Pojawiła się dziewczyna, która postanowiła odczarować latynoskie brzmienia i na nowo mnie nimi zainteresować – pisałam w recenzji albumu “El mal querer” sprzed niemalże czterech lat. Hiszpańska wokalistka Rosalía szturmem podbiła muzyczny rynek wykreślając przy tym ze swojego słownika słowo kompromis. Słuchało się tego świetnie i nic dziwnego, że od miesięcy wypatrywaliśmy kolejnego dzieła artystki.
“MOTOMAMI” jest trzecim wydawnictwem w niedługiej karierze Hiszpanki i kolejnym, którym pnie się w górę w celu wypracowania stylu, z którym kojarzona mogłaby być tylko ona. Po inspirowanym flamenco, ciemnym i obolałym “Los ángeles” i kołyszącym, flirtującym z r&b “El mal querer” przyszła pora na płytę, na której każda z kompozycji jest niczym pudełko skrywające inną niespodziankę.
Swój nowy album Rosalía rozpoczyna piosenką, która w pamięci zostaje już po pierwszym odsłuchu. Industrialno-reggaetonowe “Saoko” to na swój sposób komercyjna kompozycja o nagłym, chwilowym zwrocie w stronę awangardowego jazzu. A to wszystko w nieco ponad dwie minuty. Innym utworem stworzonym pod TikToka jest nawiązujące do hip hopu “Chicken Teriyaki”, które również przemyca reggaeton. Nagraniem z podobnej, choć bardziej vintage’owej bajki jest karaibskie, ejtisowe “Bizcochito”. Raggeaton w towarzystwie ciemniejszych bitów objawia nam się w “La combi Versace” oraz elektronicznym “Diablo”, które powstało we współpracy z Jamesem Blakiem.
Brytyjski wokalista i producent nie jest jedynym sławnym gościem u Hiszpanki. Zmysłowe, miksujące dźwięki bachaty z elektropopem “La fama” to duet z The Weeknd – przyjemny, choć na raz. W podobnie nowoczesne klimaty uderza utrzymane w średnim tempie, lśniące od syntezatorów “Candy”. Spokojnych piosenek u Rosalii na “MOTOMAMI” pod dostatkiem. Czasem artystka chętnie przypomina o swoich katalońskich korzeniach i sięga po flamenco (“Bulerías”, “Dalirio de grandeza”), innym razem prezentuje coś bardziej uniwersalnego (elektro-piano popowe “Hentai”; melancholijne, z wokalami podbitymi autotunem “G3 N15”; eteryczne, baśniowe “Como un G”). Perełką w balladowej kategorii jest jednak zamykające krążek nagranie “Sakura”, które zarejestrowane zostało podczas jednego z koncertów. Minimalistycznej aranżacji towarzyszy wspaniały, emocjonalny śpiew Rosalii, który jest krystaliczny i ostry, dzięki czemu ta niepozorna piosenka nabiera niesamowitej mocy. Intrygującym utworem jest “CUUUUuuuuuute” – tym razem hiszpańska wokalistka zabiera nas w cybernetyczną przyszłość, łącząc mechaniczną elektronikę z wyśpiewaną w towarzystwie pianina wstawką. Dziwaczny miks, ale warty uwagi. Nie mniej zagadkowym kawałkiem jest interlude “Abcdefg”. Nic nie wnosi do całości, a na krążek, jeśli miałabym zgadywać, trafiło w ramach wyzwania. Ja nie wyrecytuję alfabetu? Potrzymaj mi sangrię.
Tytułowa MOTOMAMI jest hybrydą dwóch postaci, w których buzuje kompletnie inna energia. Agresywna, silna osobowość MOTO zderza się z wrażliwą, czułą MAMI dając początek złożonej naturze samej Rosalíi, która deklaruje, iż tak autentyczna jeszcze nie była. Nie do podważenia jest na pewno fakt, że nigdy wcześniej w Hiszpance nie było tylu chęci do eksperymentów i wychodzenia poza latynoskie ramy. Rosalía stała się swoistą wizjonerką, która ma ochotę wystrzelić muzykę pop w kosmos. “MOTOMAMI” daje więc po oczach tym swoim bogactwem, choć nie przeskakuje poruszającego “El mal querer”.
Warto: CUUUUuuuuuute & Sakura
Widziałem, że wyszła, ale jeszcze nie miałem czasu na spokojne przesłuchanie. Wydaje mi się, że to chyba najbardziej szalona płyta Rosalii. “CUUUuute” robi wrażenie, chociaż również trochę testuje moją cierpliwość i odnoszę wrażenie, że będę potrzebować kilku sesji, żeby całość dosłuchać do końca 🙂
Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis 🙂
Rosalia śpiewa w lipcu w Hiszpanii i w grudniu w Niemczech i Francji. Kocham <3
Zastanawiam się nad koncertem w Berlinie 🙂