Daleka jestem od stwierdzenia, że dziś komukolwiek pełnoprawna płyta Biig Piig jest potrzebna pisałam przy okazji ostatniego większego projektu pochodzącej z Irlandii wokalistki Jess Smyth. Występująca pod pseudonimem Biig Piig artystka pojawiła się w 2017 roku i od tego czasu udostępniła nam sporo singli, kilka epek i mixtape. Chwilę temu dołączyła do grona wykonawców, którzy na koncie mają debiutancki album. Czy faktycznie potrzebny?
Delikatne, akustyczne dźwięki gitary i przytłumiony wokal Jess witają nas w kompozycji “4AM”. I gdy już myślałam, że artystka wróciła do bedroom popowym, pastelowych brzmień, dodała nieco basu i disco popowych bitów otrzymując smutny, popowy banger. Rozmarzony hyperpop jest cechą kolejnej kompozycji, “Ponytail”. Delikatnie Biig Piig zwalnia w elektropopowym “Cynical”, by po chwili przyciągnąć moją uwagę przy pomocy synthpopowego, lekko ejtisowego “Favourite Girl” – to jedna z jej najlepszych nowości. W podobnym syntezatorowym sosie zanurzone jest “Silhouette”. Lubię także klubowe “Decimal”, w którym Smyth wraca do języka hiszpańskiego przypominając o tych latach swego życia, gdy stacjonowała na Półwyspie Iberyjskim. Bedroom popowe początki Biig Piig zdają się wracać w zamglonym “Stay Home” oraz plumkającym “One Way Ticket” – nie sądziłam, że muzyka Irlandki jeszcze kiedyś tak naturalnie, skromnie wybrzmi. Całość wieńczy trip hopowe “Brighter Day”, które w optymistycznym, spokojnym stylu zamyka naszą przygodę z krążkiem “11:11”.
Biig Piig jest wokalistką, która jak mało która kojarzy mi się z pierwszymi chwilami pandemii, która obiegła świat pięć lat temu. Jej bedroom popowe granie sięgające także w głąb takich gatunków jak r&b, trip hop czy lo fi potrafiło bardzo skutecznie odprężyć i wyciszyć. Zmiana nastąpiła po jej wyjeździe za Ocean. Jess wymyśliła siebie na nowo i zapragnęła zostać wokalistką dostarczającą nam piosenki mające zapraszać nas do tańca. Spora zmiana, bo rozrywkowe, popowe melodie przykryły klimat jej kompozycji. To jest obecnie największa bolączka jej aktualnej twórczości. Ale jeśli do kilku bitów nóżka mi sama chodzi, mogę przymknąć na to oko. “11:11” nie jest wielkim debiutem i nie ma co udawać, że jest inaczej. Jest po prostu… całkiem ok.
Warto: Stay Home & Decimal
_________________
No Place for Patience, Vol. 3 ♥ The Sky Is Bleeding ♥ Bubblegum