#413 Avril Lavigne “Avril Lavigne” (2013)


Naczelna nastolatka muzycznego biznesu powraca z nowym, piątym już, studyjnym albumem. Krążek zatytułowany mało oryginalnie, lecz i ryzykownie, “Avril Lavigne” w sklepach pojawił się parę dni temu. Przed jego przesłuchaniem zastanawiałam się, czy Lavigne, która w końcu trzydziestkę na karku prawię ma i doświadczeniem życiowym mogłaby obdzielić kilka innych kobiet, weszła w muzyczną dorosłość. Zaraz ktoś powie, co za głupoty wypisuję, skoro miesiące wcześniej artystka ujawniła dwa single (“Rock N Roll” oraz “Here’s to Never Growing Up”), które wskazywały, że Avril wciąż ma więcej energii niż niejedna nastolatka. Ja jednak, nauczona doświadczeniem, nie daję sobie zamydlić oczu piosenkami, które promują dany album. Nieraz przecież zawartość od singli bywa inna, lepsza. A jak jest w przypadku Avril?

Poczynania Lavigne na scenie muzycznej obserwuję od ładnych paru lat (jej “The Best Damn Thing” z 2007 roku jest jedną z pierwszych płyt, które kupiłam). Artystka zadebiutowała w 2002 roku całkiem udanym, niezwykle naturalnym “Let Go”. Była zbawieniem dla wszystkich zbuntowanych nastolatek, które zewsząd atakowano nagraniami Britney Spears. Potem przyszła kolej na jeszcze lepszy album – mroczniejsze i cięższe w porównaniu do debiutu “Under My Skin”, które dla mnie jest szczytem możliwości Avril. Wokalistkę ciężko rozpoznać było na “The Best Damn Thing”. Bardziej popowy niż rockowy krążek spędzał sen z oczu wielu fanom artystki. Przebojowości mu jednak odmówić nie można, a zawarte na nim ballady (m.in. “Innocence” czy “When You’re Gone”) zachwycają mnie do dziś. Nie mogę tego powiedzieć o spokojnych piosenkach z “Goodbye Lullaby”. Chociaż jest to album mniej różowy niż poprzedni i składający się w dużej mierze z ballad, nie wywoływały one u mnie żadnych emocji. I pomyśleć, że promowało go szybkie “What the Hell”.

Pierwszy singiel “Here’s to Never Growing Up” , który wokalistka z “Avril Lavigne” wypuściła, jest pop rockową piosenką, która chyba najlepiej oddaje nam osobowość artystki. Bez owijania w bawełnę Lavigne wznosi toast za to, byśmy nigdy nie dorastali. Jakże bym się mogła pod tym podpisać… . Kolejny singiel – “Rock N Roll” – to żywsza kompozycja w stylu piosenek zawartych na “The Best Damn Thing”. Z rock & rollem ma tyle wspólnego, co nowe utwory Jessie J z oryginalnością. Nic. Te dwie piosenki pokazały, że Avril bliżej jest do nastolatki niż dojrzałej kobiety. Jednak jest jeszcze trzeci – “Let Me Go” – który wokalistka wykonuje ze swoim mężem, Chadem Kroegerem (lider Nickelback). Ta pop rockowa ballada nie tylko jest jedną z najlepszych piosenek na “Avril Lavigne”, ale pretenduje do miana najpiękniejszego utworu w twórczości artystki.

Równie udane co “Let Me Go” są jeszcze trzy inne kompozycje. Należy od nich, bez dwóch zdań “Give You What You Like”, które jest uroczą, pięknie zaśpiewaną balladą przywodzącą mi na myśl spokojne utwory w wykonaniu The Pretty Reckless. Uwielbiam też emocjonalne, wzruszające “Hush Hush”. Nie potrafię również przejść obojętnie obok jednego z najciekawszych duetów ostatnich miesięcy – “Bad Girl”. Avril zaprosiła do współpracy Marilyna Mansona. Ich wspólna piosenka jest szybka, dynamiczna i… rewelacyjna! “Bad Girl” to najbardziej gitarowa piosenka na krążku.

A co jeszcze przygotowała dla nas Avril? Mamy tu chociażby lekkie “17”, w którym wokalistka cofa się myślami do przeszłości. Jednak sama muzyka nie kojarzy mi się z czasami albumu “Let Go”, który Lavigne nagrywała mając właśnie siedemnaście lat. Ciekawie przedstawia się pogodne, akustyczne (momentami) “Bitchin’ Summer”, które spokojnie może robić za muzyczny podkład do wakacyjnych miesięcy. Piosenkę urozmaica coś na kształt rapu w bridge’u. Utwór “You Ain’t Seen Nothin’ Yet” to kawałek, który do Avril pasuje jak ulał. Podobnie zresztą jak “Sippin’ on Sunshine”, które jest piosenką z serii “szczęśliwa i radosna twórczość Lavigne o tym, jaki mamy piękny dzień”. Pozazdrościć optymizmu. “Hello Heartache” to balladopodobna kompozycja, w których  nieco irytują mnie fragmenty, kiedy chórek nuci la la la. Po co jeszcze bardziej ten kawałek dosładzać? Akustyczne, delikatne “Falling Fast” z pewnością zadowoli wszystkie romantyczki.

Osobny akapit postanowiłam poświęcić piosence “Hello Kitty”. Długo zastanawiałam się, co robi ona na “Avril Lavigne”. Doszłam do wniosku, że wokalistka musiała przegrać jakiś zakład i stąd obecność na nowej płycie tego nagrania. Inaczej wytłumaczyć tej katastrofy nie umiem. Zawsze ceniłam to, że Avril w dobie muzyki elektronicznej pozostaje wierna żywym instrumentom. Jakikolwiek efekt osiągała. Jednak i ona postanowiła spróbować swoich sił w electropopie i dubstepie, czego rezultatem jest najgłupsza piosenka w jej karierze – “Hello Kitty”.

“Avril Lavigne” nie jest albumem, który by mną wstrząsnął. To raczej dobry krążek z kilkoma mocnymi piosenkami (“Let Me Go”, “Bad Girl”) i paroma, które im ustępują. Cieszę się, że Avril wyciągnęła wnioski z nie najcieplejszego przyjęcia “Goodbye Lullaby” i nagrała ciekawszy, mniej banalny album. Ciężko mi stwierdzić, czy wokalistka wreszcie dojrzała i przestała być wieczną nastolatką. Dlatego przestanę się jej o to czepiać. Niech będzie po prostu sobą – pop rockową wokalistką. Tylko niech porzuci eksperymenty z elektroniką.

20 Replies to “#413 Avril Lavigne “Avril Lavigne” (2013)”

  1. Już od kilku dni słucham płyty Avril (nie chciało mi się czekać na premierę:D) i mam mieszane uczucia, co do poszczególnych piosenek. Sama nie wiem, co o niektórych myśleć, bo np. dany utwór sam w sobie nie jest zły, ale takie,,la la la” lub jakieś japońskie słowa potrafią go zniszczyć. Lubię wszystkie piosenki, które wymieniłaś w Najlepszych, chociaż to ,,Bad Girl” najmniej. Manson mnie przeraża. ;D
    W innych często podobają mi się tylko refreny lub fragmenty… Albo nic. ;D

  2. Jak dla mnie ona się zrobiła strasznie kiczowata… szkoda że nie kontynuuje stylu który zapoczątkowała na dwóch pierwszych płytach 🙂
    Raczej nie poświęcę jej recenzji na moim blogu 😛

    Zapraszam na nową notkę 🙂

  3. kiedyś jej słuchałam jak było na nią takie największe bum:) teraz nawet nie wiedziałam, że wydała nową płytę, ale z przyjemnością ją przesłucham, bo ciekawa jestem, czy znajdą się na tej płycie kawałki podobne do tych starych singli.

    nowa notka
    {theQueen.blog.onet.pl}

  4. i zapomniałam o jeszcze jednej rzeczy, mam do Cb pytanie. jak ustawiłaś, że gdy wchodzi się na Twojego bloga, to pojawia się tylko część notki ?:D sama to robisz, czy można to jakoś w ustawieniach na blogu ogarnąć ?

    {theQueen.blog.onet.pl}

  5. Słuchałam jedynie “Bad Girld”, oczywiście tylko z powodu Marilyna, bo takiego komercyjnego gówna jak Avril unikam jak ognia i muszę przyznać, że piosenka jak na Avril jest fantastyczna, a jak na Mansona jest okropna. Dziwię mu się, że dał wciągnąć się w taką… pomyłkę. 15 lat temu nawet by na nią nie spojrzał, dzisiaj nagrywa z nia piosenkę. Ehhh…
    Pozdrawiam, True-Villain

  6. Avril stała się wyjątkowo mało naturalna i przekonująca w tym, co robi. Owszem, na płycie zdarzą się przebłyski czegoś niezłego (wszystkie piosenki, które wymieniłaś w najlepszych), ale cała reszta jest po prostu okropna, z infantylnymi tekstami, słabymi, wtórnymi melodiami i przeciętnym wokalem. O “Hell (o) Kitty” nawet nie wspomnę.

    Nowa recenzja: “(W)inna?” Ewa Farna (fizzz-reviews.blogspot.com)

  7. Czekałam na tą recenzje. Uważam, że ta płyta jest dobra. Bardzo ale to bardzo podoba mi się “Let Me Go”. Avril kochałam od kiedy pamiętam. Jej piosenki towarzyszyły mi można powiedzieć zawsze. Po kiczu jaki promowały media można było jej posłuchać. Zgadzam się z tobą, że”Hello Kitty” jest po prostu straszne i teraz trzeba mieć nadzieję, że Avril nie pójdzie w takie coś
    u mnie nowa notka/// http://sam-barks.blog.pl/ zapraszam!

  8. Single są ok, przy czym “Let me go” jest bardzo fajne 🙂 Byłam strasznie ciekawa duetu z Mansonem, ale mnie trochę zawiódł… może się do niego przekonam, przy poznawaniu całego krążka, bo tylko raz go przesłuchałam… W każdym razie wkrótce sobie całość przesłucham 🙂 I skoro oceniłaś go na 4, to myślę, że mnie się powinien spodobać 🙂 Szczególnie, że mam słabość do Avril (to jak oceniam “Goodbye Lullaby” świetnie pokazuje… przy czym do dziś bardzo mi się ten album podoba ;P)

Odpowiedz na „~VilppuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *