RECENZJA: Blur “The Ballad of Darren” (2023) (#1415)

Legendarna brit popowa kapela Blur co i rusz wystawia cierpliwość swoich fanów na wielką próbę i sprawia, że ci zastanawiają się, czy to już koniec czy może tylko dłuższa przerwa. Być może nowego wydawnictwa zespołu by nie było, gdyby nie propozycja, którą formacja otrzymała. Bo jeśli proponują ci zagranie koncertu na legendarnym londyńskim Wembley, nie wypada odmówić.

Świetnie byłoby pojawić się na takim wydarzeniu z porcją nowości – z takiego założenia musiała wyjść grupa Blur. Od premiery ich ostatniej płyty, “The Magic Whip”, zdążyło minąć już osiem lat. W tym czasie każdy z członków zespołu zajął się własnymi sprawami. Grahama Coxona wciągnęła praca przy soundtrackach, Alex James zainteresował się produkcją serów, Dave Rowntree zaangażował się politycznie, zaś Damon Albarn skupił na działalności w Gorillaz. “The Ballad of Darren” jest spotkaniem po latach kilku kumpli, którzy sporo już widzieli, wielu rzeczy doświadczyli i są po prostu zmęczeni.

Kim jest tytułowy Darren? Blur szybko odsłonili karty i zdradzili, że to ochroniarz, który towarzyszy im od lat. Wsłuchując się jednak w teksty premierowych nagrań Brytyjczyków dochodzę do wniosku, że Darren siedzi w każdym z nas. To osoba, która poznała, czym jest strata, nieszczęśliwa miłość, samotność, zagubienie czy tęsknota. Takie emocje kryją się bowiem za utworami kapeli. Smutne jest same rozpoczęcie albumu, gdzie znajdziemy kołyszącą, sentymentalną balladę o tytule (ktoś się nie wysilił) “The Ballad”, która przywodzić może na myśl czasy The Beatles. Inny artysta, David Bowie, objął patronat nad głośniejszym, glam rockowym “St. Charles Square”, podczas gdy duch poetyckiego Leonarda Cohena przenika akustyczne “The Everglades (For Leonard)”.

Do spokojnych numerów należą także takie kompozycje jak rozmarzone, kołysankowe “Far Away Island”; wzbogacane dęciakami “Avalon”; filmowe, monumentalne “The Heights” czy w końcu gorzkie “Russian Strings”, które jest moim ulubionym utworem zawartym na krążku – niby o odprężającej aranżacji, lecz pozostawiające po sobie dziwne emocje. Nieprzesadną dynamiką charakteryzują się i pozostałe piosenki – muśnięte elektronicznymi bitami “Barbaric” (z cytatem, który nie przestaje krążyć mi po głowie: I have lost the feeling that I thought I’d never lose); melodyjne “The Narcissist” oraz ejtisowe “Goodbye Albert” o podbitych komputerowym efektem wokalach Albarna.

Nowa płyta Blur, “The Ballad of Darren”, z pewnością nie usatysfakcjonuje tych słuchaczy, którzy lubią Brytyjczyków z brit popowym wydaniu, z sentymentem wspominając przeboje pokroju “Song 2” czy “Girls & Boys”. To raczej wydawnictwo dla tych, którzy polubili vintage’owe, art rockowe oblicze Arctic Monkeys z dwóch ostatnich albumów i ich wycieczki w stronę lounge popu czy baroque popu. Ogrom melancholii i ciepło przebijające się przez większość premierowych kompozycji Blur przypomina mi także to, co wraz z solowymi krążkami oddawał w nasze ręce Damon Albarn. “The Ballad of Darren” nie jest może powrotem wywrotowym, lecz bardzo dojrzałym i skrojonym pod dzisiejsze czasy.

Warto: The Ballad & Russian Strings

Autor

Zuzanna Janicka

Rocznik '94. Dziewczyna, która najbardziej na świecie kocha muzykę. Nie straszny jej (prawie) żaden gatunek, ale najbardziej lubi sięgać po r&b z lat 90. oraz indie/alt rocka. The-Rockferry prowadzi od 2010 roku.

Jeden komentarz do “RECENZJA: Blur “The Ballad of Darren” (2023) (#1415)”

  1. Zasmuciło mnie to, że album przypomina dwa ostatnie albumy Arctic Monkeys, ale te porównania dwóch pierwszych piosenek do The Beatles i Davida Bowiego… hmm, muszę koniecznie przesłuchać. 😀
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *