#685 Janet Jackson “Discipline” (2008)


Czasem jedno wydarzenie potrafi sprawić, że mozolnie budowana przez wiele lat kariera w ciągu sekundy legnie w gruzach. W 2004 roku przekonała się o tym Janet Jackson. Od czasu przypadkowego odsłonięcia piersi podczas występu na Super Bowl wokalistka nie może przebić się ze swoją muzyką. O ile naprawdę mi szkoda, że skandal zaszkodził albumowi “Damita Jo” (polecam sięgnąć, bo jest to porcja udanych, najbardziej zmysłowych kompozycji w karierze Jackson), tak nie warto rozczulać się nad “20 Y.O.” i “Discipline”, któremu dziś postanowiłam się przyjrzeć.

Ta płyta miała potencjał. Janet zaprosiła do studia topowych producentów (m.in. Darkchild’a, The-Dream, StarGate’a, Tricky’ego), którzy mieli pomóc jej w powrocie na szczyty list przebojów. Stworzyli dla artystki zestaw piosenek, o których nikt nie powie, że leżały w szufladzie od lat 90. Jednocześnie zadbali o to, by odkrywanie “Discipline” nie było skomplikowanym procesem. I właśnie to mnie (osobę będącą fanką takich płyt Jackson jak “Control” czy “The Velvet Rope”) najbardziej razi. Każda kolejna kompozycja powinna być niespodzianką  i coś wnosić. A jest… nudno.

Jak niemalże wszystkie albumy wokalistki, tak i “Discipline” oprócz pełnoprawnych utworów zawiera całą masę krótszych i dłuższych przerywników. Po ich odrzuceniu zostaje nam trzynaście numerów, których zbiór otwiera łączące r&b z electropopem “Feedback”. Nie wierzę, że kiedyś szalałam za tą piosenką. Dziś wciąż doceniam jej wpadający w ucho refren, ale daję czerwoną kartkę “stękającym” zwrotkom. Dalekie od ideału wykonanie położyło także kolejny kawałek – “Luv”. Nie jestem fanką i kolejnych propozycji Janet – przeprodukowanego “Rollercoaster”, parkietowego “2nite” oraz przesłodzonej ballady “Never Letchu Go”. Pomiędzy nimi znalazłam jednak dwa utwory dla siebie. Pierwszym z nich jest interpretujące klimaty retro-r&b w futurystyczny sposób “Rock With U”. Drugi to rhythm’and’bluesowa, utrzymana w niespiesznym tempie piosenka “Can’t B Good”.

Na drugą połowę albumu zaprasza nas spokojne, ale powtarzające grzeszek “Never Letchu Go” nagranie “Greatest X”. Ciekawiej przedstawia się “So Much Betta”, w którym odważnie sięgnięto po komputerowe zabawki, nawet dodając do całości fragmenty “Daftendirekt” francuskiego duetu Daft Punk. Nie wydaje mi się, by zespół chciał nawiązać współpracę z Janet po usłyszeniu jej utworu, ale z wokalistką w studiu chętnie spotkała się Missy Elliott, czego efektem jest mało przebojowa, dość ciężka piosenka “The 1”, którą nie warto zawracać sobie głowy. Podobnie zresztą jak nużącymi, przewidywalnymi “What’s Ur Name” i “Curtains”. Na ich tle świetnie wypada kompozycja tytułowa, będąca leniwym, delikatnie zaśpiewanym utworem. Może i o trzy minuty za długim, ale przyjemnym i relaksującym.

“Discipline” Janet Jackson jest płytą na miarę swoich czasów. Nowoczesną, chętnie zagłębiającą się w elektronicznych, mechanicznych dźwiękach. Ale jakąś taką… plastikową. I mało przekonywującą, co najbardziej razi, gdy patrzymy na listę autorów tekstów piosenek. Jackson nie zawracała sobie głowy pisaniem, a szkoda, bo przykład poprzednich płyt pokazał, że Janet ma coś do powiedzenia. W albumie irytuje mnie coś jeszcze – tytuły wielu piosenek, które wyglądają, jakby wokalistka zaczerpnęła je z sms’owej rozmowy dla leniwych (np. “2nite”, “Luv”, “Never Letchu Go”; serio?).

2 Replies to “#685 Janet Jackson “Discipline” (2008)”

  1. Kiedyś taki skandal szkodził karierze, a dziś się wydaje, że niektóre “piosenkarki” chcą tylko w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, żeby jakoś ruszyć ze swoją karierą.
    Nie znam żadnej jej płyty, więc na temat muzyki nie mogę się wypowiedzieć, ale te tytuły brzmią okropnie. Co za koszmar. Jak zobaczyłam “Never Letchu Go” to w pierwszym momencie pomyślałam, że zrobiłaś błąd 🙂

  2. Album warty kupienia. Zgadzam się, że singlowe “Rock with U” jest najmocniejszym utworem albumu… Z resztą już się mniej zgadzam 🙂 Polecam posłuchać “Luv” na wysokiej jakości słuchawkach – ten utwór to ściana dźwięku i głosu – genialna produkcja Rodneya Jerniksa, którego bardzo cenię… Nużące dla Ciebie “What’s Ur Name” zupełnie mnie nie nuży – wręcz chce mi się go słuchać…
    Rzeczywiście “Feedback” ogólnie szybko się osłuchuje, ale dobrze, że było – dołączyło przecież do kolekcji przebojów Janet, a tych ostatnio jej brakuje 🙂 Innym moim faworytem jest “2nite”…
    “Can’t Be Good” właśnie dla mnie zbyt nudne – trochę mi przypomina “Cry”
    Michaela Jacksona, choć nie jest złe…Przyjemna jest za to doceniona przez Ciebie “Discipline”. Rzeczywiście ciekawie wyprodukowane jest “So Much Betta” w stylu “Technologic” Daft Punka 🙂 Może i album nie tworzy tak fantastycznej całości jak “Unbreakable” czy “Velvet Rope”, ale warto go kupić chociażby dla niezwykle mocnych “Rock with U”, “Luv”, “Feedback” i “What’s Ur Name” 🙂

Odpowiedz na „~Inna_odInnychAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *