Historia duetu Lindemann jest znacznie krótsza niż znajomość między bohaterami tego projektu. W 2000 roku Till Lindemann, lider zespołu Rammstein, spotkał w szwedzkim pubie Petera Tägtgrena z formacji PAIN. Ponownie wpadli na siebie trzynaście lat później. Także w Szwecji. Lindemann szukał wówczas kogoś, z kim zrealizować mógłby swoje nowe pomysły, bez reaktywowania Rammsteina. Znalazł kumpla i machina ruszyła.
Rok 2019 mija mi pod szyldem fascynacji muzyką gigantów niemieckiego industrialnego metalu. Pierwszy od dekady album Niemców, zatytułowany po prostu “Rammstein” (a zdaniem innych w ogóle pozbawiony nazwy), gra u mnie regularnie od paru miesięcy. Robiłam także podejście do twórczości Lindemann, płyty “Skills in Pills”. Umówmy się jednak – dla faceta obdarzonego głębokim głosem, piszącego dość kontrowersyjne teksty i niepotrafiącego wyzbyć się twardego, niemieckiego akcentu angielski był fatalnym pomysłem. I pewnie nie zainteresowałabym się nowym dziełem duetu, gdyby nie zmiana frontu i postawienie na język ojczysty. No i mam kolejny album do męczenia tygodniami.
Na “Rammstein” Till sporo eksperymentował (europop w “Ausländer”, stadionowe “Deutschland”, psychopatyczne “Puppe”), a chęci prezentowania czegoś ponad industrialny metal towarzyszyły mu i podczas prac nad “F&M”. Przykłady? Daleko szukać nie trzeba. Mamy tu utrzymany w klimatach country (mój faworyt!) “Knebel”, który ni stąd ni zowąd przeobraża się w agresywny utwór. Jest biesiadne (ajajajaj) “Frau & Man”. Pojawiają się tango postaci uroczego, choć pieprznego “Ach so gern” oraz ciemne, nowoczesne bity i melorecytacja w hymnie wszystkich złych uczniów (ich wollte nie zur Schule gehen, ich wollte lieber Fernsehen sehen) – “Mathematik”. Perełką jest elegancka, musicalowa ballada “Wer weiβ das schon”.
Nie brakuje i piosenek bardziej oczywistych, lecz całkiem porywających. Szybko do gustu przypadły mi rozpędzone, podszyte nawet pewną nerwowością “Steh auf”; zróżnicowane “Ich weiβ es nicht” czy dynamiczne “Gummi”, które kojarzy mi się ze starszą twórczością Rammsteina. Co jeszcze Lindemann dla nas mają? Dobrze słucha się mrocznego “Blut” i agresywnego “Allesfresser”. Nie mogę się za to przekonać do syntetycznego “Platz Eins” oraz ballady “Schlaf ein”, która brzmi dość banalnie i infantylnie.
Drugi krążek pobocznego projektu Tilla Lindemanna nie odbiega zbytnio od tego, co artysta oddawał w nasze ręce z metką Rammstein. I w sumie dobrze, bo w takim wydaniu okraszonym zapożyczeniami z innych gatunków mu do twarzy. A jak dodamy do tego konkretne, niemieckojęzyczne teksty, które doceniam za jasność przekazu i mówienie wszystkiego wprost, otrzymujemy płytę, na której prawie każdy może znaleźć coś dla siebie. W tym roku wygrywa u mnie jednak “Rammstein”, lecz i “F&M” przyniósł mi kilka kompozycji, od których nie mogę się uwolnić.
Warto: Knebel & Wer weiβ das schon