#1120 Aluna “Renaissance” (2020)

2020 rok to czas, kiedy wielu artystów postanowiło podziałać samemu. Odłączyć się od znajomych z zespołów, poszukać własnej tożsamości, odrzucić wszelkie kompromisy. Z solowym debiutem wyskoczyła Jehnny Beth z Savages, Alison Mosshart z The Kills, a lada chwila pojawi się Matt Berninger z The National. Także Aluna Francis z brytyjskiego duetu AlunaGeorge zostawiła partnera i sama wyskoczyła na parkiet.

Chociaż ogromną sympatią darzę debiutancki album AlunaGeorge, “Body Music”, jego następca pozostawia wiele do życzenia. Zmiksowanie UK garage z synth popem i r&b na pierwszym krążku dało smaczny, przebojowy efekt. “I Remember” sprzed czterech lat mniej ma w sobie tej oryginalności, a Aluna Francis i George Reid oddali niestety kontrolę nad muzyką innym producentom. Przestałam więc wypatrywać kolejnej płyty Brytyjczyków, ale ciekawa byłam, jak poradzi sobie sama Aluna, która śpiewa, ale nie zajmuje się tworzeniem muzyki.

Swój solowy debiut artystka zaczyna w dość średnim stylu. W noszącym długi tytuł niespiesznym nagraniu “I’ve Been Starting to Love All the Things I Hate” prezentuje nam coś na kształt synth popu spod znaku Carly Rae Jepsen okraszonego aż za słodkimi wokalami. Od razu spodobało mi się za to klubowe r&b postaci “Warrior” pretendujące do miana najlepszego momentu “Renaissance”. Jaśniejszym, jeszcze bardziej roztańczonym numerem jest “Sneak”, które ma w sobie coś z magii przełomu lat 90. i dwutysięcznych. Niezłą zabawę są w stanie rozkręcić także takie kompozycje jak posiadające wyraźnie zarysowany, ciężki bit “Don’t Hit My Line”; flirtujące z housem “Body Pump” oraz “Envious”.

Smacznie wypadają utwory, w których Aluna przemyca elementy dancehallu i reggae – “Get Paid” oraz “Surrender”, którego leniwe brzmienie mnie oczarowało od pierwszego usłyszenia. Warto także zerknąć na porządnie wyprodukowane “The Recipe” (ukłony w stronę Kaytranada); trapowe, ale nie nużące “Off Guard” (szczególnie fajnie wypadają tu nie do końca krystaliczne wokale Brytyjki) oraz zaskakujące, vinatage’owe “Whistle”, w którym postawiono na żywe instrumentarium.

Aluna Francis nie nagrała płyty, którą odmieniłaby oblicze brytyjskiej sceny elektronicznej. Raczej czerpie z niej inspiracje, przepuszczając je przez rhythm’and’bluesowy filtr i dodając do nich całkiem pokaźną dawkę egzotycznych rytmów. W efekcie “Renaissance” jest albumem spontanicznym, lekkim i wakacyjnym. Do posłuchania, do potupania nóżką, ale nie do zachwycania się. W solowych nagraniach Aluny brakuje mi jednak tej zmysłowości, która tak pięknie prowadziła krążek “Body Music”.

Warto: Warrior & Surrender & Whistle

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *