#439 Whitney Houston “Whitney” (1987)

Whitney Houston zadebiutowała w 1985 roku albumem, na którego tytuł składa się jej imię i nazwisko. Po dwóch latach, kilku przebojach (m.in. “How Will I Know” i “Saving All My Love For You”) oraz niezliczonej ilości nagród zaprezentowała światu drugi krążek. Wydawnictwo zatytułowane “Whitney” ukazało się w 1987 roku i dzisiaj w swoich domach ma je ponad 25 milionów osób.

Zanim przejdę do konkretów, chciałabym przypomnieć nieco debiut tej zjawiskowej wokalistki. Dziesięć piosenek stanowi prawie pięćdziesiąt minut niezapomnianych przeżyć i dostarcza masę emocji. Posłuchać wystarczy chociażby “Greates Love of All” czy “You Give Good Love”. Niezłe teksty, piękne melodie i świetne wykonanie przełożyło się na sukces i sprawiło, że świat pokochał dziewczynę o mocnym, niespotykanym głosie.

Z płyty “Whitney” artystka wylansowała kilka przebojów, które dzisiaj stały się klasykami. Dość wspomnieć tu tylko “I Wanna Dance With Somebody (Who Loves Me)”, “Didn’t We Almost Have It All” i “So Emotional”. Za produkcję piosenek odpowiada Narada Michael Walden, który jest współautorem utworu “How Will I Know” z debiutanckiego krążka Houston. Najwidoczniej artystka była zadowolona ze współpracy z nim, bo to on jest odpowiedzialny za ponad połowę nagrań z “Whitney”. Drugi album artystki jest bardziej zróżnicowany niż pierwszy. Mamy tu bowiem nie tylko pop i soul, ale i nieco r&b, muzyki dyskotekowej czy jazzu – gatunków w dużej mierze przeze mnie lubianych. Czemu w takim razie “Whitney” nie polubiłam tak bardzo jak “Whitney Houston”?

Whitney była przykładem artystki, która najlepiej sprawdzała się w balladach. Nic w tym dziwnego. Miała głos, który zmiękczyłby nawet najtwardsze serce i którego skala oraz siła z pewnością nie raz była powodem zazdrości innych piosenkarek. Na pierwszych swoich albumach artystka dysponowała nim najlepiej. Przechodząc do zawartych na “Whitney” ballad… . Od razu spodobało mi się “I Know Him So Well”, w którym raz swój wokal Houston dawkuje z umiarem, a raz pokazuje, na co ją stać. Gościnnie w utworze pojawia się matka Whitney – Cissy Houston – co czyni ten kawałek jeszcze bardziej niezapomnianym i wspaniałym. Warto sięgnąć po “You’re Still My Man”, którego końcówka robi na mnie zawsze największe wrażenie. Podobnie mogę napisać o singlowym, soulowym “Didn’t We Almost Have It All”, w którego dalszej części głos Whitney pięknie rozkwita i nabiera tysiąca barw. Nie przepadam natomiast za ładnie zaśpiewanym, ale nieco średnio wykonanym od muzycznej strony “Where You Are”. Za dużo tu wszystkiego. Raz odzywają się smyczki, raz saksofon, innym razem instrumenty dęte. Nie mam nic przeciwko bogatym aranżacjom, ale tu przygotowane zostało to bez pomysłu. Do ballad zaliczyć możemy również “Where Do Broken Hearts Go” oraz będące jedną z moich ulubionych piosenek z “Whitney” – łagodne “Just the Lonely Talking”, charakteryzujące się piękną melodią (smyczki, odzywający się raz po raz saksofon) oraz wsparciem chórku.

Jeśli na kogoś ballady wykonywane przez Whitney działają jak tabletki nasenne (serio? jest ktoś taki?), sięgnąć powinien po kompozycje, przy których można się pobujać (rhythm’and’bluesowe, łagodne “For the Love of You” z wpływami jazzu) lub potańczyć. Na krążku “Whitney” znalazła się najbardziej znana, dyskotekowa kompozycja artystki – „I Wanna Dance with Somebody (Who Loves Me)”, która rozruszać potrafi każdego. Kiedyś nie byłam fanką tego utworu. Wydawał mi się zbyt prostacki, zbyt banalny. Dziś sądzę, że to porządna, taneczna piosenka, która przywołuje ducha szalonych, kolorowych lat 80. W podobnym klimacie utrzymane jest wyraziste “So Emotional”, z którego w głowie pozostaje przede wszystkim łatwy do zapamiętania i zanucenia refren. Nie jestem niestety fanką szybkiego, ale sprawiającego wrażenie nieco kiczowatego, utworu “Love Is a Contact Sport”. Nie wiadomo jak pozytywnych emocji nie powoduje u mnie również nudne, przewidywalne “Love Will Save the Day”.

Chociaż drugi studyjny album Whiney Houston jest krążkiem bardziej różnorodnym niż pierwszy, ja wyżej w swojej prywatnej hierarchii płyt artystki stawiam debiut. “Whiney Houston” to płyta lżejsza i przyjemniejsza, ale z drugiej strony wymagająca. Nie do pobieżnego słuchania. Bardziej też emocjonalna. Ballady z “Whitney” nie czarują tak jak ich poprzedniczki. Drugi album Houston to płyta dobra, ale nie perfekcyjna. Czegoś jej brakuje.

11 Replies to “#439 Whitney Houston “Whitney” (1987)”

  1. Całkowicie nie jestem fanem lat. 80, więc tylko ballady od niej mi odpowiadają. Ale trzeba przyznać kobieta miała genialny głos. Wzruszyć mogła każdego, ale niestety umarła. No niestety bardzo smutna śmierć, ale jej utwory pozostaną w pamięci każdego na zawsze.

Odpowiedz na „~michalo9846Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *