Już jesień powoli daje się we znaki, ale u mnie jeszcze trwało łapanie ostatnich promyków słońca przy dźwiękach nagrań takich artystów jak Calvin Harris, Joy Crookes czy Sevdaliza. Zachwycałam się także debiutanckim solowym singlem jednej z członkiń Little Mix oraz odkryłam zespół, od którego płyty z lat 80. nie mogłam się uwolnić. Te i inne kawałki polecam we wrześniowych taśmach.
Calvin Harris x Jorja Smith x Lil Durk Somebody Else (2022)
Przed paroma laty DJ i producent Calvin Harris postanowił odświeżyć swój repertuar i zamienił electropop na funk. W 2022 roku doczekaliśmy się kontynuacji tego pomysłu, choć album “Funk Wav Bounces Vol. 2” takiego szumu co poprzednik nie wywołał, choć ponownie był zbiorem kolaboracji z popularnymi artystami. Jak ulał do wakacyjnego, chillowego klimatu, z którego momentami wybijają elektryczne gitary, pasowała Jorja Smith, która dołączyła do Harrisa w “Somebody Else”.
Yannis & The Yaw x Tony Allen Night Green, Heavy Love (2024)
Kilkanaście lat grania z kolegami w kapeli Foals chyba dało się już Yannisowi Philippakisowi we znaki. Postanowił o współpracę poprosić Tony’ego Allena, lecz dopiero kilka lat po śmierci muzyka ujawnił porcję piosenek, jakie razem nagrali. Powstała z tego krótka epka, na której Yannis ma okazję odstawić indie rock i zanurkować wgłąb alt popu czy afrobeatu. Szczególnie warto sięgnąć po pełne perkusyjnych dzięków nagranie “Night Green, Heavy Love”, w którym wokal artysty pojawia się rzadko (i świetnie dopasowuje się do kolejnych uderzeń w bębny), ale za to brzmi inaczej niż to, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Jade Angel of My Dreams (2024)
Kolejna członkini girlsbandu Little Mix zamarzyła o solowej karierze. I właśnie o tym marzeniu śpiewa nam w swojej debiutanckiej, solowej kompozycji “Angel of My Dreams”. Sława i kariera w jej piosence mają jednak niezbyt pozytywny wydźwięk. Sam singiel za to bardzo zaskakuje, bo wyłamuje się z ram radiowego popu. Ten zastąpiony został popem o elektronicznym, electroclashowym wydźwięku. Na uwagę zasługują same wokale Jade, które ujawniają jej wszechstronność. Ciężko będzie jej to przebić, ale kciuki trzymam.
La Femme Clover Paradise (2024)
Francuskiej grupie La Femme udało się zdobyć światową sławę nie rezygnując z pisania piosenek w ojczystym języku. O tyle więc zaskakuje ich nowy singiel, że utwór jest nagraniem anglojęzycznym. “Clover Paradise” nie przynosi jednak zmian aranżacyjnych. Grupa wciąż wie, jak przenieść elektronikę na wyższy poziom i stworzyć utwór imprezowy, ale charakterny. Nad ich nowym singlem ciąży dodatkowo nieco mroczny, halloweenowy klimat.
Ravyn Leane Everything Above (2015)
Amerykańska wokalistka Ravyn Leane od nastoletniego wieku pukała do drzwi show biznesu i snuła marzenia o zostaniu wokalistką. Jakiś czas temu wydała swój drugi album, a ja wracam pamięcią do czasu jej epkowego debiutu – “Moon Shoes”. To była Leane, która nie szła na ustępstwa. “Everything Above”, jedna z zawartych na EP piosenek, to miks połamanych bitów z dźwiękami pianina oraz wokalami, które są niczym miód na moje uszy.
Joy Crookes No Hands (2019)
Joy, wokalistka o bengalsko-irlandzkich korzeniach, zostawiła nas póki co z albumem “Skin” z 2021 roku, nie zapowiadając póki co nowego krążka. Artystka sporo ma jednak epek, więc jest czym wypełnić pustkę i umilić sobie czas w oczekiwaniu na jej drugi longplay. Ja chętnie ostatnio wracałam do wakacyjnego “No Hands” utrzymanego w klimatach reggae i brytyjskiego soulu.
Warhaus Where the Names Are Real (2024)
Maarten Devoldere powraca jako Warhaus po raz czwarty. Za kilka tygodni ukaże się jego nowy studyjny krążek zatytułowany “Karaoke Moon”, a jego pierwszą zapowiedzią jest singiel “Where the Names Are Real”. Indie rockowy kawałek z typową dla Maartena teatralnością i klimatem przywodzącym na myśl twórczość Leonarda Cohena podpowiada, że nadchodzącą płyta Warhaus może być mroczniejsza i lepsza niż pozostałe.
Sevdaliza x Pabllo Vittar x Yseult Alibi (2024)
Czy jedna niedługa piosenka może brzmieć jak podróż po świecie? “Alibi” udowadnia, że nie do końca, ale trzy minuty wystarczą, by połączyć kilka języków, klimatów i dźwięków. Za ten kulturowy tygiel odpowiadają Sevdaliza, Yseult oraz Pabllo Vittar. Miks angielskiego, portugalskiego, francuskiego i hiszpańskiego to dopiero początek. Dużo dzieje się w aranżacji, które pozwala nam rzucić okiem na reggaeton, ciemne alt r&b oraz brazylijskie i kolumbijskie rytmy.
Visage Fade to Grey (1980)
Brytyjski zespół Visage nie zrobił jakiejś większej kariery, ale wydana w 1980 roku płyta “Visage” mimo upływu czasu nie brzmi dziwnie czy przestarzale. Kto lubi brytyjski synthpop i chłód bijący z new romance ten zainteresować się powinien tym wydawnictwem. Jego rewelacyjnym przedstawicielem jest singiel “Fade to Grey”, w którym angielski miesza się w francuskim, a całe nagranie to mięsisty, lekko zdehumanizowany elektroniczny numer.
THE VOIDZ PERSEVERANCE-1C2S (2024)
Z dowodzonym przez Juliana Casablancasa zespołem The Strokes zaprzyjaźniona na razie nie jestem, lecz lubię jego drugi projekt – eksperymentalną kapelę The Voidz. Sześć lat po “Virtue” grupa powróciła z albumem “Like All Before You”, i jeśli komuś nie obce są rockowe brzmienia wchodzące na terytorium kosmicznego alt popu czy synth popu, ten będzie zadowolony. Ja już jestem fanką syntezatorowego “Perseverance-1C2S” o tajemniczym tytule. To ponura piosenka, a z klimatu tego nie wyłamuje się nawet Casablancas, w którego głosie sporo jest przygnębienia i zmęczenia.