RECENZJA: Benjamin Clementine “And I Have Been” (2022) (#1346)

Brytyjski wokalista Benjamin Clementine na dłuższy czas zniknął ze sceny. Podczas pandemii na chwilę przyniósł nam odprężenie za sprawą folkowej kompozycji “Calm Down” nagranej z żoną, by poświęcić się aktorstwu i zagrać w “Diunie”. Dziś mówi o przejściu na muzyczną emeryturę, lecz zanim do tego dojdzie (o ile w ogóle dojdzie) czeka nas premiera trzech wydawnictw. Pierwsza część, “And I Have Been”, już na nas czeka.

Benjamin Clementine pojawił się znikąd. Będąc nastolatkiem wyjechał do Paryża, gdzie zmagał się z kryzysem bezdomności. Czas poświęcał głównie na występy na ulicach i pisanie własnych tekstów. Tam poznał swojego przyszłego menadżera, a niedługo potem, już po powrocie do Londynu, nagrał debiutancki album “At Least for Now”. Nikomu nieznany wokalista za swoją pracę zgarnął sprzed nosa takim gwiazdom jak Florence + The Machine czy Róisín Murphy prestiżową Mercury Prize. Nieco mniejszym powodzeniem cieszyła się dotykająca kryzysu uchodźczego płyta “I Tell a Fly”.

Rozpoczęcie “And I Have Been” jest, jak na standardy Benjamina, skromne i zwyczajne. Kompozycja “Residue” zwraca jednak uwagę mocnymi wokalami głównego bohatera, kobiecym chórkiem oraz ostrymi, dodającymi całości delikatnego dramatyzmu smyczkami. Na podobnym patencie, choć w bardziej teatralnej formie, bazują także nagrania takie jak “Delighted”, “Difference” (tak nowocześnie Clementine jeszcze nie brzmiał) czy “Gypsy, BC”. Mi jednak bardziej podobają się utwory, w których Benjamin siada do pianina jak za starych, dobrych czasów. Może i w instrumentalnym “Last Movement Of Hope” tęsknię za choć kilkoma śpiewanymi wersami, lecz już “Copening”, “Genesis” czy w końcu “Weakend” dużo wynagradzają. Szczególnie za sprawą swojej przygnębiającej, eleganckiej atmosfery zachwyca mnie ostatnia z piosenek. Podobnie intryguje “Atonement”, gdzie klasyczne dźwięki przeplatają się z mroczną elektroniką; “Lovelustreman” o nośnym, chóralnym refrenie i jazzujących wpływach; czy lekko nerwowe, klawiszowe “Recommence”. Jedynie kołyszące “Auxiliary” nie przypadło mi do gustu będąc piosenką – jak na standardy artysty – banalną i nieciekawą.

Swój trzeci studyjny album Benjamin Clementine w dużej mierze stworzył w domowym zaciszu podczas szalejącej pandemii koronawirusa. Przełożyło się to nie tylko na teksty kompozycji, w których sporo jest miłosnych tematów i refleksji co do własnego pochodzenia (tak introwertyczny Brytyjczyk jeszcze nie był), ale i same aranżacje, którym daleko do wielkości nagrań z poprzednich dwóch albumów, które były na zmianę epickie i klaustrofobiczne. Na “And I Have Been” więcej jest światła i lekkich, niemalże wiosennych dźwięków. Mniej tu także niepokoju, którym obładowane były płyty “At Least for Now” i “I Tell a Fly”. Nieco mi tego brakuje, lecz to pogodzone ze sobą oblicze Clementine’a może się podobać.

Warto: Weakend & Atonement

__________________

At Least for Now ♥ I Tell a Fly

One Reply to “RECENZJA: Benjamin Clementine “And I Have Been” (2022) (#1346)”

  1. Super, nie wiedziałem, że Benjamin wydał już nową płytę. “Difference” to bardzo fajny utwór, na pewno sięgnę po całość!

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *