Wspomnienia z dekady (cz. III)

Płyta, z której każdy singiel był strzałem w popową dziesiątkę. Album, który zaskoczył nie tylko fanów pewnej wokalistki. Krążek, na którym inna zrywa ze swoim dotychczasowym wizerunkiem. A do tego jeszcze dwa inne wydawnictwa, o których się mówiło w drugiej dekadzie XXI wieku.

Były czasy, kiedy Rihanna wydawała nową muzykę taśmowo, rok w rok. Aż zamilkła. Ponad trzy lata fani czekali na wydawnictwo “Anti”. Było warto. Rihanna przedefiniowała swoją twórczość i zaczęła eksperymentować. Zanurkowała głębiej w świat alternatywnego r&b, sięgnęła po hip hop, soul, niebanalny pop. Zaskoczyła coverem utworu Tame Impala, retro nagraniem “Love on the Brain” i emocjonalnym, wykrzyczanym “Higher”. Płyta ukazała się z zaskoczenia, choć na jej premierę przygotowywaliśmy się kilka miesięcy (świetne, nagrane we współpracy z Samsungiem filmiki reżyserii Woodkida). Wydawnictwo zdobyło szczyt listy Billboard 200, choć nie powtórzyło komercyjnych wyników poprzednich albumów Rihanny. “Anti” kosi jednak konkurencję jakością, a zawarte na nim kompozycje były inspiracją dla innych artystów (Rihanny słuchali m.in. Lorde i Marilyn Manson). 

Czas Katy Perry dobiega już końca, ale na początku dekady amerykańska pop gwiazda nie miała konkurencji. W sierpniu 2010 roku ukazała się jej druga studyjna płyta zatytułowana “Teenage Dream”. Zawierający słodki, cukierkowy, choć posypany kapką pieprzu materiał  album z miejsca stał się bestsellerem. Wyprodukowany przez m.in. Dr. Luke’a, Tricky’ego Stewarta i Maxa Martina krążek był istną kopalnią radiowych przebojów. Katy umieściła z niego pięć kolejnych singli (m.in. “California Gurls” i “Firework”) na szczycie amerykańskiej listy przebojów, będąc pierwszą kobietą, której udało się to osiągnąć. Wszystkie pięć numerów spędziło 69 tygodni w pierwszej dziesiątce Billboard Hot 100. “Teenage Dream” przyniosło Perry sześć nominacji do nagród Grammy (w tym w kategorii Album of the Year). Wokalistka musiała obejść się jednak smakiem.

Uwielbiany przez nastolatki na całym świecie serial “Hannah Montana” stał się sporym problemem dla odtwórczyni głównej roli – Miley Cyrus. Grzeczna Hannah uwierała Cyrus, która weszła w dorosłość i chciała zaszaleć. Przełomem był imprezowy utwór “We Can’t Stop”, a nowy wizerunek ex-Montany tylko utrwalił szokujący i niesmaczny występ podczas gali MTV VMA 2013. Wydana w październiku 2013 roku płyta “Bangerz” była rozpoczęciem przygody wokalistki z zadziornym popem, hip hopem (głównie za sprawą takich gości jak Big Sean, Future i Nelly) i r&b. Dziś najczęściej wspominanym singlem jest power ballada “Wrecking Ball”, której teledysk (huśtająca się nago na betonowej kuli artystka) doczekał się wielu parodii. Miley gorszyła opinie publiczną na każdym kroku, co nie przeszkodziło jej w 2013 roku stać się jedną z Person of the Year magazynu “Time” i najczęściej googlowaną gwiazdą muzyki. 

Pewnego dnia obudziłam się nad ranem i stwierdziłam, że nową płytę zatytułuję “1989” i stworzę zestaw synth popowych, inspirowanych latami 80. piosenek. Nie będę słuchała zdania nikogo ze swojej wytwórni – mówiła pięć lat temu Taylor Swift. Jak powiedziała, tak zrobiła. Na swojej piątej studyjnej płycie artystka zerwała z country i postawiła na przebojowy pop. “1989” zapowiadał singiel “Shake It Off”, który był dla Swift drugim numerem jeden na amerykańskiej liście Billboard Hot 100. Taylor królowała także z utworami “Blank Space” i “Bad Blood”. Sam album w Stanach Zjednoczonych w przeciągu niecałego miesiąca zakupiło ponad trzy miliony słuchaczy. Szacuje się, że dziś w swoich domach ma go ponad dziesięć milionów osób. Przygotowany z myślą o “1989” materiał przyniósł wokalistce dziesięć nominacji do Grammy, które przełożyły się na trzy nagrody (w tym i w kategorii Album of the Year, co było drugim takim wyróżnieniem dla Swift).

Kanye West jest albo szaleńcem, albo geniuszem. Ja nadal mam spory problem z tym wybraniem, które określenie lepiej do niego pasuje. W 2010 roku kontrowersyjny raper zaprezentował światu album “My Beautiful Dark Twisted Fantasy”, który szokował już samą prowokującą szatą graficzną. A zawartość? Duży misz-masz. Niby hip hop, ale wchodzący w interakcje z soulem, gospel, r&b, elementami rocka czy smyczkowymi aranżacjami. Do tego ogromna lista gości (m.in. Nicki Minaj, Rihanna, Bon Iver, John Legend) oraz jeszcze dłuższa rozpiska zapożyczonych sampli (także tak zaskakujących jak podebranych King Crimson czy Aphex Twin). Całość dała Westowi miano jednego z najlepszych hip hopowych albumów XXI wieku. Płyta regularnie wraca na listy bestsellerów (przez pierwszy tydzień w samych Stanach zakupiło ją ponad 400 tysięcy fanów).

One Reply to “Wspomnienia z dekady (cz. III)”

Odpowiedz na „BartekAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *