RECENZJA: Rosalía “MOTOMAMI” (2022) (#1291)

Pojawiła się dziewczyna, która postanowiła odczarować latynoskie brzmienia i na nowo mnie nimi zainteresować – pisałam w recenzji albumu “El mal querer” sprzed niemalże czterech lat. Hiszpańska wokalistka Rosalía szturmem podbiła muzyczny rynek wykreślając przy tym ze swojego słownika słowo kompromis. Słuchało się tego świetnie i nic dziwnego, że od miesięcy wypatrywaliśmy kolejnego dzieła artystki.

“MOTOMAMI” jest trzecim wydawnictwem w niedługiej karierze Hiszpanki i kolejnym, którym pnie się w górę w celu wypracowania stylu, z którym kojarzona mogłaby być tylko ona. Po inspirowanym flamenco, ciemnym i obolałym “Los ángeles” i kołyszącym, flirtującym z r&b “El mal querer” przyszła pora na płytę, na której każda z kompozycji jest niczym pudełko skrywające inną niespodziankę.

Swój nowy album Rosalía rozpoczyna piosenką, która w pamięci zostaje już po pierwszym odsłuchu. Industrialno-reggaetonowe “Saoko” to na swój sposób komercyjna kompozycja o nagłym, chwilowym zwrocie w stronę awangardowego jazzu. A to wszystko w nieco ponad dwie minuty. Innym utworem stworzonym pod TikToka jest nawiązujące do hip hopu “Chicken Teriyaki”, które również przemyca reggaeton. Nagraniem z podobnej, choć bardziej vintage’owej bajki jest karaibskie, ejtisowe “Bizcochito”. Raggeaton w towarzystwie ciemniejszych bitów objawia nam się w “La combi Versace” oraz elektronicznym “Diablo”, które powstało we współpracy z Jamesem Blakiem.

Brytyjski wokalista i producent nie jest jedynym sławnym gościem u Hiszpanki. Zmysłowe, miksujące dźwięki bachaty z elektropopem “La fama” to duet z The Weeknd – przyjemny, choć na raz. W podobnie nowoczesne klimaty uderza utrzymane w średnim tempie, lśniące od syntezatorów “Candy”. Spokojnych piosenek u Rosalii na “MOTOMAMI” pod dostatkiem. Czasem artystka chętnie przypomina o swoich katalońskich korzeniach i sięga po flamenco (“Bulerías”, “Dalirio de grandeza”), innym razem prezentuje coś bardziej uniwersalnego (elektro-piano popowe “Hentai”; melancholijne, z wokalami podbitymi autotunem “G3 N15”; eteryczne, baśniowe “Como un G”). Perełką w balladowej kategorii jest jednak zamykające krążek nagranie “Sakura”, które zarejestrowane zostało podczas jednego z koncertów. Minimalistycznej aranżacji towarzyszy wspaniały, emocjonalny śpiew Rosalii, który jest krystaliczny i ostry, dzięki czemu ta niepozorna piosenka nabiera niesamowitej mocy. Intrygującym utworem jest “CUUUUuuuuuute” – tym razem hiszpańska wokalistka zabiera nas w cybernetyczną przyszłość, łącząc mechaniczną elektronikę z wyśpiewaną w towarzystwie pianina wstawką. Dziwaczny miks, ale warty uwagi. Nie mniej zagadkowym kawałkiem jest interlude “Abcdefg”. Nic nie wnosi do całości, a na krążek, jeśli miałabym zgadywać, trafiło w ramach wyzwania. Ja nie wyrecytuję alfabetu? Potrzymaj mi sangrię.

Tytułowa MOTOMAMI jest hybrydą dwóch postaci, w których buzuje kompletnie inna energia. Agresywna, silna osobowość MOTO zderza się z wrażliwą, czułą MAMI dając początek złożonej naturze samej Rosalíi, która deklaruje, iż tak autentyczna jeszcze nie była. Nie do podważenia jest na pewno fakt, że nigdy wcześniej w Hiszpance nie było tylu chęci do eksperymentów i wychodzenia poza latynoskie ramy. Rosalía stała się swoistą wizjonerką, która ma ochotę wystrzelić muzykę pop w kosmos. “MOTOMAMI” daje więc po oczach tym swoim bogactwem, choć nie przeskakuje poruszającego “El mal querer”.

Warto: CUUUUuuuuuute & Sakura

3 Replies to “RECENZJA: Rosalía “MOTOMAMI” (2022) (#1291)”

  1. Widziałem, że wyszła, ale jeszcze nie miałem czasu na spokojne przesłuchanie. Wydaje mi się, że to chyba najbardziej szalona płyta Rosalii. “CUUUuute” robi wrażenie, chociaż również trochę testuje moją cierpliwość i odnoszę wrażenie, że będę potrzebować kilku sesji, żeby całość dosłuchać do końca 🙂

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *