#1121 Sugababes “Angels with Dirty Faces” (2002)

Chociaż istniał nieco ponad dekadę, girlsband Sugababes nie dociągnął do końca w pierwotnym składzie. Pierwsze przetasowanie nastąpiło tuż po premierze debiutanckiego longplay’a “One Touch”. Z formacji odeszła Siobhán Donaghy, a jej miejsce zajęła Heidi Range. Girlsband po niezadowalających wynikach wyrzucony został z wytwórni, ale szybko trafił pod skrzydła Island Records. Ta już wiedziała, co zrobić, by wypromować swój nowy nabytek.

Całkowicie wymieniono skład, który odpowiadał za “One Touch”. Nie bez znaczenia miało to wpływ na samo brzmienie krążka. Na debiutanckim wydawnictwie dziewczyny sprawiały wrażenie grupy, która chciała być brytyjską, nastoletnią odpowiedzią na Destiny’s Child. Królował więc rhythm’and’blues wspomagany gdzieniegdzie akustycznymi czy elektronicznymi wstawkami, neo soulem czy niegłupim popem. Brakowało wielkich refrenów, ale były harmonijne wokale i odpowiednie do wieku dziewczyn teksty. “Angels with Dirty Faces” odbiera dziewczynom tę niewinność i prezentuje ich ostrzejsze oblicze.

Nowy etap swojej kariery Sugababes otwierają z przytupem. Samplujące “Are “Friends” Electric?” zespołu Tubeway Army z końcówki lat 70. nagranie “Freak Like Me” jest głośnym, mechanicznym, elektroniczno-synth popowym hymnem pewnych siebie dziewczyn. W podobne tony uderzają takie taneczne tracki jak od początku narzucające szybsze tempo “Round Round”; momentami wyrapowane “Angles with Dirty Faces”; prowokujące “Virgin Sexy” (ehh… If you want me just text me) oraz moje ulubione “Switch” – różnorodny, funkujący numer, w którym dziewczyny zachęcają do rzucania się w wir nowych, damsko-męskich znajomości.

Po drodze wpadamy jeszcze na metaliczne “Blue”, które swoim refrenem zostało niestety za bardzo złagodzone; oraz naprawdę udane, flirtujące z r&b “Supernatural”. Czarnymi brzmieniami  zestawionymi z akustyczną gitarą kusi – mało jednak przekonująco – “More Than a Million Miles”. Mieszane uczucia zostają po spotkaniu z “Shape”. Popowo-rhythm’nad’bluesowa ballada sampluje słynne “Shape of My Heart” Stinga. I to konkretnie, bo w refrenie wersji Sugababes słyszymy nawet wokalistę, który dość groteskowo brzmi u boku trzech nastolatek. O wiele bardziej podoba mi się dojrzałe, wolniejsze “Stronger” o orkiestrowych wstawkach i ciemnej atmosferze. Na zakończenie dziewczyny serwują nam akustyczne “Breathe Easy”, w którym przekonać się możemy, jak wypadają w skromnym wydaniu. A wypadają ładnie.

Fanka to może za duże słowo, ale naprawdę doceniam debiutancką płytę girlsbandu Sugababes. Było w tych piosenkach coś bardzo naturalnego, ale i podpowiadającego nam, iż Keisha Buchanan, Mutya Buena i Siobhán Donaghy, mimo młodego wieku, nie dadzą sobie wejść na głowę. Trochę pozmieniało się na “Angles with Dirty Faces”, ale gdy już mija pierwszy szok wywołany agresywnym “Freak Like Me”, przekonać się można, że Sugababes nie zatraciły swojej tożsamości. Wciąż sporo tu dziewczęcego uroku, ale same utwory oraz ich teksty są jak przeskoczenie z podstawówki do liceum. Za pierwszym podejściem kręciłam głową, lecz dziś sądzę, że to jedna z lepszych popowych płyt 2002 roku.

Warto: Switch & Stronger

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *