“Sad Songs for Dirty Lovers” tylko lekko rozruszało publiczność. Mocniej do przodu amerykańska indie rockowa grupa The National wystrzeliła za sprawą “Alligator”. Dwa lata później album “Boxer” wydawała już z pozycji zespołu, wobec którego ma się pewne wysokie oczekiwania. Formacja nie tylko je przeskoczyła, ale i weszła na ścieżkę brzmienia, które w ich wykonaniu podoba mi się najbardziej.
W ciągu zaledwie dwóch lat The National z zespołu, który miał ochotę ścigać się z innymi grupami o miano naszej nowej ulubionej indie kapeli przeistoczył się w projekt, któremu już nie w głowie podbieranie fanów Arctic Monkeys. To jak zmiana stylu ubierania się. Członkowie formacji głęboko w szafie poupychali bluzy i zaczęli stroić się w garnitury. Tak elegancko jeszcze nie grali. Tak smutni jeszcze nie byli.
Kilkuletnia znajomość z płytą “Boxer” pozwoliła mi na utwierdzenie się w przekonaniu, które kompozycje są moimi faworytami. A, przyznać muszę, jest z czego wybierać. Za highlight albumu (oraz jedną z najlepszych piosenek w całej dyskografii grupy) uznaję “Fake Empire”. Otwierający krążek utwór jest nagraniem apatycznym i powściągliwym, choć do początkowej wygrywanej przez pianino melodii szybko dochodzą żywsze instrumenty. The National jeszcze bardziej podkręcają tempo w post punkowym “Mistaken for Strangers” – kawałek ten jest jedyną pozycją na “Boxer”, która przypomina o poprzednich płytach zespołu. Szorstkie granie jest także cechą charakterystyczną “Apartment Story”.
Do grona moich ulubieńców zaliczają się także “Green Gloves”, “Start a War”, “Racing Like a Pro oraz “Ada”. Pierwsza z piosenek z tą swoją bijącą spokojem melodią i kołysankową atmosferą jest niezwykle uroczym i nostalgicznym nagraniem, w którym podmiot liryczny nie chce zapomnieć osoby, która właśnie zniknęła z jego życia. Akustyczne, wzbogacane smyczkami “Start a War” jest kruchym utworem o chęci ratowania związku. Do tego stopnia, że pojawia się tytułowa groźba start a war. Lubię ten kontrast – Berninger śpiewa zmęczonym głosem i sprawia wrażenie mężczyzny, który nie ma wystarczająco sił do walki o cokolwiek. “Racing Like a Pro” – kompozycja o pięknej melodii wygrywanej przez Sufjana Stevensa na pianie – jest jednym z najbardziej ponurych momentów wydawnictwa. Amerykański wokalista towarzyszy The National również w bogatej aranżacyjnie “Adzie”. Słabych nagrań grupa nam w nasze ręce nie oddała, choć ciągle potrzebuję czasu, by polubić się z wyraźniej akcentującym grę bębnów “Guest Room”.
The National boksują się z życiem – pomyśleć można po lekturze płyty “Boxer”. To nie tylko album o szarych odcieniach (głównie minionych) miłości, ale i zabarwione politycznymi treściami wydawnictwo (tu króluje “Fake Empire”). Jest spokojniej w porównaniu do poprzednich albumów, a głęboki baryton Matta Berningera nigdy wcześniej nie miał tak melancholijnego wydźwięku. Zespół dojrzał w ekspresowym tempie, znajdując swoją niszę w świecie indie rockowych melodii. Wiele słuchaczy może traktować “Boxer” jako płytę “do snu”, ale jeśli chcecie, by humor momentalnie wam się popsuł, The National są tu dla was.
Warto: Fake Empire & Racing Like a Pro
__________________
The National ♥ Sad Songs for Dirty Lovers ♥ Alligator ♥ Trouble Will Find Me ♥ Sleep Well Beast ♥ I Am Easy to Find
The National nigdy mnie niczym nie powalili. W sensie, żadną konkretną piosenką, o której mógłbym powiedzieć, że jest moja, czy że się z nią identyfikuję. Tu nie jest inaczej, chociaż “Fake Empire” ma klimat, który na chwilę mnie zatrzymał. Chyba się jeszcze przysłucham 🙂
Pozdrowienia i zapraszam na nowy wpis.