RECENZJA: Rita Ora “You & I” (2023) (#1416)

Kreowana lata temu na nową Rihannę pochodząca z Kosowa Rita Ora zadowolić się musiała mianem wokalistki, która przypadła do gustu słuchaczom nie tyle w całej Europie, co na Wyspach Brytyjskich. Tam jej pop odbierany jest najlepiej, choć Ora nie ukrywa, że ma ochotę podbić cały świat. Chęci i szczęście to jednak nie wszystko. Potrzebne do tego są znakomite utwory. Jak pod tym względem wypada jej nowy krążek?

Ten album naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jest niczym pamiętnik z ostatnich kilku lat – tak o “You & I” opowiada nam Rita Ora niejako zdradzając, że mamy do czynienia z najbardziej osobistą i autobiograficzną płytą w jej karierze. A działo się u artystki sporo. Nie tylko odnalazła szczęście u boku reżysera Taika Waititiego, za którego wyszła za mąż w ubiegłym roku, ale i zwolniła pozwalając sobie na przemyślenia dotyczące jej przeszłości, okresu dorastania, przyjaźni czy relacji z samą sobą. Tematy te zdominowały jej najnowsze wydawnictwo.

Niech nie zmylą was smyczki rozpoczynające utwór “Don’t Think Twice”, przy pomocy którego wokalistka wita się ze słuchaczami po pięcioletniej przerwie. Nagranie szybko przeistacza się w dance popowy, wpadający w ucho przebój. Takich parkietowych momentów uświadczymy na krążku jeszcze kilka, lecz żaden z nich nie zbliża się nawet na centymetr do singlowego “Praising You”, którego house’owe bity są gwarancją dobrej zabawy, a energia płynąca z kawałka szybko udziela się słuchaczowi. I można by było Ritę chwalić, gdyby nie fakt, że piosenka bazuje na “Praise You” Fatboy Slima – mamy tu więc do czynienia z mocną inspiracją. Świetne, choć odtwórcze. EDM rodem sprzed dekady zwojował “Waiting For You” – miałam nadzieję, że takie brzmienia odeszły już w niepamięć. Niestety Ora je odgrzewa. Podobnym kotlecikiem jest “You Only Love Me”. Znacznie lepiej zainteresować się bazującym na cięższych, choć miękkich uderzeniach perkusyjnych instrumentów “Unfeel It”; wzbogaconym bardzo udanymi backing vocalami “That Girl” czy pełnym wokalnych wygibasów “Shape of Me”. Intryguje “Girl in the Mirror” – radosny, popowy numer, który widziałabym na listach przebojów w końcówce lat 90. z wplecionym gdzieniegdzie ćwierkaniem ptaków.

Smyczki znane już z “Don’t Think Twice” większe pole do popisu mają w balladzie “Look At Me Now”. Podobać się może i surowsze, choć podnioślejsze “I Don’t Wanna Be Your Friend”, w którym Ora daje upust swoim emocjom. Tak szczerze nam jeszcze nie śpiewała. Pod względem tekstu uwielbiam “Notting Hill” (wspomnienia z nastoletnich lat), lecz żałuję, że cały utwór nie został potraktowany prostą aranżacją, która pomogłaby odpowiednio skupić się na historiach Rity. Męczy mnie także słuchanie tytułowej kompozycji, w której smyczkowy, balladowy pop i elektroniczne bity walczą o uwagę z mocnym śpiewem artystki.

Z Ritą Orą od dekady mam ten sam problem. To fajna dziewczyna, która zdaje się nikogo nie udawać i której ambicje wykraczają daleko poza muzykę (szczególnie upodobała sobie zasiadanie w jury talent shows), a której twórczość nie może na dłużej zagrzać u mnie miejsca. Niby wszystko tu jest, gdy mówimy o popowych albumach, lecz całość zawsze wypada co najmniej letnio i bezpiecznie. Tak było na “Ora”, to samo powtórzyło się na “Phoenix”, powtórką z rozrywki jest i “You & I”. To kolejny krążek urodzonej w Kosowie wokalistki, z którego wykroić można kilka piosenek na playlisty. I kolejna bardzo średnia całość.

Warto: Praising You & That Girl

___________

OraPhoenix Bang

One Reply to “RECENZJA: Rita Ora “You & I” (2023) (#1416)”

  1. “Praising You” rzeczywiście wpada w ucho, ale to zdecydowanie ze względu na oryginał (który bardzo lubię). Przesłuchałam kilka piosenek, nie są one z tych, do których bym wróciła za jakiś czas, a gdyby leciały w radiu, to pewnie bym je zignorowała.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *