RECENZJA: Samia “The Baby” (2020) (#1377)

I only write songs about things that I’m scared of śpiewa nam w jednej z piosenek Samia. A właściwie Samia Najimy Finnerty – wokalistka o amerykańsko-libańskich korzeniach, której rodzice związani są ze światem aktorskim. Ona także ma na koncie epizody na srebrnym ekranie, choć woli określać się mianem piosenkarki. Przed kilkoma tygodniami wydała nowy album “Honey”, a ja wracam do debiutanckiego “The Baby”.

Nie będę robić z tego tajemnicy – krążek Samii jest jedną z tych płyt, do sięgnięcia po które zachęciła mnie okładka. W przypadku “The Baby” mamy coś intrygującego i kiczowatego zarazem, w centralnym punkcie z postacią, której twarz wyraża nic więcej jak obojętność i brak zaskoczenia otrzymaną przez telefon wiadomością. Pokrywałoby się to z treścią albumu, gdyż Amerykanka serwuje nam sporo historii o problemach w relacjach różnego typu.

Przykucie uwagi dobrze wyszło nie tylko samej grafice, ale i otwierającej płytę piosence “Pool”. Słodko-gorzki utwór ze swoją elektroniczną, przytłumioną melodią autentycznie hipnotyzuje, a wokale artystki zdają się dryfować niespiesznie na powierzchni tytułowego basenu, by pod koniec nabrać dziwnej nerwowości. W zupełnie innym kierunku zmierzają jej kolejne propozycje. “Fit N Full” jest utrzymaną w szybkim tempie pop rockową kompozycją, podczas gdy “Big Wheel” cechuje się bedroom popowym storytellingiem i zwracającą na siebie uwagę perkusją. Nie brakuje i wycieczek w stronę folkowych dźwięków. Warto zwrócić uwagę na posępne “Stellate”; eteryczne, rozkwitające “Triptych” czy akustyczne “Does Not Heal” – utwory te sąsiadują ze sobą na trackliście odpowiadając za najbardziej melancholijne momenty “The Baby”.

Zabawę bardziej przebojowymi brzmieniami Samia uskutecznia w indie rockowym “Limbo Bitch”. Indie pop w swojej wzbogaconej dźwiękami pianina wersji pojawia się pod szyldem “Waverly”. To, obok “Minnesota”, najprzyjemniejsza i najłatwiejsza w odbiorze kompozycja na albumie. Rezygnacja z wielu instrumentów na poczet skierowania wszystkich reflektorów na wokale artystki to cecha “Winnebago”. Skromnie wybrzmiewa zamykające płytę “Is There Something in the Movies?” będące nagraniem niesamowicie emocjonalnym i smutnym, w którym Samia rozprawia się z naszymi wyobrażeniami o świecie show biznesu, który bywa brutalny dla niektórych jednostek (And everyone dies but they shouldn’t die young). To zdecydowanie jeden z mocniejszych momentów “The Baby”.

Debiutancki album Samii jest jedną z tych płyt, którym warto dać szansę. Mnie za pierwszym razem “The Baby” nie zainteresowało nawet w połowie i zaczęłam się nawet zastanawiać, czemu w dzisiejszych czasach swoją muzykę wydać może każdy. Jednak każde kolejne spotkanie z Amerykanką i jej muzyką zostawiało po sobie coraz to lepsze wrażenie. “The Baby” nie jest rzecz jasna wydawnictwem, jakie zmieniłoby scenę indie-bedroom-popową, ale jest po prostu dobrą płytą pełną osobistych przemyśleń i melodii, które się nie powtarzają co utwór.

Warto: Pool & Is There Something in the Movies?

One Reply to “RECENZJA: Samia “The Baby” (2020) (#1377)”

  1. No właśnie kojarzyłam okładkę z jakiegoś podsumowania albumów 2020, ale nie zarejestrowałam kto to. 😀 “Pool” kojarzy mi się trochę z “Ribs” Lorde , a “Fit N Full” z Wet Leg. Chyba wrzucę sobie ten album do playlisty do posłuchania na dniach.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „SzafiraAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *