RECENZJA: Arlo Parks “My Soft Machine” (2023) (#1398)

Arlo Parks pojawiła się w moim muzycznym życiu w odpowiednim momencie. Jej debiutancki album “Collapsed in Sunbeams” ukazał się w samym środku pandemii, gdzie każdy był już zmęczony, znużony i stęskniony za częstszymi spotkaniami z innymi. Młoda brytyjska wokalistka o francusko-nigeryjskiej krwi płynącej w żyłach stała się taką dobrą duszą, która swoim głosem i bedroom popowymi piosenkami podtrzymywała na duchu i rozjaśniała wciąż pochmurne wiosenne dni. Dziś, w lepszych okolicznościach, powraca z nową muzyką.

Płyta “My Soft Machine” – według słów samej zainteresowanej – jest próbą mierzenia się z wyzwaniami wchodzenia w dorosłość. Pierwszymi miłościami, lękami, szukaniem szczęścia, odczuwaniem presji. Jeśli jednak spodziewamy się, że taka tematyka zestawiona została z aranżacjami smutnymi, ciężkimi czy ponurymi, nieźle możemy się zaskoczyć.

Nad “My Soft Machine” spędziłam sporo czasu i to, co w uszy rzuciło mi się jako pierwsze, to fakt, że nie ma tu kompozycji, które od razu pokochałabym całym sercem, tak jak było to w przypadku takich nagrań jak “Black Dog” czy “For Violet”. Jest za to cały zestaw piosenek po prostu niezłych. Do tych bardziej przyciągajacych moją uwagę należą chociażby “Impurities”, “Purple Phase” oraz “Ghost”. Pierwszy z utworów, wydany na singlu przed paroma miesiącami, wpadł mi w ucho dopiero niedawno, stając się kawałkiem skutecznie uspokajającym. “Purple Phase” ma w sobie coś oldskulowego i przywodzącego mi na myśl twórczość Sade. “Ghost” zaś czaruje klimatem i nieśmiałymi wokalami Parks, która śpiewa o tym, że warto dać sobie pomóc.

Ciekawiej niż poprzednio prezentuje się intro krążka. Nudnawe “Collapsed in Sunbeams” zastąpiło prowadzone żwawym perkusyjnym rytmem, przegadane “Bruiseless”. Niespodzianką jest “Devotion”, w którym paletę swoich dźwiękowych inspiracji artystka rozszerzyła o… grunge. Wolałabym jednak, by był to jednorazowy skok w bok, gdyż przy cięższej aranżacji głos Arlo przepada. Głośniejsze gitary przewijają się i w “Dog Rose”. Ładniej za to Brytyjce do twarzy w nowoczesnych, indie popowych brzmieniach (“Blades”, wpadające w ucho “Weightless”) czy neo soulowo-elektronicznych (“Room (Red Wings)”, “Puppy”). Nie da się przejść obojętnie obok “Pegasus” – przygaszonej piosenki z ładnym pianinem w tle, w której udziela się Phoebe Bridgers. Amerykańska wokalistka upodobała sobie ostatnio robienie chórków u innych wykonawców.

Po premierze debiutanckiej płyty Arlo Parks była niczym maszyna do zdobywania uznania zarówno słuchaczy, jak i krytyków. Ukoronowaniem jej pracy było Mercury Prize dla najlepszego brytyjskiego albumu 2021 roku, które w tyle zostawiło dzieła m.in. Wolf Alice, Celeste czy Black Country, New Road. Poprzeczka zawisła więc bardzo wysoko i już pierwszy kontakt z “My Soft Machine” udowodnił mi, że Parks nie udało się jej przeskoczyć. Krążek jest po prostu miły i przyjemny, ale nie przynosi tych emocji, które pojawiały się po przysłuchiwaniu się poprzednich nagrań artystki. 

Warto: Ghost & Impurities 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *