#1055 Toni Braxton “More Than a Woman” (2002)

Dwa lata po ognistym (i, moim zdaniem, bardzo udanym) krążku “The Heat” i rok po nie do końca potrzebnym świątecznym wydawnictwie “Snowflakes” obdarzona głębokim, aksamitnym głosem Toni Braxton postanowiła zaskoczyć słuchaczy swoim kolejnym albumem. Tytuł podpatrzyła u Aaliyah, pomysły podebrała Mariah Carey. Ile w tym jest jeszcze samej Braxton?

Jestem fanką dwóch pierwszych płyt artystki (imiennego debiutu i bestsellerowego “Secrets”), bo są porcjami piosenek, w których przewijało się wiele emocji. Ballady, które wówczas Toni nagrała (i nie mówię tu tylko o legendarnym “Un-Break My Heart”, ale także takich pozycjach jak “How Could an Angel Break My Heart” czy “Breathe Again”) reprezentują wysoki poziom. Ta mieszanka soulu i dojrzałego popu bardzo szybko przypadła mi do gustu. Tak samo zaczynała Carey, która na “Butterfly” w 1997 roku przeskoczyła do r&b i zakręciła się w hip hopowym środowisku. Z sukcesem. Tą samą drogą podążyła Braxton. “More Than a Woman”, w porównaniu do pierwszych krążków Amerykanki, jest nowocześniejsze i agresywniejsze.

Za hip hopowe wstawki w kompozycjach Toni odpowiadają na tej płycie tacy zapomniani wykonawcy jak Loon i duet Big Tymers. Pierwszego słyszymy w wyprodukowanym przez Pharrella Williamsa singlu “Hit the Freeway”. Ta podszyta syntezatorami piosenka ni mnie ziębi ni grzeje. Cieplej spoglądam na wpadające w ucho, choć lekko zdehumanizowane “Give It Back” z oldskulową wstawką Big Tymers. Lżejszą i całkiem przyjemną piosenką jest “Let Me Show You the Way (Out)”. Ciekawostką jest “Me & My Boyfriend” – muśnięta hiszpańskim słońcem interpretacja “Me & My Girlfriend” 2Paca. Tak, ten sam numer nieco wcześniej w “How Much” wykorzystała Mariah Carey, a kilka tygodni przed Braxton Jay Z w “’03 Bonnie & Clyde” (feat. Beyoncé). Ups. Z całego zestawu najbardziej zaskakuje jednak “Lies, Lies, Lies”, będące soft rockowym, gniewnym nagraniem. Nie umiem jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy podoba mi się Toni w otoczeniu elektrycznych gitar. To zbyt egzotyczne połączenie.

Do gustu przypadła mi za to wokalistka w takich utworach jak “And I Love You” i “Always”. Pierwsza z piosenek jest ciepłym, soulowo-rhythm’and’bluesowym kawałkiem stworzonym przy pomocy Babyface’a. Producent obecny przy starszych wydawnictwach Toni tym razem załapał się tylko do jednej kompozycji. Ballada “Always” oparta jest na miękkich, słodkich melodiach i chórkach. Jeśli o same wokale chodzi, podoba mi się Toni w spokojnym, romantycznym “Rock Me, Roll Me” oraz pościelowym “Do You Remember When”. Boli natomiast wydukane “Tell Me”.

Największym mankamentem “More Than a Woman” jest zdecydowanie mało przebojowy charakter tej płyty. Tu nawet nie chodzi o to, że mało która piosenka choć na chwilę mogłaby stanąć na chartsach obok “He Wasn’t Man Enough” czy “You’re Makin’ Me High”, ale o fakt, że od takiej wokalistki jak Toni Braxton wymaga się choć kilku (na album) utworów, które mogłyby przetrwać lata. “More Than a Woman” takich pozycji nam nie przynosi, choć jak najbardziej można spędzić przy tej płycie kilka miłych chwil. O ile dodatkowo przymkniemy oko, że Braxton wypada tu jak typowa rhythm’and’bluesowa wokalistka początków nowego tysiąclecia.

Warto: And I Love You & Always

2 Replies to “#1055 Toni Braxton “More Than a Woman” (2002)”

  1. Jakoś nigdy nie interesowała mnie twórczość Braxton. Znajomość z “Un-break My Heart” mi wystarcza.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *