RECENZJA: Tom Waits “Swordfishtrombones” (1983) (#1366)

Rozpoczęcie lat 80. nie było dla Toma Waitsa szczególnie udane. Niezadowolona z osiąganych przez artystę sprzedażowych wyników wytwórnia Asylum postanowiła nie trzymać go dłużej w swoich szeregach. Jakby tego było mało jego ostatni krążek, “Heartattack and Vine”, bardziej męczył niż zachwycał. Nic więc dziwnego, że Waits postawił wszystko na jedną kartę i stwierdził, że pora zaszaleć.

Gdy Asylum Records rozwiązało kontrakt z wokalistą, szybko znalazł on miejsce w wytwórni Island, w której spędził kolejną dekadę. Wydana w 1983 roku płyta nosząca przedziwny tytuł “Swordfishtrombones” pod wieloma względami była dziełem przełomowym. Tom po raz pierwszy wszedł w rolę producenta i przygotował największy (pod względem liczby kompozycji) album w swojej karierze. Chociaż na wcześniejszych krążkach chętnie siadał przy pianinie, tym razem postawił na awangardowe, rockowe brzmienia.

Otwierająca “Swordfishtrombones” niedługa piosenka “Underground”o bardzo szorstkich wokalach artysty w niemalże marszowym rytmie wyważa drzwi do nowego świata Waitsa. Za progiem czekają na nas jeszcze lepsze numery. Do gustu szczególnie przypadły mi utwory, w których śpiew Tom zamienia na narracyjne tony – ich reprezentacją są tu minimalistyczne, lamentacyjne “Shore Leave”; złowrogie “Trouble’s Braids” i bazujące na gitarowych riffach “Frank’s Wild Years”. Osobną, choć równie małą grupę, stanowią instrumentalne kompozycje z cyrkowym, vintage’owym “Dave the Butcher”; zaaranżowanym na instrumenty dęte “Just Another Sucker On the Vine” czy bluesująco-klasycznym “Rainbirds”, które w eleganckim stylu wieńczy naszą przygodę z “Swordfishtrombones”.

W międzyczasie natrafiamy jeszcze na piosenki, które albo są przypomnieniem starszych dokonań wokalisty, albo potwierdzeniem obrania przez niego zupełnie nowego kierunku. Znajomo brzmią chociażby takie kompozycje jak sentymentalna ballada “Johnsburg, Illinois”; spokojne, na swój sposób baśniowe “Soldier’s Things” czy knajpiane “Gin Soaked Boy”. Świetnie wypadają nietypowe kawałki jak mocne “16 Shells From a 30.6” o rytmie prowadzonym przez bębny; prędkie, zahaczające o country “Down, Down, Down” czy w końcu “Town with No Cheer” – wzbogacony dźwiękami dud utwór, w którym reflektory skierowane są na brzmiącego tęsknie Toma. Wisienkami na tym i tak smacznym torcie są egzotyczne “Swordfishtrombone” oraz cechujące się uroczystym charakterem “In the Neighbourhood”.

Jeśli na poprzednich płytach Tom Waits przedstawiał nam się jako odmieniec i dziwak, tak na “Swordfishtrombone” wchodzi w tę rolę jeszcze mocniej. W czasach dominacji synth popu nagrał album, który ciężko jednoznacznie sklasyfikować. “Swordfishtrombone” wydaje się być płytą pełną tajemnic, które artysta odkrywa przed nami każdą kolejną piosenką, choć robi to tak subtelnie, że nie do końca wiadomo, o co mu naprawdę chodzi. Dlatego też od razu chce się wcisnąć przycisk replay i dać się mu poprowadzić przez ten ciemny świat raz jeszcze. Ryzyko się opłaciło i Waits skończył z jednym z najlepszych krążków w swojej karierze.

Warto: Shore Leave & Town with No Cheer & Swordfishtrombone

_______________

Closing TimeThe Heart of Saturday NightSmall ChangeForeign AffairsBlue Valentine ♥ Heartattack and Vine

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *