#251 Placebo “Placebo” (1996)

Placebo to brytyjska grupa założona w 1994 roku przez Briana Molko oraz Stefana Olsdala. Do współpracy zaprosili również przyjaciela Stefana – perkusistę Roberta Schultzberga. Duży wpływ na promowanie młodego wówczas zespołu miał David Bowie. Po usłyszeniu kilku nagranych przez Placebo kawałków poprosił ich, by grali jako support przed jego koncertami. Zainteresowała się nimi publiczność oraz wytwórnie płytowe. Wkrótce zespół podpisał kontrakt z Caroline Records i wydał swój pierwszy album zatytułowany „Placebo”.

Na początku przybliżę nieco, jaką muzykę grają. Ich piosenki utrzymane są w rockowej stylistyce. Czasem otrzymujemy mocne uderzenie („Nancy Boy”, „Come Home”), innym razem coś spokojniejszego („I Know”, ).

Placebo to zespół, który w tak samo dużej mierze skupia się na muzyce, jak i tekstach. Sporo tu o uzależnieniu od alkoholu i narkotyków. Chociażby w „Hang on Your IQ” Brian śpiewa Every morning, my eyes will open wide I gotta get high, before I go outside (PL: Każdego rana, oczy szeroko otworzę, Muszę się naćpać, zanim wyjdę na zewnątrz), by za chwilę wyznać, że jest samotny. Sporo miejsca zajmują też kawałki o nieszczęśliwej miłości. Swoją drogą – zespół porusza tematy, które mogą być bliskie każdemu człowiekowi.

Nie da się przejść obojętnie obok wokalisty – Briana Molko. Ma bardzo ciekawą barwę głosu. Ani typowo męski, ani kobiecy. Można powiedzieć, że coś po środku. Niektórzy łączyli to z jego łagodnymi rysami twarzy i zamiłowaniem do malowania oczu. Nie muszę chyba pisać, o co był posądzany. Ja jednak zostawiam te podejrzenia, nie będę się w to zagłębiać. Grunt, że facet ma naprawdę niesamowity wokal. Nie jestem również pewna, czy nie majstrowano przy nim na „Placebo”. Znam późniejsze pojedyncze kawałki zespołu i wiem, że Brian brzmi zupełnie inaczej. Powiedziałabym nawet, że w zestawieniu z utworami z „Placebo”, stawiają ocenianą dzisiaj płytę niezbyt wysoko. Zostawmy jednak w spokoju późniejszą twórczość zespołu i skupmy się na debiucie.

Album otwiera mocne, gitarowe „Come Home”. Piosenka jest całkiem niezła, szybko wpada w ucho. Wydaje się być całkiem radosna. Nic bardziej mylnego, jej wymowa jest dość pesymistyczna: Every sky is blue, but not for me and you (PL: Każde niebo jest błękitne, lecz nie dla mnie i dla ciebie). W kolejnym kawałku zespół również nie daje nam odsapnąć. W „Teenage Angst” kontynuowane jest to, z czym mieliśmy do czynienia w „Come Home” – sporo gitar, pesymistyczny tekst: Now nothing ever ever goes my way (PL: Teraz nic kompletnie mi nie wychodzi). Początek jest bardzo obiecujący, aż chce się sprawdzić, co czeka nas dalej…

Myślałam, że Placebo po dwóch szybszych utworach zaproponuje nam coś spokojniejszego. Nie liczyłam może na piosenkę w stylu mojego ukochanego „Blue American” (z „Black Market Music”, 2000 rok), ale na cokolwiek cichszego. Takim wyjątkiem jest „Hang on to Your IQ”. Piosenka jest delikatna. Gitary łagodnie pogrywają sobie w tle. Jeszcze ładniej przedstawia się ballada „I Know”. Fani spokojniejszego, gitarowego grania na pewno zainteresują się jeszcze utworami „Lady of the Flowers” oraz „Swallow”. Obie należą do najciekawszych kompozycji na „Placebo”, aczkolwiek umieszczenie ich koło siebie było dość ryzykowne. Nadal mam problem z wychwyceniem, kiedy kończy cię „Lady of a Flower” a zaczyna „Swallow”. Obie są bardzo stonowane, muzyka w nich jest ograniczona. Brian raz śpiewa, raz po prostu mówi (w „Swallow” nawet w ogóle nie śpiewa). Bardzo interesujące zakończenie płyty. Piosenki wyróżniają się z pośród pozostałych, ale zlewają się ze sobą.

Z pozostałych utworów zawartych na “Placebo” warto zwrócić uwagę na mocne “Bruise Pristine”. Była to jedyna piosenka z tej płyty, którą znałam wcześniej. I co tu dużo mówić – świetna jest!

Placebo jest bardzo interesującym zespołem. Kompozycje z debiutanckiej płyty możne nie działają na mnie tak jak niektóre następne utwory, ale nie można odmówić im swego rodzaju uroku. Duży plus za nie kombinowanie. Muzyka jest dość ograniczona, surowa. Gitary, perkusja. Minimum. A jednak działa.

5 Replies to “#251 Placebo “Placebo” (1996)”

  1. okładka mnie przeraża. jest taka dziwna. Placebo tyle tylko, że kojarzę z nazwy. żadnej piosenki, nic. ludzi, składu, kompletne zero. nie wiem, może to nie moje brzmienia ;)[movie-theater]

  2. Zespół znam z nazwy, pewnie na AR puszczają ich kawałki, więc coś znam… ale nigdy nie byłam zainteresowana ich twórczością.Aaa tam za grube ;p Mimo to szybko się czyta ;pU nas NN

  3. Placebo to zdecydowanie nie mój gust muzyczny. Ja X -Factor’a nie oglądam ale chętnie zobaczę kto wygrał 😉 Pozdrawiam, in-advance

Odpowiedz na „~CondessaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *