Not everything fades away – rarytasy Mariah Carey

Trzy dekady. Tyle czasu na mniejszym bądź większym topie utrzymuje się amerykańska wokalistka Mariah Carey. Kilka tygodni temu świętowaliśmy trzydziestą rocznicę wydania debiutanckiego, imiennego albumu, z okazji której sama artystka postanowiła poruszyć swoją nostalgiczną stronę i powspominać stare dzieje.

Tegoroczna jesień przyniosła nam bowiem nie tylko napisaną przez Mariah, pełną wspomnień książkę (mam nadzieję, że zostanie przełożona na język polski), które zszokowały słuchaczy (pomyślelibyście, że w latach 90. Carey była sekretną członkinią grunge’owej kapeli?!), ale i wydała składankę “The Rarities”. Kompilacji w swojej dyskografii Amerykanka ma dużo, ale tą jedną warto się zainteresować. Mariah postanowiła nie tylko przypomnieć nam kilka stron B poszczególnych singli (m.in. “Slipping Away” dołączone do “Always Be My Baby” czy “Do You Think of Me” sprzedawane z “Dreamlover”), ale ujawnić chowane dotąd po szufladach kawałki. I to właśnie na nich dziś się skupię.

Carey na sam początek wytoczyła nagranie, które od lat spędzało sen z powiek jej fanom. Here We Go Around Again powstało bowiem pod koniec lat 80., gdy wokalistka komponowała u boku Bena Marguliesa. Piosenka trafiła na jej słynną kasetę z demówkami, która następnie wpadła w ręce Tommy’ego Mottoli z Capitol Records. Przepełniony energią utwór średnio pasuje do stylistyki “Mariah Carey”, ale zaskakuje – jak na kawałek dopracowany w 1990 roku – nowatorskością. Szkoda za to pominięcia na “Emotions” ballady Can You Hear Me. Zaaranżowana m.in. na pianino piosenka mogłaby stać się jedną z najważniejszych najtisowych ballad wokalistki. Co ciekawe ona sama trafić miała do… Barbry Streisand. Dla siebie Mariah zatrzymać za to planowała All I Live For i One Night. Pierwszy z utworów zaczęty został podczas sesji do “Music Box”. Szybko go jednak odrzucono, a sama artystka przypomniała sobie o nim dopiero niedawno. I dobrze, bo to żywsze nagranie skutecznie przenosi mnie do lat 90., choć wcale nie należy do carey’owej czołówki z tamtego okresu. Intryguje za to druga z kompozycji będąca efektem współpracy z Jermaine Duprim i numerem mającym trafić na “Daydream”. Jak jednak wynika z opowieści Carey, szefostwo wytwórni przestraszyło się przemyconych klimatów urban. Swoją drogą szkoda, że piosenka nie została odkurzona przy okazji “Butterfly”.

Początek kolejnej dekady nie był dla Mariah zbyt szczęśliwy. Płyta i film “Glitter” spotkały się z chłodnym przyjęciem publiczności. Na potrzeby soundtracku wokalistka zarejestrowała cover Out Here On My Own Irany Cara z musicalu “Fame”. Dojrzała ballada (przyznam, że już jedna z moich ulubionych w twórczości Amerykanki) wypadła jednak z finalnej tracklisty. Słodkie, flirtujące z gospel I Pray w 2005 roku Mariah oddała nastoletniej wokalistce Linie Robins-Tamure, co było dobrym posunięciem – na wydaną wówczas płytę “The Emancipation of Mimi” miały szansę trafić lepsze numery. Niezrozumiane jest za to pominięcie bujającego Cool On You przy kompletowaniu dość nużącego krążka “E=MC²” czy – tu nagana dla twórców filmu “The Paperboy” – wzbogaconego retro pierwiastkiem Mesmerized, które to wspomniany kinowy obraz miało promować. Niezaprzeczalnym klejnocikiem “The Rarities” jest jednak Save the Day. Krótko mówiąc – powinna mieć swoją premierę w prima aprilis. Jej najtisowa stylistyka, wokale Mariah, wstawka Lauryn Hill i sample z “Killing Me Softly” w wykonaniu The Fugees podpowiadały, iż całość leżała w szufladzie od co najmniej 1996 roku. Tymczasem kompozycja powstała w 2011 roku i miała być charytatywnym singlem. W planach było także umieszczenie jej na “Me. I Am Mariah… The Elusive Chanteuse”. Niedługo potem dograła się Lauryn i mamy jeden z najlepszych kobiecych duetów 2020 roku. Jak nie najlepszy, bo obie panie brzmią niemalże jak za swoich najlepszych lat. Chapeau bas!

One Reply to “Not everything fades away – rarytasy Mariah Carey”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *