#287 Goldfrapp “Felt Mountain” (2000)

Pod szyldem Goldfrapp skrywa się wokalistka Alison Goldfrapp oraz multiinstrumentalista Will Gregory.Współpracują razem od 1999 roku. Do dnia dzisiejszego wydali pięć studyjnych krążków. Oceniani przeze mnie album „Felt Mountain”, wydany w 2000 roku, to ich debiut na scenie muzycznej.

Moja przygoda z Goldfrapp zaczęła się tak naprawdę zaledwie miesiąc temu. Pewnego nudnego wrześniowego dnia stwierdziłam, że posłucham sobie ich tegorocznej kompilacji „The Singles”. Miałam plan ocenić tę składankę jeszcze w tym roku, bo będzie mi do czegoś potrzebna. Wcześniej kojarzyłam duet z przeciętnego singla „Rocket”, który długo odstraszał mnie od sięgnięcia po ich twórczość. Po przesłuchaniu do końca „The Singles” pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było… natychmiastowe zapoznanie się z dwoma pierwszymi studyjnymi płytami Goldfrapp. I to była najlepsza decyzja, jaką w ostatnim czasie podjęłam. Być może szybko przesłuchałabym i kolejne albumy, ale zbyt wciągnęło mnie „Felt Mountain”. Na co się, szczerze mówiąc, wcale nie uskarżam.

Album ukazał się pod koniec lat 90., kiedy to na światowej scenie muzycznej królowały dwie nastoletnie wokalistki – Britney Spears (ze swoim niedoścignionym hitem „…Baby One More Time”) oraz Christina Aguilera (wspominane przez niektórych z pewnym rozrzewnieniem „Genie In a Bottle”). Był to również czas muzyki r&b. Nie było chyba nikogo, kto nie znałby zespołu Destiny’s Child. Sama bardzo lubię piosenki z przedziału 1990-2000. Były przyjemne, proste, ale mające w sobie to ‘coś’. Nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, jak szybko postępująca komputeryzacja odciśnie piętno na twórczości wielu artystów. Elektronika była czymś nowym, świeżym. Jeszcze nie do końca sprawdzonym. Goldfrapp postanowili zaryzykować i mimo umiarkowanego sukcesu komercyjnego otrzymali coś znacznie ważniejszego. Szacunek i miano jednego z najciekawszych zespołów.

Wiele osób skręca się na samo słowo elektronika, ale to, co przygotowuje duet Goldfrapp, może się podobać. Ilość syntezatorów i komputerów w ich muzyce jest tak naprawdę niewielka. Nie góruje nad resztą. Goldfrapp świetnie zmieszali ją z ciekawym, niebanalnym popem, trip-hopem, jazzem oraz muzyką kabaretową. Na uwagę zasługuje również wokal Alison. Artystka świetnie dostosowuje go do muzyki. Czasem coś nuci pod nosem, innym razem pokazuje skalę swojego głosu. Nie sposób się nudzić. Już teraz zachęcam do włączenia sobie utworu „Lovely Head”, by odpowiednio wczuć się w nastrój towarzyszący tej płycie.

Album zatytułowany został „Felt Mountain”, czyli ‘czułam góry’. Cóż, ja za nimi nie przepadałam. Aż do czasu przesłuchania debiutu Goldfrapp. Z czym wam się kojarzą góry? Są tajemnicze, czasem niedostępne, nie takie proste do odkrycia, ale też przykuwające uwagę. Natomiast klimat górski jest surowy i zimny. Niektóre z tych cech powiela krążek. Jest tajemniczo, momentami psychodelicznie, niezwykle interesująco. Nie sposób oderwać uszy od tej płyty. Jest również minimalistycznie. Chociaż liczba instrumentów robi wrażenie, są one użyte rozsądnie, bez jakiejkolwiek przesady.

Zaczyna się od singlowego kawałka “Lovely Head”. Dzięki świetnemu, wygwizdanemu początkowi natychmiast wpada w ucho. Wesoło, prawda? Szybko jednak gwizdy ucichają i zaczyna śpiewać Alison. Dochodzi elektronika, syntezatory, w tle słychać delikatne dźwięki skrzypiec. Piosenka jest bardzo tajemnicza, niepokojąca, odrobiną nawet… zimna. Dalej mamy równie dobre nagranie “Paper Bag”. W przeciwieństwie do “Lovely Head” większy nacisk położono w nim na ‘żywe’ instrumenty. Słychać leniwe dźwięki gitary, smyczki, dzwoneczki. Głos Alison brzmi bardzo kojąco, subtelnie. Kolejne “Human” w niczym nie przypomina “Lovely Head” czy “Paper Bag”, choć oczywiście łączy je elektronika. Jest to piosenka, która zawiera w sobie wpływy muzyki kabaretowej. Wokalistka świetnie moduluje swój głos. W zwrotkach zmysłowo mruczy, w refrenie śpiewa mocniej i bardziej zdecydowanie. Pod względem samej muzyki równie niezwykłe jest “Oompa Radar”. Utwór kojarzy mi się z latami 30., 40. ubiegłego wieku. Jako ciekawostkę napiszę, że dopiero przy piątym przesłuchiwaniu krążka zdałam sobie sprawę, że nie jest to instrumentalna piosenka. Trzeba bardzo mocno się skupić, by wychwycić wokal Alison, który schodząc na drugi plan ustąpił miejsca samej muzyce.

Bardzo dobrym, subtelnym nagraniem jest “Pilots”. Alison brzmi w nim niesamowicie. Jej głos jest spokojny, jakby rozmarzony. Podobne wrażenie ma się podczas słuchania tytułowego utworu  – “Felt Mountain”. Tylko z tą różnicą, że w tym kawałku, podobnie zresztą jak w “Oompa Radar”, Alison jest tylko dodatkiem do wciągającej muzyki.

Bardzo szybko zakochałam się w piosence “Utopia”. Jest po prostu niezwykła. Długo myślałam, co o niej napisać, jak ubrać w słowa to, czym chcę się z wami na jej temat podzielić. Doszłam jednak do wniosku, że to niemożliwe. Musicie po prostu posłuchać, a mi pozostanie tylko powtarzanie wciąż tych samych przymiotników: doskonałe, niesamowite.

Po pierwszym przesłuchaniu albumu Goldfrapp pt. “Felt Mountain” nie wiedziałam, że w ciągu najbliższych dni nie będę w stanie uciec od tych dźwięków. Płyta jest magiczna! Bardzo klimatyczna, nastrojowa. Jestem pod dużym wrażeniem samych melodii. Uwielbiam również tą delikatną elektronikę, płynącą z utworów. Każda piosenka ma w sobie to coś. Każda jest inna, ale razem tworzą świetną, doskonałą całość. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam.

5 Replies to “#287 Goldfrapp “Felt Mountain” (2000)”

  1. Cieszę się, że ktoś zwrócił uwagę na Goldfrapp 🙂 Mają naprawdę dobre piosenki i całe płyty. Ta należy do moich ulubionych.

  2. Kiedy uda mi się coś konkretnego powiedzieć o tej płycie. Słuchałam jej już kilka razy, ale nie potrafię jej ocenić. Raz mi się podoba, raz mnie nudzi.

  3. Nazwa zespołu obiła mi się o uszy, mam wrażenie, że skądś ją znam. A co do elektroniki, to zgadzam się, że czasem może zostać podana w ciekawy i interesujący sposób 😉

Odpowiedz na „~StrangersAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *