RECENZJA: Suki Waterhouse “Memoir of a Sparklemuffin” (2024) (#1520)

Call me a model, an actress, whatever śpiewa nam w jednej z premierowych kompozycji Suki Waterhouse – Brytyjka, która miała już chrapkę na karierę w niejednej branży. Przed dwoma laty zadebiutowała jako piosenkarka z albumem “I Can’t Let Go”. Wielkiego przeboju z tego nie było, ale kilka niezłych singli, życie rodzinne u boku Roberta Pattinsona pod okiem paparazzi oraz uznanie ze strony Taylor Swift sprawiły, że ta muzyczna przygoda musiała mieć swój ciąg dalszy. A nosi on tytuł “Memoir of a Sparklemuffin”.

Delikatny wstęp przerywany chwilami ścianą rockowych dzięków – taka jest piosenka “Gateway Drug” otwierająca album i niejako podsumowująca całe wydawnictwo, które składa się zarówno z nagrań żywiołowych jak i tych spokojnych, może nawet sennych. Ale to właśnie te drugie stanowią zbiór moich ulubionych kompozycji Suki. Na “Memoir of a Sparklemuffin” tworzą piękną trylogię począwszy od filmowego, dream popowego “Model, Actress, Whatever” przez miękkie, folkowe “To Get You” a na oszczędnym, przywołującym bon iverowski chłód “Lullaby” kończąc. Drugi taki zbitek balladowych numerów zachwyca pod koniec krążka. Nostalgiczne, akustyczne “Legendary” na jednej z płyt z 2021 mogłaby mieć Lana Del Rey. Zaaranżowane na pianino i smyczki “Everybody Breaks Up Anyway” czaruje swą harmonijnością. “Helpless” ma zadatki na zostanie power ballad, lecz szczęśliwie żadna granica nie zostaje przekroczona i piosenka nie nabiera ciężaru.

Nazwisko Del Rey w kontekście twórczości Waterhouse pojawić się może jeszcze nie raz. “Could’ve Been a Star” to retro pop w jej klimacie, natomiast występ Suki w alt country-rockowe “Think Twice” ma coś z lanowego zblazowania. Country w pełnej krasie pokazuje się w “My Fun”, a folkowe smyczki pojawiają się w niezbyt charakterystycznym “Faded”. Więcej czadu Suki daje w pop punkowym, zabawnym, młodzieżowym “Blackout Drunk” czy rockowym “OMG”. Alt rock w swoim podnioślejszym wydaniu to utwory “To Love” oraz “Big Love”. Jak na tak długie wydawnictwo niewiele tu kawałków, które przemykają ledwo zauważone. Na mnie wrażenia nie zrobiły jedynie “Supersad”, “Nonchalant” i “Lawsuit”.

“I Can’t Let Go” sprzed dwóch lat nie jest debiutem, który zostałby ze mną na dłużej. Pierwsza płyta Suki Waterhouse pełna była kompozycji, które już w połowie potrafiły się znudzić. “Memoir of a Sparklemuffin” pod tym względem jestem sporym krokiem na przód. Chociaż Brytyjka nie zdecydowała się na większe eksperymenty i pozostała wierna alternatywnej pop-rockowej stylistyce z wycieczkami w stronę amerykańskiego folku i country, dzieje się tu więcej niż poprzednio. Same nagrania udowadniają także, że dobra z niej wokalistka i tekściarka. 

Warto: Model, Actress, Whatever & Lullaby & To Love

 

One Reply to “RECENZJA: Suki Waterhouse “Memoir of a Sparklemuffin” (2024) (#1520)”

  1. Album w porządku, chociaż dla mnie o kilka utworów za długi. Najbardziej spodobały mi się “Model, Actress, Whatever”, “Supersad”, “Everybody Breaks Up Anyway” i “To Love”. I rzeczywiście, dużo tutaj inspiracji Laną. 😀
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *