#329, 330 Kimberly Walsh “Centre Stage” & Kerli “Utopia”

Wikipedia przedstawia Kimberly Walsh jako piosenkarkę, modelkę, aktorkę, autorkę tekstów a nawet telewizyjną prezenterkę. Ja powiem może w telegraficznym skrócie – artystka to jedna piąta brytyjskiego girlsbandu Girls Aloud. Pozazdrościła swoim koleżankom z zespołu (Cheryl Cole, Nadine Coyle oraz Nicoli Roberts; Sarah Harding jak na razie nie zadeklarowała chęci nagrania solowego albumu) i wydała płytę pod własnym nazwiskiem. Czy odniesie duży sukces, przekonamy się pewnie niebawem. Jak na razie debiut Kimberly “Centre Stage” zadebiutował na #18 brytyjskiej listy przebojów. To i tak dobry wynik biorąc pod uwagę to, jakie piosenki skrywa ta płyta.

Kiedy usłyszałam, że kolejna dziewczyna z Girls Aloud bierze się za solowe nagrania, puknęłam się w czoło: kolejna popowa płytka? Albumy Cheryl (chociażby “A Million Lights”), Nadine (“Insatiable”) oraz Nicoli (“Cinderella’s Eyes”) pełne były utworów w takich gatunkach jak pop, electro pop oraz r&b. Wybór Kimberly mnie zszokował. Spodziewałam się wszystkiego, tylko nie piosenek z… musicali. Spokojnie, żadne “High School Musical” czy “Nine”. Mamy tu niemalże klasyki tego gatunku.

Kimberly sięgnęła po utwory z takich dzieł jak “Les Misérables”, “Evita” oraz “West Side Story”. Nad albumem pracowało jedynie dwóch producentów. Jednym z nich jest Per Magnusson (współautor “Footprints in the Sand” Leony Lewis oraz niektórych piosenek Westlife). Drugim natomiast David Kreuger, który pisał i produkował dla Britney Spears za czasów debiutanckiego krążka “…Baby One More Time”. Chociaż większość utworów, które na “Center Stage” umieściła Walsh są coverami, David i Per przygotowali dla niej dwie zupełnie nowe kompozycje: “Dreams Can Learn to Fly” i “You First Loved Me”.

Nie wydaje mi się, by Kimberly stała się jedną z moich ulubionych wokalistek, ale nie mogę się nie zgodzić z tym, że śpiewać umie. W zespole każda z dziewczyn była równa. Chociaż znam kilka piosenek Girls Aloud, w żadnej Kimberly nie zwróciła na siebie mojej uwagi. Była gdzieś z boku, w tle. Na “Center Stage” stoi na scenie sama, w centralnym punkcie, reflektory są zwrócone tylko na nią. I radzi sobie dobrze. Ma głos stworzony do musicali. Nie krzyczy, ale też nie śpiewa jakby nie zjadła przed nagraniem śniadania. Po prostu wychodzi jej to dobrze i odpowiednio. Jej głos jest bardzo kobiecy i melodyjny.

Zaczyna się od balladowego utworu “One Day I’ll Fly Away”. Piosenka wykorzystana została w musicalu “Moulin Rouge”. Wykonuje ją tam Nicole Kidman. Jednak to wersja Kimberly podoba mi się bardziej, gdyż jest dokładniej zaśpiewana. Dalej otrzymujemy “On My Own” (które jakoś nie przekazuje klimatu musicalu) z “Les Miserables” oraz jazzujące, pogodne “Somewhere” z “West Side Story”.

“Falling Slowly” to pierwszy duet na “Centre Stage”. Kimberly piosenkę tę wykonuje razem z Ronanem Keatingem (pochodzący w Irlandii wokalista). Nagranie pochodzi z musicalu “Once” z 2006 roku. Nie jest to mój ulubiony moment na “Centre Stage”, ale muszę przyznać, że piosenka jest całkiem ładna. Drugi duet to “I Still Believe” z musicalu “Miss Saigon”. Obok Walsh usłyszymy w utworze Louise Dearman (brytyjską aktorkę musicalowy), które udowodniła, że zna się na swoim fachu bardzo dobrze – przekazała w piosence emocje, w przeciwieństwie niestety do samej Kimberly, która brzmi trochę pusto.

Z całego krążka najbardziej podoba mi się utwór “Memory” z musicalu “Koty”. Wykonywana już była przez wiele wokalistek (m.in. Barbrę Streisand, Susan Boyle, Celine Dion). Obawiałam się trochę, jak poradzi sobie w niej Kimberly, bo – umówmy się – wymienione wcześniej artystki mogą pochwalić się lepszymi głosami. Jednak jej wersja również bardzo mi się podoba. Świetnie zaśpiewana, cudownie zagrana. Pełna nostalgii. Z pięknym tekstem:

Memory, all alone in the moonlight, I can smile at the old days I was beautiful, then I remember the time I knew what happiness was, let the memory live again (PL: Pamięć, zupełnie samotna przy świetle księżyca, mogę uśmiechnąć się do starych dni, byłam wtedy piękna, pamiętam czasy, w których wiedziałam, co to szczęście, pozwól wspomnieniu znowu żyć).

Co jeszcze znajdziemy na solowym albumie Walsh? Mamy tu popowe “Defying Gravity” (z musicalu “Wicked”), spokojne “Another Suitcase in Another Hall”, które już na zawsze będzie kojarzone z Madonną, bo wykonywała je w “Evicie”. Warto przesłuchać również utworu “As Long as He Needs Me” (z musicalu “Oliver!”). O ile przy wielu innych piosenkach coverowanych przez Kimberly na “Centre Stage” nie ma wątpliwości, że faktycznie pochodzą z XXI wieku, tak tu bardzo łatwo się pomylić i powiedzieć, że nagranie pochodzi z lat 60. ubiegłego wieku. Podoba mi się również to, że dwie piosenki, które zostały specjalnie napisane na ten album nie odstają wcale od reszty.

Solowa płyta Kimberly Walsh to zupełnie nowy etap w jej karierze. Nie ma tu popowych, tanecznych piosenek, które wykonuje w Girls Aloud. Jest za to sentymentalna podróż po najważniejszych musicalach. Może i krążek nudzi się po kilku przesłuchaniach, ale uważam, że każdy chociaż raz powinien po niego sięgnąć.

Kerli to pochodząca z Estonii wokalistka, która zadebiutowała w 2008 roku albumem “Love Is Dead”. Znalazły się na nim utwory z pogranicza rocka oraz elektroniki. W 2010 roku artystka dostała propozycję nagrania piosenki na soundtrack do filmu Tima Burtona “Alicja w krainie czarów”. Zachęcona tym sukcesem Kerli wyjechała do USA i pod okiem tamtejszych producentów zabrała się do nagrywania drugiego krążka. Niestety… .

To, co zawsze podobało mi się w Kerli, to jej charakterystyczny styl. Może i sama bym tak na ulicę nie wyszła, ale sprawdzało się to w połączeniu z jej muzyką. Do debiutanckiego “Love Is Dead” nie wracam często, ale album wspominam miło. Był inny, ciekawy. Był jakiś. Wokalistka miała na siebie pomysł. Nieco gotyku, nieco sztuki współczesnej. Przerażająco? Może trochę, szczególnie, kiedy ogląda się teledysk (jeden z moich ulubionych) do utworu “Walking on Air”. Muzyka, którą Kerli wciska nam na “Utopia” to coś strasznego. Ona się po prostu sprzedała. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nagrała tak straszny album, który nijak nie jest kontynuacją elektroniczno-rockowego debiutu?

Kerli zawsze lubiła przesadzać. Z image’m czy teledyskami. W przypadku drugiej płyty przesadziła z tytułem. “Utopia”?! ironicznie czy na serio? Utopia jest miejscem wiecznej szczęśliwości. A słuchając krążka Kerli czułam, jak całe szczęście ucieka z tego świata. Do płyty pasowałby raczej tytuł “Torture”. Tak złego albumu dawno nie słuchałam.

Electropop jest obecnie w cenie. Bardzo dobrze się sprzedaje, ludzie sięgają chętnie po piosenki w tym gatunku by się bawić. Jednak nie wydaje mi się, by impreza przy dźwiękach “Utopii” dobrze się udała. Ok., jestem fanką nieco ambitniejszych brzmień, ale i docenić potrafię elektronikę oraz dance pop. Ale piosenki Kerli nie da się słuchać ani do nich tańczyć. Są jakieś takie… toporne i licho wykonane i wyprodukowane. Na “Love Is Dead” nie przeszkadzał mi wokal Kerli. Tutaj jednak brzmi nie za dobrze. Cóż, wybitnego głosu nie ma. Sama barwa ciekawa, ale technika średnia. Ale co tam – autotune na pewno coś na braki poradzi.

Album “Utopia” zaczęłam przedstawiać z tak dość negatywnej strony. Aby trochę wyrównać powiem, że podobają mi się trzy piosenki na krążku. Dwie z nich to ballady. Trzecia natomiast też mniej taneczna, ale do spokojnych zaliczyć jej nie mogę. Pierwszą z ballad jest “Love Me or Leave Me”. Ma w sobie trochę elektroniki, która zmieszana została z żywymi instrumentami. Kiedy pierwszy raz włączyłam ten utwór obawiałam się, że za chwilę jego brzmienie się zmieni i otrzymamy kolejny dyskotekowy kawałek. Na szczęście w spokojnym stylu piosenka dobiegła końca. Piękniejsza balladą jest zagrane na pianinie “Chemical”. Powiedziałabym nawet, że to jeden z lepszych kawałków Kerli. Jeśli chodzi o tę bardziej taneczną część płyty, podoba mi się jedynie jedna piosenka – “Sugar”. Różne dziwne dźwięki, które pojawiają się w utworze czynią go zapamiętywanym. Sama piosenka jest słodka niczym cukier.

Niestety, większą część albumu “Utopia” zajmują słabe taneczne pioseneczki. Mamy tu m.in. zaczynające się spokojnie (ale i tak szybko się rozkręcające) “Can’t Control the Kids”. Jest również “Zero Gravity”, która, gdyby sugerować się tytułem, to kompletne zero. Otrzymujemy również utwór zatytułowany “Speed Limit”, który charakteryzuje się melodyjnym początkiem. Szkoda tylko, że takie dźwięki słyszałam wcześniej wielokrotnie. O kawałkach “The Lucky Ones”, “Kaleidoscope” czy “Here and Now” nie warto nawet wspominać. Są właściwie identyczne. Czym jeszcze torturuje nas Kerli? A no chociażby klubowym “Last Breath” czy elektronicznym “Supergirl” (ironia?). Na “Love Is Dead” każdej piosence poświecić można było chociaż dwa zdania. W przypadku tworów zawartych na “Utopii” wszystkie da się wrzucić do jednego worka z napisem “taneczny szajs”.

Jestem nową płytą Kerli bardzo zawiedziona. Oczywiście nie napiszę, że się tego nie spodziewałam. W końcu już kilka miesięcy temu mieliśmy okazję posłuchać “Zero Gravity” czy innych piosenek. Ale miałam nadzieję, że cały album będzie nieco inny. Szkoda, że Kerli zrezygnowała z własnej oryginalności i tak łatwo dała sobie przykleić łatkę “kolejna Gaga”. Warto było?

 

6 Replies to “#329, 330 Kimberly Walsh “Centre Stage” & Kerli “Utopia””

  1. Bardzo podoba mi się nowa piosenka Taylor. Teledysk jest ok. Keshy nie lubię, ale teledysk do “C’mon” jest fajny. Również zgadzam się, że teledysk Eweliny Lisowskiej przypomina ten do “We Found Love” RiRi przy czym jest znacznie gorszy. Pozdrawiam. //True-Villain/ Namuzowani

  2. Taylor Swift to ulubienica Ameryki. Ale powiedzmy sobie szczerze,jest wielu lepszych muzykow country od niej. Clip Eweliny podoba mi sie, Pink tez moze byc. A co do Kimberly to nie przekonala mnie. A Kerli to nawet nie slucham.

  3. Witam.

    Z wielką przykrością stwierdzam, że podzielam odczucia autorki bloga, biorąc pod uwagę nową płytę Kerli – Utopia.
    Nie znając dalszej drogi kariery jednej z moich ulubionych wokalistek wysublimowanego klimatu (zatrzymałem się na uroczej dziewczynie pragnącej pokazać świat, otoczenie, odczucia… po prostu życie otaczającego ją środowiska), w końcu doczekałem się nowego albumu i z drżeniem serca włączyłem płytę.
    Przesłuchałem i… To co usłyszałem w pierwszej piosence wprawiło mnie w …szok, w następnej …niedowierzanie …smutek …przerażenie… a w miarę słuchania kolejnych utworów wręcz wzbudziło żal! …żal do wokalistki za to, co uczyniła po tak pięknym starcie jakim był pierwszy krążek.

    Poprzednią płytę słuchałem nieraz w kółko, odkładałem na półkę, wracałem i ponownie słuchałem.
    Szczególnie do gustu przypadły mi utwory: “Butterfly Cry”, “Fragile”, “Hurt me”, “Creepshow” (kolejność na prawdę nieprzypadkowa), całość spina “Love Is Dead”. Właściwie cała płyta mnie urzeka.
    Na nową naprawdę czekałem z niecierpliwością. W końcu traciłem nadzieję, że powstanie kolejny krążek.
    A gdy już powstał… to co powstało…
    …to co było piękne, porywające w pierwszym obliczu Kerli, w następnym nie istnieje.
    “Love is dead” – ironia, to co wzbudziło we mnie uczucia w pierwszym albumie… w następnym zabiło.
    Sukces Kerli krył się w jej alternatywności, odmienności. Teraz jest to po prostu żałosne.
    Z niedowierzaniem słucham kolejny raz wszystkich utworów, rozczarowujących mnie z minuty na minutę.
    Na dłużej zatrzymałem się jedynie przy “Sugar”, natomiast utwór “Love Me or Leave Me” choć trochę przypomniał mi dawną Kerli (porównajcie z utworem “Fragile”).
    Jej poprzednia płyta stawiana była przez wielu na równi z Bjórk i słusznie obie wokalistki miały w sobie tą wspaniałą oryginalność. Przyznaję, muzyka może i ciężka jest w odbiorze, może też mniejsze jest grono fanów, ale za to realne, a nie kupione…
    KOMERCJA – JAK JA NIENAWIDZĘ JEJ WPŁYWÓW!.
    Wypacza, zniekształca, artystów…
    Sztuka przy niej zmienia się w TOWAR! A fani w KLIENTÓW!

    Podsumowując, nowa płyta raczej do słuchania wyłącznie przez wytrwałych, do imprez nazbyt klimatyczna. Pozostaje jedynie kolekcja PUB-ów. Tam siedząc, popijając dobrego drinka, można by poczuć nowy klimat Kerli… ‘another’ Kerli…

    Żywię jednak nadzieję, że gdy już, urocza niegdyś Kerli, poczuje się pewnie na scenie muzycznej, powróci do tego co sprawiło, że fanom mocniej zabiły serca… do pierwszej Kerli… wyjątkowej Kerli…

    Pozdrawiam wszystkich wciąż wiernych fanów Kerli.
    SilverFox

Odpowiedz na „~MNTRAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *