#613 Janet Jackson “Unbreakable” (2015)

Siedem lat w muzycznym biznesie to cała wieczność. Kiedy w lutym 2008 roku Janet Jackson wydawała album “Discipline”, artyści marzyli o współpracy z Timbalandem, Rihanna za sprawą “Good Girl Gone Bad” zaczynała wielką karierę, a o Lady Gadze nikt jeszcze nie słyszał. Mała popularność ostatnich wydawnictw i nagła śmierć brata w 2009 roku sprawiły, że artystka odsunęła się w cień. Sporadycznie pojawiała się na ekranie. Wydała także dwie składanki greatest hits. W końcu postanowiła udowodnić nam, że – podążając za tytułem jej nowego, jedenastego już dzieła “Unbreakable” – jest niezniszczalna. Aż chciałoby się zacytować “klasyka” bow down bitches. Janet wróciła na dobre. Z tarczą czy na tarczy?

Muzyczna kariera Jackson zaczęła się już w latach 80. Będąc nastolatką wydała dwie bezpieczne płyty, które przeszły bez echa. Dopiero eksperymentalne “Control” i nie mniej eklektyczne “Janet Jackson’s Rhythm Nation 1814” zrobiły z niej światową gwiazdę. Dobrą passę artystki podtrzymały dwa wydawnictwa z lat 90. – “janet.” oraz “The Velvet Rope”. Płyty, które Janet nagrywa od początku XXI wieku, szału niestety nie robią, choć nigdy nie spadają poniżej pewnego poziomu.

Chociaż brzmienie albumu “Unbreakable” jest zlepkiem tego, co artystka nam już prezentowała (pop, r&b, soul, muzyka taneczna), na chwilę mamy okazję cofnąć się w czasie do 1986 roku, kiedy to ukazuje się “Control”, czyli ostatni krążek Janet bez natłoku interlude’ów. Tegoroczne wydawnictwo powtarza ten schemat i zaskakuje liczebnością pełnowymiarowych utworów.

Wita nas nagranie tytułowe. “Unbreakable” to utrzymana w niezbyt szybkim tempie rhythm’and’bluesowa piosenka, która przywodzi na myśl początek nowego tysiąclecia. Przepełniona miłością kompozycja stanowi kontrast do kolejnej propozycji Janet – wyrazistego, inspirowanego m.in. muzyką house “BURNITUP!” z gościnnym udziałem Missy Elliott. Może i taki młodzieżowy styl nie przystoi już dojrzałej kobiecie, ale utwór nieźle się broni, a stworzony przez niego imprezowy klimat podtrzymywany jest przez nowoczesne “Dammn Baby”. Do tańca Janet zaprasza nas także w kołyszącym “Night”; lekko hip hopowym “2 B Loved”; mdłym “Take Me Away” (to najsłabsza piosenka na albumie) oraz świetnym, bogato zaaranżowanym “Gon’ B Alright”.

“The Great Forever” to piosenka-zagadka. Niby ciekawie wyprodukowana (innowacyjne spojrzenie na lata 80.), ale spędzająca sen z powiek – czy to duet Janet z Michaelem czy solowe nagranie? Wokalistka tak dobrze imituje głos brata, że łatwo o pomyłkę. Chciałabym mylić się co do kolejnego numeru Jackson – “Shoulda Known Better”. Ta łącząca nijakie balladowe zagrywki z EDM kompozycja bardziej mnie męczy niż zachwyca. Wykonywać by ją mogła średniego talentu wokalistka, a nie kobieta, która w branży siedzi od trzydziestu lat. Powrotem dobrej formy jest zagrana na pianinie prosta, ale efektowna ballada “After You Fall”. Niezwykły nastrój podtrzymuje harmonijne, nie przesadnie smutne “Broken Heart Heal”, będące wspomnieniem o Michaelu (w podobne tony, jak może pamiętacie, uderza “Together Again” z 1997 roku).

Najlepszym utworem na “Unbreakable” jest singlowe “No Sleeep”. Ta pościelowa, eteryczna piosenka r&b kojarzy mi się z uwielbianymi przeze mnie latami 90. Dobrze słucha się także innej kompozycji przypominającej ostatnią dekadę XX wieku – “Dream Maker / Euphoria”. Wspaniale, ale na pierwszy rzut ucha jednostajnie i zwyczajnie monotonnie, maluje się krótka seria balladowych nagrań, w świat której wkraczamy za sprawą hipnotycznego, egzotycznego interlude “Promise”. Oparta na lekkim gitarowym motywie kołysanka “Lessons Learned”; rhythm’and’bluesowe, dyskretne “Black Eagle” oraz soft rockowe, podparte chórkiem i stworzone do rozbrzmiewania w wielkich koncertowych halach i na stadionach “Well Traveled” podbijają wartość powrotnego wydawnictwa Janet.

Ta płyta musiała powstać. Chociaż jeszcze w ubiegłym roku nie byłam za bardzo z Jackson zaprzyjaźniona, zdążyłam się przez ostatnie miesiące do niej i jej muzyki przywiązać. “Unbreakable” naprawdę jej się udało. To wydawnictwo może nie jest przełomowym czy kluczowym, ale potrzebnym na sklepowych półkach. Janet pozostaje sobą nawet wtedy, gdy sięga po modne EDM. “Unbreakable” to zdecydowanie powrót z tarczą i pokaz sił.

4 Replies to “#613 Janet Jackson “Unbreakable” (2015)”

  1. Dodawałam komentarz z telefonu! Nie wiem, czemu się nie opublikował…
    Szczerze powiem, że nawet nie wiedziałam, że Janet miała w tym roku wydać coś nowego i i tak jakoś nieszczególnie mnie to rusza. Niezmiennie uważam ją za banalną muzycznie i nie ma w jej postaci nic, co mogłoby mnie skusić, bym przesłuchała płytę.

    PS.Podoba mi się nowy nagłówek twojego bloga. 🙂

  2. Właściwie to w zupełności się nie zgadzam. A starałem się naprawdę (naprawdę!) wysłuchać tej płyty, ale zwyczajnie zabrakło mi cierpliwości. Zresztą nowa Jill Scott też nie przypadła mi do gustu, mimo że ja tę kobietę wręcz wielbię. Ostatnio coraz trudniej o dobre r’n’b. Wielka szkoda. Pozdrawiam 🙂

  3. Świetna recenzja 🙂 Jedyne z czym się nie zgadzam, że “Take Me Away” jest nudny 🙂 Dla mnie dobre jak reszta albumu. Album roku 2015 4ME 🙂 Dużo lepszy od Lemoniady Beyonce z 2016 roku !!!

Odpowiedz na „~SylwiaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *