RECENZJA: Stella Donnelly “Flood” (2022) (#1386)

Niemalże cztery lata temu pochodząca z Australii wokalistka Stella Donnelly swoimi poruszającymi utworami wkroczyła na indie popową scenę. W odpowiedniej promocji albumu “Beware of the Dog” przeszkodziła pandemia, a przygotowywanie jego następcy zaburzały lęki artystki, że ta nie będzie w stanie przygotować piosenek, które nam się spodobają. W końcu jej nowa płyta ujrzała światło dzienne i przekonać się można, czy w przypadku Stelli strach miał wielkie oczy.


Donnelly z pewnością niezbyt ucieszyłaby się z tych słów, lecz jej debiut jest wydawnictwem, z którego pamiętam naprawdę niewiele. Oprócz naprawdę niesamowitego i mocno uwierającego (historia!) singla “Boys Will Be Boys” wspominałam po latach Australijkę jako wokalistkę, która chętnie trzyma się na uboczu, nie jest zainteresowana wyścigiem po sławę a  jej nagrania pełne są naturalności i wciąż swego rodzaju naiwności. To nie zmienia się na “Flood”, choć artystka wydaje się być smutniejsza i bardziej zmęczona.

Nie wskazuje na to jednak piosenka, jaką Donnelly rozpoczyna swój nowy album. “Lungs” zawieszone jest gdzieś między post punkiem a tanecznym indie. Także i kolejna piosenka, połyskujące “How Was Your Day?”, należy do żywszych kawałków. Ja kupuję w niej przede wszystkim fragmenty, gdy Stella zamienia śpiew na podbite irytacją, lekko teatralne przemowy. Do grona bardziej energicznych utworów należą również delikatnie folkowe “Move Me” oraz “Cold” o chamber popowym wydźwięku i chóralnej, natchnionej końcówce.

A jak już o końcówce mowa, to właśnie tam artystka umieściła dwie kompozycje, które najmocniej przygniatają do ziemi i udowadniają, że Stella jest obecnie jedną z najlepszych tekściarek swojego pokolenia. Chamber popowe “Oh My My My” jest cichym, choć pełnym napięcia i żalu utworem o odejściu bliskiej osoby (Now you’re nowhere). Akustyczne, kruche “Morning Silence” zaś piosenką o poczuciu totalnej beznadziei (Could it be real that it’s really me here?). Sporo emocji zostaje także po zaaranżowanej na pianino balladzie “Underwater” traktującej o toksycznej, pełnej przemocy relacji. Ładnie prezentuje się i utwór tytułowy – niespieszny, lekko rozmarzony, wzbogacony męskimi chórkami. Głosy te w mniejszym stopniu pojawiają się również w surowszym, aranżacyjnie ciekawym “This Week”. Jedynie “Restricted Account” oraz “Medals” nie zdołały mnie do siebie przekonać, będąc piosenkami rozwlekłymi i wyblakłymi.

Stella Donnelly po raz kolejny zaprezentowała nam płytę, którą ciężko polubić od pierwszego spotkania. Pierwsze podejście do “Flood” robiłam chwilę po jej premierze i nie do końca pamiętam, czy udało mi się wytrzymać do końca. Z australijską artystką przeprosiłam się dopiero niedawno, gdy odczułam potrzebę otoczenia się kompozycjami spokojnymi i naturalnymi, bez ulepszaczy, komputerowych efektów czy innych zabawek. Daleko mi wprawdzie do stwierdzenia, że Stella jest wokalistką, bez której nie wyobrażam sobie współczesnej sceny, ale zna się na przekazywaniu emocji prostymi słowami. Za to plus.

Warto: Oh My My My & Morning Silence

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *