#1036, 1037 La Roux “Trouble in Paradise” (2014) & “Supervision” (2020)

W 2009 roku duet La Roux był na ustach wszystkich. Ich brytyjski synth pop  ukryty za szyldem “La Roux” był jedną z największych sensacji tamtych miesięcy. Rudowłosą liderkę zespołu, Elly Jackson, zaczęto przedstawiać jako odtrutkę na radiową, ekstrawagancką Lady Gagę. Lata mijają i raczej nie trudno odpowiedzieć na pytanie, której powiodło się lepiej. A że kariera La Roux na debiucie się nie skończyła, przyjrzę się dziś, co jeszcze skrywa ich dyskografia.

A może raczej jej, bo podczas prac nad drugim studyjnym wydawnictwem drogi Elly Jackson i producenta Bena Langmaida rozeszły się. Wokalistka zaangażowała innych muzyków i z ich pomocą dokończyła nagrywanie materiału. Ten ukazał się pięć lat po “La Roux”. Przyznam szczerze, iż kolorowa, wyrazista, wakacyjna okładka albumu “Trouble in Paradise” jest jednym z moich ulubionych artworków ostatnich lat. A jak wypada jego muzyczna strona?

Płyta “Trouble in Paradise” jest dokładnie taka, jak zdobiąca ją grafika. Zakładamy fancy ciuchy i razem z Elly wsiadamy do oldskulowego samochodu i udajemy się w kierunku nadmorskiej promenady, by pod przyozdobionym gwiazdami niebem i przy podmuchach letniego wiatru bujać się w rytm synth popowych melodii. Otwierająca krążek kompozycja “Uptight Downtown” szybko zyskała tytuł mojego ulubionego momentu dyskografii La Roux. Funkująca gitara towarzysząca smacznemu elektropopowi i disco o 70’s feelingu daje nagranie szybko wpadające w ucho i sprawiające, że nie mogę przestać się bujać w rytm jego melodii. Po kilku odsłuchach zyskuje też wibrujące, może nieco przesłodzone “Kiss and Not Tell”. Lepsze wrażenie zostawiają po sobie również takie piosenki jak “Cruel Sexuality”, “Sexotheque” oraz “Tropical Cancer”. Pierwsza z nich ponownie wykorzystuje funkujący bas, będąc ciekawie spowolnionym numerem o lekko melancholijnym wydźwięku. Utwór “Sexotheque” niewiele ma w sobie jakiejkolwiek zmysłowości i ognia, ale jego refren potrafi błąkać się po głowie. “Tropical Cancer” jest zaś kwintesencją tej plażowej imprezy, choć w żaden sposób nie definiuje całej płyty. La Roux w tej disco-popowej kompozycji przemyciła elementy reggae, dzieląc się z nami odrobinką słońca. Co tu jeszcze znajdziemy? Próbuję przekonać się do agresywniejszego “Silent Partner”, ale każdorazowo pokonuje mnie długość tego numeru. Nie zachwycają spokojniejsze, nudnawe “The Feeling” oraz zaaranżowana m.in. na pianino ballada “Paradise Is You”, której patetyczność nieco mnie uwiera. Cały krążek “Trouble in Paradise” nie dostarcza mi jednak większych (ujętych w tytule) problemów. Może i ciężko byłoby oprzeć imprezową playlistę na całym tym albumie, ale kilka pozycji mogłoby spełnić swoją rozrywkową funkcję.

Warto: Uptight Downtown & Tropical Cancer

Ponownie dała sobie La Roux pięć lat na złożenie nowego wydawnictwa. I podobnie jak to było poprzednim razem, prace nad nim zakończyła z inną osobą od tej, z którą je zaczęła. Tym razem Jackson do studia zaprosiła Dana Carey’a, który wcześniej pracował m.in. dla Bat For Lashes, Franz Ferdinand i Sii. To mogło znaczyć tylko jedno – artystka chciała nadać swojemu brzmieniu bardziej ludzki pierwiastek. To tylko połowa jej wizji. Druga część prawdopodobnie dotyczyła zanurkowania w klimat lat 80. i spróbowania nabrać słuchacza. Z niezłym skutkiem, gdyż takie utwory jak przyjemne “Everything I Live For” czy funkujące “Otherside” (mój faworyt!) faktycznie można niewłaściwie przyporządkować do dekady. Podobnie zawieszone w czasie jest również pozostała szóstka nagrań, w których szczególnie zwracają uwagę podkłady, do stworzenia których chętniej niż wcześniej La Roux wykorzystała gitary i klawisze. Ciekawiej niż na poprzednich wydawnictwach prezentują się wokale Elly, w których jest mniej tej zmechanizowanej maniery (polecam szczególnie zamykający album długaśny kawałek “Gullible Fool”). Całość naprawdę ładnie wpisuje się w powracającą co jakiś czas modę na lata 80., ale “Supervision” daleko do miana albumu, który konkurować mógłby z pierwszymi wydawnictwami Madonny czy Cyndi Lauper. Malo tu tej popowej przebojowości, a kompozycje z łatwością zlewają się w jeden długi ciąg. La Roux na “Supervision” trochę za mało pokazała jak na osobę, która przed chwilą niepochlebnie wyrażała się o zespole The xx twierdząc, że wszystkie piosenki na ich płytach brzmią tak samo.

Warto: Otherside 

4 Replies to “#1036, 1037 La Roux “Trouble in Paradise” (2014) & “Supervision” (2020)”

  1. Wynudziłem się przy “Supervision” i chyba żadnego kawałka nie dosłuchałem do końca. Odniosłem trochę wrażenie, jakby wydali ten album z jakiegoś musu (albo zobowiązania kontraktem) i sami nie wierzyli, że mogą kogoś nim zainteresować.

Odpowiedz na „BartekAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *