Orange Warsaw Festival 2014


Orange Stage

Orange Warsaw Festival zawsze traktowałam nieco lekceważąco. Moja uwaga zwrócona była na to, kto pojawi się na Open’erze czy Coke Live Music Festival. A tymczasem stołeczna impreza wyrosnąć mogła na lidera wśród polskich festiwali muzycznych.

Tegoroczna edycja OWF, podobnie jak rok temu, odbywała się na wybudowanym specjalnie na Euro 2012 Stadionie Narodowym. Jednak nie ma nawet co porównywać tych edycji do siebie. W tym roku OWF ma trwać nie dwa, lecz trzy dni. Ponadto, oprócz głównej sceny (Orange Stage) na płycie stadionu, pojawiła się mniejsza (Warsaw Stage). Organizatorzy nazwami zespołów czy nazwiskami artystów, którzy pojawić się mieli w Warszawie, zaczęli zasypywać nas od początku roku. Zaczęli z grubej rury: Queens of the Stone Age, Kings of Leon, Florence + The Machine. Później do tego tria dołączyli m.in. Hurts, The Pretty Reckless, Snoop Dogg, The Wombats czy David Guetta. Mnie najbardziej interesował pierwszy dzień festiwalu, kiedy wystąpić mieli m.in. Kings of Leon czy The Pretty Reckless. Kupiłam bilet na płytę (194 zł ze zniżką) i rozpoczęłam odliczanie do największej muzycznej imprezy w swoim życiu.

Dopiero wczoraj się zorientowałam, że 13. czerwca wypada w piątek. Hmm, nie jestem przesądna, ale chyba zmienię swoje przekonania. Pech prześladował mnie bowiem od samego rana. W pociągu do Warszawy jechały takie tłumy, że miałam bardzo wygodne miejsce na podłodze w korytarzu. Poza tym pociąg miał ok. 30 minutowe opóźnienie. W samej Warszawie korki. Zajechałam pod stadion przed 15. Zaczęło padać. Myślałam, że zaczną wpuszczać punktualnie. Tym bardziej, że padało coraz mocniej. Niestety, na teren festiwalu weszliśmy dopiero po 16.30. Trochę żałosne było to, że nikt nie potrafił udzielić nam odpowiedzi, czemu to tak długo trwa. Padło stwierdzenie problemy techniczne. Oczyma wyobraźni zobaczyłam, jak dach Stadionu Narodowego nie chce się zamknąć i na płycie robi się basen. Prawda okazała się jednak inna. Organizatorzy na swojej stronie internetowej napisali:

Informujemy, że z powodu warunków pogodowych pierwsze trzy koncerty na Warsaw Stage na Błoniach Stadionu nie odbędą się. (Aż chciałoby się dodać – sorry, taki mamy klimat).

Szkoda, że to bujda. Członek zespołu The Pretty Reckless (mieli grać na Warsaw Stage) na swoim twitterze umieścił zdjęcie przewróconego ekranu LEDowego. Z tego powodu trzy pierwsze koncerty (oprócz amerykańskiej grupy nie zobaczyliśmy Jamala i Ska-P) się nie odbyły. Wielka wtopa. Warto dodać, że wcześniej swoje koncerty odwołali Timbaland i Rita Ora. Wiedząc już, że nie ma co liczyć na zobaczenie kapeli Taylor Momsen na żywo (pocieszam się, że chociaż ją słyszałam – zespół przed 15 miał próbę i grał “Heaven Knows”), udałam się na Orange Stage.

FRENCH FILMS & PIXIES

Jako pierwsi na Orange Stage zaprezentowali się panowie z fińskiego zespołu French Films. Działają od 2010 roku i na koncie mają dopiero dwa albumy. Ich występ tłumów nie porwał, ale miło było posłuchać ich indie rockowej muzyki. Usłyszeliśmy takie piosenki jak “You Don’t Know”, “Golden Sea” czy “Escape in the Afternoon”.

Po młodziakach z French Films przyszła pora na legendarny indie rockowy zespół Pixies. Grupa ta na scenie jest już od niemalże trzydziestu lat, ale nagrała jedynie sześć płyt. Najnowsza, “Indie Cindy”, ukazała się w tym roku, dwadzieścia trzy lata po poprzedniej! Chociaż członkowie zespołu mają już swoje lata, na scenie wymiatali lepiej niż French Films. Doświadczenie i obycie jednak robi swoje. Jakie piosenki Pixies zaprezentowali? Bawiliśmy się przy “Where Is My Mind?”, “Bone Machine”, “Hey” czy “Debaser”. Nie zabrakło również nowych kompozycji – “Magdalena 318” i “Bagboy”.

QUEENS OF THE STONE AGE

Kluczowym punktem tegorocznego OWF był dla mnie występ amerykańskiej kapeli Queens of the Stone Age, która zachwyciła mnie swoją ostatnią, zróżnicowaną płytą “…Like Clockwork”.

Grupa na scenie pojawiła się po godzinie 20. Wokalista (i zarazem gitarzysta) Josh Homme wyszedł ubrany w długi płaszcz (czyżby obawiał się pogody? Spokojnie, nasz stadion wybudowany za grubą kasę ma w końcu dach. Czasami działający), który po wykonaniu pierwszego utworu (“You Think I Ain’t Worth a Dollar, But I Feel Like a Millionaire”) zdjął. Z mojego ukochanego albumu bawiliśmy się m.in. przy “My God Is the Sun”, “Smooth Sailing”, “I Sat By the Ocean” oraz  “If I Had a Tail”. Cieszę się, że zespół wykonał piosenkę “The Vampyre of Time and Memory”, która jest dla mnie potwierdzeniem geniuszu Queens of the Stone Age. Koncert dopełniły takie kawałki jak “No One Knows”, “The Lost Art of Keeping a Secret”, “Monsters in the Parasol”, “Little Sisters” czy “Sick, Sick, Sick”. Wielką euforię wywołała piosenka “Make It Wit Chu”, która znana jest z pewnością nie tylko zagorzałym fanom Queens of the Stone Age. Półtoragodzinne widowisko zakończył utwór “A Song For the Dead”, zagrany tak świetnie, energicznie i żywiołowo, że nie było osoby, która stałaby w miejscu i nie bawiła się wraz z zespołem i zgromadzoną pod sceną publicznością.

Jak to często bywa po koncertach, czuć mały niedosyt. Wprawdzie zespół dał z siebie nie 100%, lecz 200%, ale absolutnie perfekcyjnie by było, gdybyśmy usłyszeli balladę “…Like Clockwork” lub wspaniałe “I Appear Missing”. Mimo tego koncert Queens of the Stone Age mogę spokojnie obwieścić najlepszym show tegorocznego OWF.

KINGS OF LEON

Kings of Leon, podobnie zresztą jak np. Queens of the Stone Age czy Florence + The Machine, pojawili się ponownie w Polsce po niecałym roku. Ostatnio można było zobaczyć ich na Open’erze. Przeglądając relacje z ubiegłorocznego gdyńskiego festiwalu można wywnioskować, że nie było to show na najwyższym poziomie. Mimo to frekwencja na warszawskim występie chłopaków była naprawdę wysoka. Dali oni najdłuższy koncert pierwszego dnia OWF. I chyba najbardziej profesjonalny pod względem technicznym. Na uwagę zasługiwały niesamowite wizualizacje.

Kings of Leon zagrali aż dwadzieścia trzy utwory. Koncert otworzyła piosenka “Supersoaker” pochodząca z najnowszej, szóstej studyjnej płyty kapeli – “Mechanical Bull”. Z tego samego krążka usłyszeć można było także: “Family Tree”, “Wait For Me”, “Temple” oraz “Don’t Matter”. Zabrakło niestety pełnego emocji kawałka “Beautiful War”, który należy do mojej czołówki nagrań Kings of Leon. Na podium plasują się również takie piosenki jak “Closer” czy “Molly’s Chamber”, które również rozbrzmiały wczoraj w Warszawie. Zespół zabrał nas ponadto w podróż po wszystkich swoich studyjnych albumach. I tak z debiutanckiego “Youth & Young Manhood” usłyszeliśmy wspomniany wcześniej singiel “Molly’s Chamber”; drugi i trzeci krążek przypomniały nam takie piosenki jak “Four Kicks”, “The Bucket”, “Fans”, “On Call”, “My Party”. Z bestsellerowego “Only By the Night” zespół wykonał “Crawl”, “Be Somebody”, “Notion”, “Use Somebody”. Nie zabrakło również “Pyro”, “The Immortals” oraz “Radioactive” z krążka “Come Around Sundown”.

Kings of Leon mieli tę wygodę, że grali jako ostatni, więc nie musieli z bardzo przejmować się godzinową rozpiską. Chętnie wyszli na bisy. Zresztą wcześniej nie zagrali swojego przeboju “Sex on Fire”, a koncert Kings of Leon bez tej piosenki byłby niepełny. Iskry, które poszły pod koniec tego numeru ładnie (i efektownie!) zamknęły nie tylko koncert Amerykanów, ale i cały pierwszy dzień OWF na Orange Stage.

Mimo wpadek organizacyjnych i odwołaniu kilku koncertów (brak The Pretty Reckless nigdy nie wybaczę) pierwszy dzień Orange Warsaw Festival mogę zaliczyć do udanych. Nie mam nie wiadomo jakich wymagań. Miałabym tylko na przyszłość małą prośbę do wszystkich wielkoludów – błagam, nie wpychajcie się na chama przed osoby o głowę niższe. Kończę swoją relację i życzę udanej zabawy osobom, które dziś i jutro bawić się będą na Stadionie Narodowym.

PS. Zazdroszczę wam Florence, Hurts i Kasabian.

17 Replies to “Orange Warsaw Festival 2014”

  1. Hej, wpadłam przez przypadek. Bardzo fajna recenzja całego dnia 🙂 Dla mnie bardzo dużym minusem było odwołanie koncertu the pretty reckless. Ogromne rozczarowanie!
    Moje łzy załapały się na twoje zdjęcie sprzed konceru kings of leon 🙂 pozdrawiam!

  2. To chyba musiał być prawdziwy piątek 13 skoro nie było The Pretty Reckless… Też chciałam jechać, ale konto puste xd. Super, mimo “małego” zawodu, że się dobrze bawiłaś.

    Nagłówek nawet fajny, chociaż ja nie lubię Lany.

  3. Nessa podesłała mi relację, ponieważ całkowicie zgadza się z moimi odczuciami 😛 Ja również rozpaczałam za brakiem “Beautiful war” KOL oraz ” I appear missing” QOTSA 🙁

    Do zobaczenia na koncercie 🙂

Odpowiedz na „~aliciaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *