#1142 Paloma Faith “Infinite Things” (2020)

Okładki kolejnych wydawnictw brytyjskiej wokalistki Palomy Faith od samego początku cechowały się pewną dozą szaleństwa i ekstrawagancji. Dlatego najnowsza, zdobiąca album “Infinite Things”, mocno mnie zaskoczyła. Czarno-biała fotografia wyglądającej dość poważnie Palomy tylko udowadnia, że mijający rok odcisnął spory ślad na artystce. Ona sama ponoć wyrzuciła gotowy materiał do kosza, by wydać coś bardziej odpowiedniego.

Minęła już dobra dekada, odkąd twórczość Palomy Faith wylądowała na moim celowniku. Zaintrygowała mnie przerysowana okładka, która przedstawiała nam Brytyjkę jako godną spadkobierczynię złotej ery Hollywood z całym jej blichtrem i mrocznymi sekretami. Vintage’owe klimaty nie opuszczały Faith aż do czasów “The Architect”. Wydana przed trzema laty płyta była zatopieniem się w dość ciężkich popowych melodiach i napompowanych refrenach. Jednak nawet z nią jestem w stanie się przeprosić (takich kawałków jak “WW3” czy “My Body” nieźle się słucha), gdy w głośnikach pojawia się “Infinite Things”.

Tak samo jak nie powinno się oceniać płyty po okładce, tak nie wypada skreślać jej mając na uwadze jedynie otwierający ją utwór. W przypadku nowego krążka Palomy mamy do czynienia z openerem ze średniej półki. W “Supernatural” podoba mi się nieco wycofany mostek i nawiązania do muzyki lat 80. Razi – jak nigdy – charakterystyczny wokal artystki. Głos Palomy nieco za to podnosi poziom topornego, dancefloorowego “Monster”. Potrafię sobie wyobrazić utwór “Gold” wykonany z pomysłem. Zestawiono obok siebie niezłe zwrotki o hip hopowym feelingu i rozbuchany popowy refren. Pod koniec podrzucono i gospel. Wszystkiego tu za dużo.

Pierwszą kompozycją, z której słuchania mam choć trochę przyjemności, jest wzbogacane syntezatorami “Falling Down”. Cieplej spoglądam dziś także na porywające “Better Than This”; rozkwitającą balladę “If Loving You Was Easy” oraz ejtisowe “Beautiful & Damned”. Zawiodło mnie nagranie “My Time”. Gdy usłyszałam te smyczki we wstępie, pomyślałam, że może jest szansa na chwilowy choć powrót stylistyki retro. Podana została we współczesnym, zmierzającym donikąd wydaniu. Potencjał miało i spokojniejsze “If This Is Goodbye”, jednak rzewny refren tej piosenki całkowicie przykrył urokliwe zwrotki. Także energiczniejsze “I’d Die for You” i “Living with a Stranger” nie pozostawiły po sobie szczególnie miłych wspomnień.

Ciężko wymagać od artysty, by w kółko kręcił się w kółku i prezentował to samo, lecz pod zmienionymi tytułami. Muzyka Palomy Faith także poddana została metamorfozom. Rewolucje spowodowały jednak, iż niebanalne i niesztampowe piosenki przeistoczyły się w utwory o radiowym charakterze. A w tym wszystkim wciąż jest obdarzona ciekawym (jednych zachwycającym, drugich odpychającym) głosem wokalistka i jej niezłe pióro. Tym razem mniej polityczne, a bardziej przynoszące nadzieję na lepsze jutro. Szkoda tylko, że towarzyszy temu tak bezbarwna muzyka. Nawet jedno przejście przez “Infinite Things” było dla mnie ogromnym wyzwaniem.

Warto: Falling Down & If Loving You Was Easy

_________________

Do You Want the Truth or Something BeautifulFall to GraceA Perfect ContradictionThe Architect

5 Replies to “#1142 Paloma Faith “Infinite Things” (2020)”

  1. Ugh, sam nie wiem. Brzmi to trochę tak, jakby nagrała tę płytę Sia, podczas swoich gorszych dni. Nie mogę się przekonać. Podoba mi się “Monster”, ze względu na wokal. Reszta mnie… zmroziła 😉

  2. Mam podobne wrażenia. Jest kilka highlightów, ale poza tym… Nuda. Trochę się zawiodłam, bo zawsze kojarzyłam Palomę z oryginalnością, a tu taki klops.
    Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂

  3. Paloma nie jest kolejnym produktem, który ma generować hity. Dlatego nie słucha się jej lekko. Ale zawsze z przyjemnością wracam do jej płyt… w odróżnieniu choćby od Adele, która potrafi mnie zamęczyć jedną piosenką. Oby Paloma pozostała tak nieoczywista.

  4. A mi się podoba ta płyta. Zaczęło się od piosenki “Only love can hurt like this”, po czym przesłuchiwałem kolejne płyty, niechronologicznie, aż do Infinite Things. I słucha mi się jej bardzo przyjemnie. Supernatural, Monster, zajebisty utwór Gold, Better Than This wymiata, Me Time, reszta kawałków lekko się wtapia pomiędzy w/w hity.
    Dla mnie jedno z ciekawszych odkryć tego roku, choć płyta z 2020. Plus kawałki z poprzednich płyt – World in Union, 30 minute Love Affair i mam idealny zestaw na zimowe dni.

Odpowiedz na „KarolinaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *