RECENZJA: Girlpool “Forgiveness” (2022) (#1319)

Założony przez dwójkę przyjaciół, Avery’ego Tuckera i Harmony Tividad, duet Girlpool w gronie swoich muzycznych inspiracji jednym tchem wymienia Cocteau Twins, Siouxsie and the Banshees, Charli XCX oraz Tyler, the Creator. Podczas słuchania ich wcześniejszych płyt wyłuskanie tych wpływów nie jest zbyt proste, lecz tegoroczne wydawnictwo amerykańskiego duetu jest już dosłowniejsze.

Avery Tucker i Harmony Tividad jako Girlpool zaczęli działać niecałą dekadę temu. Zaczęło się od zarejestrowanej w domowym zaciszu imiennej epki, która trafiła na bandcampowy profil formacji. Mini album zwrócił uwagę Wichita Recordings, z ramienia której nagrywały takie zespoły jak chociażby Yeah Yeah Yeahs, First Aid Kid czy Bloc Party. Dziś Girlpool to duet, który do sprzedaży wypuścił już czwarty studyjny krążek. “Forgiveness” zastąpiło “What Chaos Is Imaginary” z 2019 roku – indie rockowo-shoegazową płytę, która była moim pierwszym kontaktem z zespołem.

Garść nowości od duetu zaskoczyła by mnie bardziej, gdybym nie miała w pamięci singla “Like I’m Winning It”, który Girlpool ujawnili w 2020 roku. Piosenki wprawdzie na “Forgiveness” nie ma, ale nietrudno dostrzec jej wpływ na kolejny muzyczny krok Avery’ego i Harmony. Zrobiło się bardziej elektronicznie i hyper popowo, a wiele nagrań bazuje na syntezatorach. Daleko szukać nie trzeba. Elektroniczna ballada “Nothing Gives Me Pleasure” nieco razi auto tunem, lecz intryguje pełnym zdeformowań bitem. Bardziej podoba mi się ciemne, sensualne “Lie Love Lullaby” wyśpiewywane przez Harmony niskim głosem i będące świetną zachętą do powolnych, tanecznych ruchów. Urzeka bajkowe “Junkie” z wyciszonymi dźwiękami perkusji i elektronicznego pianina, a na podobnym minimalizmie (nieskomplikowany syntezatorowo-perkusyjnym bit) bazuje “Light Up Later”. Nie sposób nie zauważyć cięższego “Country Star”, które synth pop scala z industrialem i gothic rockiem spod loga wspomnianych Siouxsie and the Banshees.

Z drugiej strony mamy piosenki mniej nowoczesne czy innowacyjne., co nie znaczy, że nieudane. Może i utrzymane w klimacie niewyszukanego popu lat 70. “Dragging My Life Into a Dream” czy dream popowe, lecz nieznośnie usypiające “Butterfly Bulletholes” nie są tymi utworami, do których chętnie bym wracała, ale już najtisowe, alt rockowe “Violet”, pulsujące, noise popowe “Afterlife” czy zagrane na pianinie i wzbogacane organami “Love333” śmiało nazwać można jednymi z najlepszych momentów kariery Girlpool.

Z najnowszej płyty amerykańskiego duetu, “Forgiveness”, można wycisnąć naprawdę sporo. Mamy tu do czynienia z kompozycjami z różnych muzycznych klimatów czy dekad. Nie przesadzę, jeśli przyznam, iż tak różnorodnie u Girlpool jeszcze nie było. Co ciekawe (i nieco smutne) przekłada się to na krążek dość przeciętny i bardzo chaotyczny. Tak jakby ktoś próbował połączyć na jednym wydawnictwie dwa kompletnie różne zespoły. “Forgiveness” jest dla mnie takim albumem na raptem kilka pojedynczych razy – by wyłapać dla siebie kilka piosenek, które naprawdę kopią.

Warto: Lie Love Lullaby & Violet

3 Replies to “RECENZJA: Girlpool “Forgiveness” (2022) (#1319)”

  1. Nie słyszałam wcześniej o nich, ale zamieszczone piosenki brzmią przekonująco. Zwłaszcza Lie Love Lullaby mi się spodobała.
    Po długiej przerwie zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂
    po-sluchaj.blogspot.com

  2. Bardziej spodobała mi się druga piosenka, ale nie wiem, czy chciałbym zapoznać się z całą płytą. Trochę nowości mam już w kolejce i ostatnio zmagam się z przesłuchiwaniem albumów, więc chyba jednak nie. Z tego co piszesz i tak niewiele stracę 😉

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis.

  3. Zamiast “Forgiveness” powinno być “Forget-ness”, gdyby tylko takie słowo istniało. 😀 Nigdy nie miałam doczynienia z tym duetem, ale myślę, że chętniej bym sięgnęła po ich wcześniejsze albumy.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *