RECENZJA: Miley Cyrus “Endless Summer Vacation” (2023) (#1376)

Burza krótkich, rozczochranych blond włosów i pozowanie na dziewczynę, która prawdopodobnie dorastała w niewłaściwej dekadzie – Miley Cyrus przed trzema laty próbowała nam udowodnić, że nie jest już pop gwiazdą, jaką znamy. Po intensywnym romansie z pop-glam rockiem i inspirowaniu się latami 80. wraca do popu i wydarzeń, o których – zdawałoby się – już powinna zapomnieć.

Wprawdzie mamy dopiero marzec, lecz w Los Angeles, gdzie na co dzień urzęduje Cyrus, ludzie całym rokiem cieszyć się mogą z letniej pogody. Nic więc dziwnego, że ze słów “Endless Summer Vacation” artystka uczyniła tytuł swojej pierwszej od 2020 roku płyty. W jej sercu sporo jednak jesiennych klimatów, gdyż sporą część płyty poświęciła swojemu nieudanemu małżeństwu z Liamem Hemsworthem, oskarżając byłego męża chociażby o liczne zdrady. Plotkarskie portale mają sporo pikantnego materiału, a ja zastanawiałam się, jak osobiste historie Miley przekładają się na samą muzykę.

Otwierająca płytę kompozycja “Flowers” to wielki hit ostatnich tygodni. Utwór wpada w ucho będąc przyjemną mieszanką disco, funku i popu. Jeśli jeszcze wam się nie znudził, końcówka albumu kusi jego wersją demo. Największą bolączką krążka jest brak tej jednej perfekcyjnej piosenki, do której chciałabym wracać bez końca. Najbliżej jest do tego psychodelicznemu, eksperymentalnemu “Handstand”, a po piętach depcze mu gniewne “Muddy Feet” z chórkami Sia. Inna wokalistka, Brandi Carlile, przemyka w tle flirtującego z country “Thousand Miles”. Podobnie niespiesznymi numerami są takie kawałki jak popowo soulowa ballada “You”, przestrzenne “Rose Colored Lenses” czy skromne “Wonder Woman”. Kto ma ochotę na dobrą zabawę, ten zerknąć powinien na synth popowe bangery “River” czy “Violent Chemistry”. Czymś nowym w twórczości Cyrus jest wychillowane “Island” przywołujące klimat ciepłych nocy spędzanych na plaży wśród palm i białego piasku. Podobne echa przenikają “Jaded” – sam utwór przez swój ciężki, pop rockowy refren należy do najmniej przeze mnie lubianych kompozycji na “Endless Summer Vacation”. Nie jestem także fanką szorstkiego “Wildcard”, w którym Amerykanka chwali się swoim głosem, nie brzmiąc jednak zbyt korzystnie.

Jak mało która popowa gwiazda Miley Cyrus kojarzy mi się z eksperymentowaniem i szukaniem na siebie coraz to nowszych pomysłów. Apogeum osiągnęła niemalże dekadę temu, gdy wydawała eksperymentalny i pozbawiony jakichkolwiek barier album “Miley Cyrus & Her Dead Petz”. Dziś pozwala sobie na mniej inwazyjne pomysły. “Endless Summer Vacation” jest jest najbardziej popowym wydawnictwem od dawna, choć nie brakuje na nim wpływów takich gatunków jak synth pop, pop rock czy reggae. Całość przekłada się na krążek poprawny, choć raczej taki na chwilową znajomość bez szans przemienienia jej na długoterminową relację. To są raczej pochmurne wakacje.

Warto: Handstand & Muddy Feet

____________

BreakoutCan’t Be TamedBangerz Miley Cyrus & Her Dead PetzYounger NowShe Is Coming ♥ Plastic Hearts

2 Replies to “RECENZJA: Miley Cyrus “Endless Summer Vacation” (2023) (#1376)”

  1. “Flowers” wywołało u mnie jedynie wzruszenie ramionami, potem z każdym kolejnym przesłuchaniem zaczęło mnie coraz bardziej irytować. Przez ten utwór czuję się bardzo zniechęcona do tego albumu i nie śpieszy mi się, by go przesłuchać.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *