#1019 Coldplay “Everyday Life” (2019)

W 1919 roku Polska świętowała pierwszą rocznicę odzyskania niepodległości, wynaleziony został zegarek, który nosimy na ręce, na świat przyszedł Nat King Cole, a w Paryżu podpisano traktat wersalski oficjalnie kończący I Wojnę Światową. Pocztówkę sprzed wieku swoim fanom postanowił wysłać zespół Coldplay zapowiadając premierę nowego, ósmego studyjnego wydawnictwa noszącego tytuł “Everyday Life”. Obcując z nim robimy sobie wycieczki do minionych dekad oraz zaglądamy do zapomnianych miejsc.

Wydaną u schyłku 2015 roku płytą “A Head Full of Dreams” brytyjska kapela obniżyła sobie poprzeczkę do minimum. Czerpiący całymi garściami z popu krążek bardziej mnie zasmucał aniżeli zachęcał do wspólnej zabawy z zespołem. Nie jestem adresatką takich brzmień, więc w moich głośnikach częściej gościł ten Coldplay z “Parachutes” czy “A Rush of Blood to the Head”. “Everyday Life” nie jest powrotem do tej rockowej, surowej stylistyki, ale odkrywanie tego albumu dostarcza mi podobnych wrażeń, co poznawanie pierwszych płyt Brytyjczyków lata temu.

Ciężko przypasować “Everyday Life” do jednego gatunku. Znajdziemy tu wprawdzie utwory, przy których z ust aż chce się wyrwać stwierdzenie typowe Coldplay, ale w większości kompozycji formacja kombinuje i próbuje nowych rzeczy. Zanim jednak wspomnę o tych eksperymentach, warto posłuchać numerów należących do pierwszej kategorii. Mamy tu bowiem wzbogacone syntezatorami “Church”; stadionowe, chóralne “Orphans” (dynamiczny numer zyskuje po paru podejściach); akustyczne “Old Friends” (czy tylko ja odnoszę wrażenie, że ta skromna kompozycja odnalazłaby się na “Parachutes”?); gitarowe “Champion of the World” oraz podnioślejsze, stawiające na takie instrumenty jak smyczki i pianino “Everyday Life”. Do grona najlepszych ballad stworzonych przez Coldplay bez cienia wątpliwości trafia minimalistyczny, łamiący serce utwór “Daddy”, którego dream popowa aranżacja przypomina o płycie “Ghost Stories”. Jest pięknie.

Melodia brzmiąca jak zapożyczona ze starego filmu składa się na instrumentalny wstęp “Sunrise”. A potem jest już tylko lepiej. Nawet jeśli zmęczona jestem angażowaniem się muzyków w politykę. Najżywiej otaczającą nas rzeczywistość grupa komentuje jednak w moich trzech ulubionych momentach albumu – “Trouble in Town”, “Guns” i “Arabesque”. Pierwsza z kompozycji przechodzi od stonowanego, choć podszytego niepokojem grania do agresywnego wybuchu. Westernowe, nerwowe “Guns” przypomina o twórczości Johnny’ego Casha. Zaś “Arabesque” z Dzikiego Zachodu zabiera nas w szybką podróż po innych miejscach na świecie (Afryka, Nowy Orlean, Bliski Wschód), będąc free jazzowym numerem o świetnej, francuskiej partii dawno niesłyszanego Stromae. Interesująco wypadają także folkowe, króciutkie “WOTW/POTP”, któremu uroku nadają odgłosy natury; angażujące chór, poważnie brzmiące “When I Need a Friend”; doo-wopowe “Cry Cry Cry” oraz gospelowe “Broken”.

Coldplay mogliby już odcinać kupony od tego, co osiągnęli przez te dwie dekady. Nagrywać podobne do siebie pop rockowe hymny, chodzić utartymi ścieżkami. Po artystycznym niewypale, jakim okazała się być płyta “A Head Full of Dreams”, można było obawiać się ich kolejnego wydawnictwa. Tymczasem Chris Martin i wraz z kolegami stwierdzili, że jeszcze tylu rzeczy nie próbowali. Czemu by nie zmierzyć się z gospel? jak wyjdzie nasza interpretacja jazzu?, zdawali się pytać. I od razu odpowiadać. “Everyday Life” sprawiać może wrażenie dzieła, na którym, przez gatunkowy misz-masz, widać niezdecydowanie chłopaków. Mi jednak ta mieszanka jak najbardziej odpowiada, bo czy nie takie bywa codzienne życie? Nigdy nie wiemy, co się wydarzy.

Warto: Daddy & Trouble in Town & Guns & Arabesqe

3 Replies to “#1019 Coldplay “Everyday Life” (2019)”

  1. Nie przesłuchałam jeszcze, ale opublikowane wcześniej utwory robię wrażenie. Fajnie, że Coldplay postanowili na chwilę odpocząć od popowej papki. 😉
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam.

  2. Na początku jak puściłam sobie tą płytę Sunrise wydawało mi się strasznie smutne i aktualnie nie na moje nerwy. Ostatnio wolę coś żywszego. Najbardziej spodobało mi się Arabesque i Cry Cry Cry. Rzeczywiście, codzienne życie to misz-masz, ale też dla niektórych smętne, jak ta cała płyta. Niestety tak ją odbieram.

    Zapraszam do siebie na nowy post. Pozdrawiam!
    https://rebellek.wordpress.com/

  3. Podoba mi się ta płyta, mile się nią zaskoczyłam i pewnie będę do niej wracać. Zwłaszcza do “Daddy”, które poruszyło mną jak mało co.
    Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *