiasteczkowy” – jego pierwszy w pełni polskojęzyczny projekt – sprawił, że nie ma już na niego mocnych. Dziś Dawid powraca z nową porcją piosenek, przez które publiczność zgromadzona na jego stadionowych koncertach oszaleć ma jeszcze bardziej.

Krążkiem “Małomiasteczkowy” wokalista nie tylko zdawał się odkładać na bok swoje ambicje podbijania świata, ale i kończył z gitarowym graniem, którego genezę upatrywać możemy w brytyjskim indie rocku. Zrobiło się popowo i lżej, choć prostotę i rozrywkowy charakter tych nagrań równoważą niewesołe teksty. “Lata dwudzieste”, tegoroczna płyta Podsiadło, w ten popowy świat zagłębia się jeszcze bardziej, choć ponownie otrzymujemy historie, w których ciężko o optymizm.

Nawet jeśli poprzednia płyta przyzwyczaiła mnie do tej popowej, radiowej wersji Dawida, tak otwarcie najnowszej, “WiRUS” zaskoczyło jeszcze bardziej. Roztańczone nagranie natychmiastowo wpada w ucho, choć dla mnie jest takim… warszawskim disco polo. Podobne odczucia towarzyszyły mi podczas zapoznawania się m.in. z “TAZOSami”, “Nie lubię Cię” czy “To co masz Ty!”. Wszystkie te numery są radiowe, bezwstydnie przebojowe ale jakieś takie żenujące. Z zachęcających do zabawy kompozycji zabieram za to dla siebie dyskotekowo-funkujące “D I A B L E” oraz melorecytowane “POST” o katolickiej hipokryzji – aż dziwne, że nie została jeszcze nałożona cenzura na ten utwór.

Do moich ulubieńców należą dwie najbardziej emocjonalne piosenki z tego zestawu – liryczne “Mori” o elektroniczno-smyczkowej aranżacji oraz patetyczne, nowoczesne i dość ciężkie “Millenium”. Napompowany refren jest także cechą “Blanta”. Zestawiony jednak został z sympatycznymi, wychillowanymi zwrotkami, przez co mam wrażenie, jakbym słuchała kompozycji zlepionej z dwóch różnych numerów. Zawodzą także duety. “O czym śnisz?” z Sanah i “Awejniak” z Nosowską ledwo zauważam, chętniej za to sięgając po “Halo” z tym jego nostalgicznym, retro vibem czy szczere “Szarość i Róż” o ponurym wykonaniu i melodii balansującej między chłodnym elektro a klasyką.

Gdy niemalże dekadę temu (!) Dawid Podsiadlo zaczynał muzyczną karierę, opowiadał o tym, że jedną z jego największych inspiracji jest formacja Coldplay. Lata mijają, a droga Polaka i brytyjskiego zespołu wygląda całkiem podobnie – od indie rockowych utworów po radiowy pop, który przede wszystkim ma wpadać w ucho i świetnie sprawdzać się na koncertach. Pod tym względem płyta “Lata dwudzieste” ma swoje dobre momenty. Całość jest jednak zaskakująco monotonna, a częściej niż same melodie lepiej sprawdzają się teksty, w których artysta niczym lustro odbija problemy, myśli i emocje swoich słuchaczy.

Warto: Mori & Millenium

_________________

Comfort and HappinessAnnoyance and DisappointmentMałomiasteczkowy

One Reply to “RECENZJA: Dawid Podsiadło “Lata dwudzieste” (2022) (#1345)”

  1. Zapomniałem, że ta płyta już wyszła i dopiero przed chwilą zapuściłem ją sobie w tle do Twojego wpisu. Nie dla mnie te klimaty, ale radiowo jest i poprawnie. Masz rację, teksty zwracają wiekszą uwagę niż muzyka, tomik wierszy można by wydać 😉 Co do duetów też się zgadzam. Nosowską uwielbiam, ale…

    Pozdrowienia!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *