RECENZJA: Sugababes “Taller in More Ways” (2005) (#1436)

Zdążyło minąć pół dekady od pojawienia się na scenie brytyjskiego girlsbandu Sugababes, a jedna trzecia jego składu została wymieniona. Na samym początku odeszła Siobhán Donaghy, a długo z wydania “Taller in More Ways” nie cieszyła się Mutya Buena, która nie mogąc pogodzić życia rodzinnego z zawodowym opuściła pozostałe dziewczyny dwa miesiące po premierze krążka. Może być jednak dumna, bo brała udział w stworzeniu ostatniej tak dobrej płyty Sugababes.

Czytaj dalej RECENZJA: Sugababes “Taller in More Ways” (2005) (#1436)

Luźne taśmy: maj ’21

Filmowa Florence Welch. Powracające w oryginalnym składzie Sugababes. Wspomnienie jednej z najbardziej zaskakujących i nowatorskich piosenek Seleny (nie, nie Gomez). Włoska eurowizyjna propozycja, która już podbiła pół Europy. Te i inne utwory znajdziecie na moich majowych taśmach.

Czytaj dalej Luźne taśmy: maj ’21

#1195 Sugababes “Three” (2003)


Świetne wyniki albumu “Angels with Dirty Faces” oraz dwa single (“Freak Like Me” i “Round Round”) na szczycie brytyjskiej listy przebojów sprawiły, że niemalże dwie dekady temu dziewczyny z girlsbandu Sugababes nie miały sobie równych. Nie opadł jeszcze szum wywołany ich drugim krążkiem, a Keisha Buchanan, Heidi Range i Mutya Buena były w drodze za Ocean, by pracować nad jego następcą.

Czytaj dalej #1195 Sugababes “Three” (2003)

#1121 Sugababes “Angels with Dirty Faces” (2002)

Chociaż istniał nieco ponad dekadę, girlsband Sugababes nie dociągnął do końca w pierwotnym składzie. Pierwsze przetasowanie nastąpiło tuż po premierze debiutanckiego longplay’a “One Touch”. Z formacji odeszła Siobhán Donaghy, a jej miejsce zajęła Heidi Range. Girlsband po niezadowalających wynikach wyrzucony został z wytwórni, ale szybko trafił pod skrzydła Island Records. Ta już wiedziała, co zrobić, by wypromować swój nowy nabytek.

Czytaj dalej #1121 Sugababes “Angels with Dirty Faces” (2002)

#217 Sugababes “One Touch” (2000)


Dawno, dawno temu, zanim jeszcze ukazała się kiepska płyta “Sweet 7”, a nuconego przez wszystkich kawałka “Push the Button” nie było nawet w planach, trzy nastolatki z Wielkiej Brytanii postanowiły założyć zespół. Tak szczerze – kto z nas nie chciał być kiedyś wokalistką/wokalistą? Nic z tych marzeń nie wyszło. Keisha, Mutya oraz Siobhan były jednak zdeterminowane i pewne sukcesu. Ich debiutancki krążek „One Touch” ukazał się w 2000 roku. Wszystkie trzy miały wtedy po 16 lat. Dowiedziałam się o tym niedawno, ale do kwestii ich wieku jeszcze wrócę. Dziewczyny były więc w podobnym wieku co ich koleżanki z Destiny’s Child. Można nawet powiedzieć, że Sugababes są brytyjską odpowiedzią na trio (wcześniej kwartet) z Ameryki. Jednak jak już nie raz udowodnili nam Anglicy, muzyka tworzona przez ich wykonawców jest nie rzadko na wyższym poziomie niż ta zza oceanu. Czy Sugababes potwierdzą, czy obalą tę hipotezę?

Czytaj dalej #217 Sugababes “One Touch” (2000)

#111 Sugababes „Sweet 7″ (2010)

 

Pamiętacie jeszcze Sugababes i ich hity takie jak “Push the Button” czy “Too Lost in You? Ja tak i wciąż nie mogę uwierzyć, że niegdyś jeden z moich najulubieńszych zespołów nagrywa takie coś. Co jest przyczyną porażki? Wydaje mi się, że odejście z zespołu Keishy Buchanan. I tak oto w zespole nie ma ani jednej dziewczyny-założycielki. Mówiło się, że to Heidi i Amelle wyrzuciły wręcz Keishę ze swoich szeregów. Jak było naprawdę wiedzą tylko one. Ja bym się jednak nie zdziwiła, jakby Keisha sama podjęła decyzję o odejściu. Czyżby wiedziała, że zespół zmierza w złą stronę? Nie pomogli im najpopularniejsi obecnie producenci. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że starali się zrobić z nich nowe wersje Rihanny. Cóż, jedną już mamy. Wystarczy. Zrobili z dziewczyn produkty. Sama okładka już mnie odpycha. Tytuł płyty (“Sweet 7”) również nie jest trafny. Rozumiem, że to ich 7 płyta, ale za to najgorsza. Można podzielić ją na dwie części. Na jednej połowie (większej xD) mamy taneczne, dance-popowe utwory. Na drugiej, tej mniejszej, kilka spokojniejszych pioseneczek. Zaczyna się jednak obiecująco, bo “Get Sexy” to akurat kawałek niezłego electro (z ultradźwiękowym początkiem). Dalej jest niestety gorzej. Pozytywną ocenę mogłabym wystawić jedynie całkiem fajnej piosence “About a Girl”. Inne zlewają się w jedno. Są niemal identyczne. Jakoś jeszcze wyróżnia się “Miss Everything”, w której pojawia się Sean Kingston. Ale to piosenka bardziej dla fanów/fanek piosenkarza. Ja się do nich raczej nie zaliczam. Nieco lepiej sprawa ma się w drugiej części płyty. Nie liczcie jednak na nie wiadomo jakie ballady. Te są tylko poprawne. “Crash & Burn” bardzo szybko się nudzi. Jeśli miałabym wybierać, stawiam na “Little Miss Perfect”. Jednak dla jednej dobrej piosenki nie opłaca się kupować całej płyty.