#391 Robin Thicke “Blurred Lines” (2013)


Nie wszyscy mają tyle szczęścia co Britney Spears, Christina Aguilera czy Kelly Clarkson, które po pierwszym singlu stały się rozpoznawanymi na całym świecie wokalistkami. Niektórzy na swój sukces (komercyjny) czekali bardzo długo. Do tej grupy zalicza się bohater dzisiejszej recenzji – Robin Thicke.

Dla osób, które są przekonane, że “Blurred Lines” jest debiutem Robina na scenie muzycznej, zaskoczeniem może być fakt, że wokalista ten na koncie ma już sześć (włączając  w to najnowszy) studyjnych albumów. Zanim jednak w połowie lat 90. rozpoczął nagrywanie własnych utworów, zajmował się pisaniem piosenek dla innych artystów. To on jest współautorem m.in. “When You Put Your Hands on Me” Christiny Aguilery oraz “Takin’ Me Over” Mýa. Swój debiutancki album “A Beautiful World” wydał przed dziesięcioma laty. Poprzednik tegorocznego “Blurred Lines”, “Love After War”, ukazał się w 2011 roku. Robin ma wielu przyjaciół w branży muzycznej. Nagrywał duety z takimi artystami jak Faith Evans (“Got 2 Be Down”), Jay Z (“Meiplé”) czy Snoop Dogg (“It’s in the Morning”).

Aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Robin na “Blurred Lines” zrobił krok do przodu, spędziłam kilka chwil sam na sam z jego poprzednimi albumami. Przeważają na nich spokojne, kołyszące kompozycje z pogranicza r&b i soulu. Starsze utwory Robina są również bardzo zmysłowe. Do gustu przypadł mi szczególnie krążek “Sex Therapy: The Session”, z którego piosenki mają więcej seksapilu (ale i klasy) niż najnowsze kompozycje Thicke. No właśnie, nowe utwory. Wokalista zrezygnował z soulowych klimatów (wyjątkiem jest “For the Rest of My Life”), do r&b dodał więcej popu i muzyki tanecznej. Otrzymał album, do którego bawić się będą wszyscy.

Sceptycznie podchodzę do kawałków, które okupują pierwsze miejsce na światowych listach przebojów. Rzadko kiedy trafiają tam naprawdę dobre kompozycje. Hit Robina, “Blurred Lines”, jest przyjemnym wyjątkiem. Chociaż na początku bardzo mnie ten numer irytował, dałam mu szanse. W końcu nie co dzień spotyka się piosenkę łączącą w sobie r&b i pop, bez krzty elektroniki, która by tak namieszała ludziom w głowach. Brawa dla Thicke i jego niezłomnych kolegów – Pharrella Williamsa i T.I. Stworzyli świetny kawałek. Starał się i Timbaland. Wyprodukował dla Robina piosenkę “Take It Easy On Me”. Jeśli ktoś spodziewa się powtórki z singlowego hitu, może być zawiedziony. Sporo tu elektroniki. Co więcej, w niektórych fragmentach wokal Thicke został poddany komputerowej obróbce. Fani jego starszej twórczości ciepło przyjąć powinni “Ooh La La”. To stonowana, ale wciąż mająca w sobie sporo funkowej energii, kompozycja. Nie przeszkadza mi w niej nawet falset Robina. Świetnie pasuje do całości. Tylko… czy i wam “Ooh La La” nie kojarzy się z “Get Lucky” Daft Punk?

Nieco podkręconą wersję swoich starszych przebojów artysta prezentuje w tanecznym, ale nie elektronicznym, “Ain’t to Hat 4 That”. Świetnie wokalista wypada w soulowym, romantycznym “For the Rest of My Life”, nieco szybszych, zadziornych “Get In My Way” oraz “Got Stupid 4 U”, za którego produkcję odpowiada… will.i.am. Przyznam, że było to dla mnie zaskoczeniem – członek Black Eyed Peas rezygnuje ze strasznego electropopu na rzecz rhythm-and-bluesa. Ponownie sobą will.i.am staje się w “Feel Good”. Tak, to również jego produkcja. Piosenka jest niezwykle słaba. Śpiewający bez werwy Robin zupełnie mija się z elektronicznym, tanecznym bitem. Nie jestem też zachwycona klubowo-hip hopowym “Give It 2 U”.

Końcówka albumu zwalnia. Na zakończenie naszej przygody z “Blurred Lines” Robin zadbał, byśmy byli w dobrych humorach i nie narzekali, że tylko myśli o kolejnych numerach jeden na listach przebojów. Bo czy trafi tam mniej chwytliwe od “Blurred Lines”, ale ciekawsze i mniej jednostajne pod względem muzyki “Top of the World” (warte uwagi są fragmenty, kiedy Thicke rapuje) albo spokojne “The Good Life”?

Po ukazaniu się albumu “Blurred Lines” słyszałam wiele opinii, że Robin postanowił zostać nowym Justinem Timberlake’m. Cenię Justina, ale te porównania są mocno przesadzone. I nie chodzi mi tu tylko o to, że Thicke ma dłuższy staż w muzycznym biznesie. Utwory, które Robin przygotował na swój szósty krążek są gorsze od tych z “The 20/20 Experience”, ale nie można odmówić im przebojowości. Może i mało która piosenka wpada od razu w ucho, ale po czasie na pewno więcej z tej płyty zostanie nam w głowie niż z trzeciego dzieła Timberlake’a.

Chociaż takie piosenki jak “Take It Easy On Me” czy “Feel Good” pokazują, że Robin wie, co w trawie piszczy i po jaką muzykę młodzi ludzie lubią sięgać, pozostał sobą. Pełnym uroku, utalentowanym wokalistą. Z głosem, które świetnie sprawdza się w balladach (może i nie mój typ, ale od czasu do czasu posłuchać mogę). Cieszy mnie to, że Thicke nie zapominał o swoich poprzednich albumach i przemycił do nowych kompozycji stare brzmienie. Posłuchajcie “Blurred Lines”, ale sięgnijcie również po starsze płyty Robina.

12 Replies to “#391 Robin Thicke “Blurred Lines” (2013)”

  1. Mam podobnie jak koleżanki niżej. “Blurred Lines” jest naprawdę dobrym singlem i przede wszystkim szybko wpada w ucho, ale nie zaciekawił mnie na tyle aby sięgnąć po cały krążek.

  2. “Blurred Lines” fajne, podobnie “The Good Life”, reszta mi się za bardzo nie podoba. Bez wątpienia najsłabszy album Robina.
    Nowa recenzja: “Colours in the Dark” Tarja (fizzz-reviews.blogspot.com)

  3. Jego singiel gdzieś mi się tam obił o uszy, ale mnie się nie podoba. I praktycznie mówiąc zaczęłam go kojarzyć z nazwiska po występie z Miley… no cóż, nie mam najlepszych skojarzeń 🙂

Odpowiedz na „~DuskaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *