Relacja z OFF Festivalu 2022

O odbywającym się na Śląsku od przeszło piętnastu lat festiwalu OFF słyszałam tyle dobrego, że stwierdziłam, że pora sprawdzić, ile naprawdę warte są te komentarze. Zakupiłam karnet na edycję, która odbyć się miała w 2020 roku, lecz z jego realizacją poczekać musiałam do 2022. I chociaż miałam myśli, czy nie zwrócić biletu, jego pozostawienie było dobrym pomysłem. Dziś zdaję relację z tego, co działo się w Katowicach. Bo akurat w tym przypadku co stało się w Katowicach, niech leci w świat.

O ile na Open’era ogromna publiczność jeździ w celu zobaczenia na żywo swoich ulubieńców, tak OFF Festival jest imprezą, na której tych swoich nowych ulubionych wykonawców dopiero szukamy. Nie jest to więc wydarzenie nakierowane na osoby, które kierują się listami przebojów podczas układania własnych playlist. Tych, którzy lubią odkrywać artystów dryfujących poza głównym nurtem, i tak pojawia się co roku w Katowicach kilkanaście tysięcy.

Nie brakuje jednak wykonawców, którzy pewną renomę i miliony słuchaczy już mają. Pierwszego dnia elektropopowy, energetyczny koncert dał Mura Masa, któremu towarzyszyły dwie wokalistki przedstawiające takie kawałki jak “Nuggets”, “Deal Wiv It” czy “Hollaback Bitch”. W niedzielę na podobną, choć złożoną z bardziej indie popowych kawałków ucztę zaprosiła formacja Metronomy, która jest jedną z najbardziej lubianych festiwalowych kapel. Nic dziwnego – to po prostu gwarancja dobrej, lekkiej zabawy. Jednak ani Mura Masa ani Metronomy nie przyciągnęli takiej publiki co Iggy Pop. Legendarny wokalista świętował niedawno siedemdziesiąte piąte urodziny, i choć sam ze sceny żartował, że niedługo umrze, witalności pozazdrościć mu może niejeden nastolatek. W Katowicach artysta udowodnił, że nie bez przyczyny nadano mu przydomek ojca punk rocka, a takie kompozycje jak “Lust For Life”, “I Wanna Be Your Dog”, “The Passenger” czy “Search and Destroy” przeszły do historii. Podobne rewolucyjne, punk rockowe klimaty królowały na koncercie kobiecej formacji Bikini Kill. Grupa nie wydaje już nowych płyt, lecz od lat 90. z taką samą mocą prezentuje słuchaczom nagrania pokroju “Reject All American” i “Rebel Girl”.

Prawdziwą gwiazdą OFF Festivalu jest dla mnie niesamowicie charyzmatyczna wokalistka Charlotte Adigéry, która tworzy duet z producentem Bolisem Pupulem. Wydali w tym roku wspólny krążek “Topical Dancer”, na którym klubowe rytmy zderzają się z bardziej eksperymentalną elektroniką. Ich godzinny występ udowodnił mi, że właśnie takiej muzyki potrzebowałam – do wytańczenia się. Liczyłam na podobne emocje na występie Yunè Pinku – nastolatki działającej na londyńskiej scenie, która na współczesne bity stara się przenosić pop/r&b lat 90. Słucha się tego dobrze, ale sam występ był porażką. Yunè nie czuje się na scenie komfortowo, a swoje piosenki wykonuje tak cicho, że miałam problem ze zorientowaniem się, w jakim języku je napisała. Dużo pracy przed nią.

Żadnych problemów z odpowiednią prezencją na scenie nie ma za to pochodząca z Pakistanu Arooj Aftab, która gra wprawdzie minimalistyczne, jazzujące piosenki (podczas występu towarzyszył jej jedynie skrzypek i gitarzysta), ale w przerwach jest osobą bardzo otwartą, lubiącą pogadać, pożartować i przesadzić z czerwonym winem. Gdybym miała przyznać nagrodę za najbardziej liryczny i nastrojowy moment festiwalu, Arooj dzierżyłaby złoto. Sporo emocji było także na koncercie Amerykanki Natalie Bergman, która swój debiutancki longplay “Mercy” poświęciła dochodzeniu do siebie po nagłej śmierci ojca i odnajdywaniu własnej religijności. Wiara nie odgrywa w moim życiu żadnej roli, więc napisane przez Natalie teksty kompletnie do mnie nie trafiają, ale podoba mi się forma ich podania – ten miks popu lat 60. z folkowym gospel naprawdę brzmi urokliwie. I tylko szkoda, że na festiwalu artystka nie pojawiła się z większym zespołem. Sama na scenie była za to KeiyaA, amerykańska wokalistka, na występ której trafiłam po odwołaniu przez Shygirl swojego koncertu. Obdarzona mocnym, soulowym głosem Amerykanka dała najdziwniejsze show tej edycji OFFa, w którym zacierały się granice między soulem a elektroniką, improwizacją a uporządkowanym śpiewem. Może nie do końca to rozumieliśmy, ale nie dało się nie zauważyć, że KeiyaA jest w swoim świecie.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *