RECENZJA: The Marías “Submarine” (2024) (#1502)

Tej płyty mogło nie być. Wokalistka María Zardoya, od której imienia formacja zaczerpnęła swoją nazwę The Marías, rozstała się z gitarzystą Joshem Conwayem, z którym ten zespół od 2016 roku tworzy. Para wykazała się jednak profesjonalizmem i po kilkumiesięcznej przerwie wznowiła działalność. Ich historia zainspirowała powstanie kilkunastu piosenek, które złożyły się na album “Submarine”. Happy endu tu nie ma, lecz grupa dba, byśmy z podróży ich tytułową łodzią podwodną wrócili bez szwanku na powierzchnię.

The Marías jest projektem, który powstał z połączenia nie tylko różnych muzycznych inspiracji (Norah Jones czy Sade Adu, w których zasłuchuje się Zardoya kontra Radiohead i Tame Impala, których upodobał sobie Conway), ale i korzeni będąc grupą zawieszoną gdzieś między USA a Portoryko, między językiem angielskim a hiszpańskim. Ten drugi słyszalny jest w brzmiącym niezbyt nowocześnie “Lejos de ti” oraz flirtującego z bossa novą “Ay no puedo”. Wakacyjny klimacik przebija się przez lśniące “Paranoia” oraz kołyszące, najntisowe “Love You Anyway”.

Najbardziej ekscytującymi momentami płyty są jej początek i koniec. Na wstępie czekają na nas bowiem najbardziej przebojowe numery z krótkim, intensywnym intro “Ride” na czele. Po nim wpadamy w taneczny trans zapewniany przez takie kompozycje jak “Hamptons”, funkujące “Run Your Mouth” czy delikatniejsze “Echo”. Pięknie wybrzmiewają zamykające album utwory “If Only” i “Sienna”. Pierwszy z nich to zaaranżowany na pianino i róg jazzujący numer o hipnotycznym wręcz wykonaniu przywodzący na myśl stare kino. “Sienna”, klimatyczna piosenka z serii co by było gdyby, to słodko-gorzka produkcja w stylu dawnych nagrań Lany Del Rey. Po drodze trafiamy jeszcze na nostalgiczne “No One Noticed”, rozmarzone “Real Life” oraz rhythm’and’bluesowo-trip hopowe “Blur” o przytłumionych wokalach liderki formacji.

Znajdź ciche miejsce, w którym możesz być ze swoim wewnętrznym światem i zanurz się w nim bez oglądania się za siebie – takie instrukcje dotyczące obcowania z albumem “Submarine” wydaje nam sam zespół. I jest to bez wątpienia najlepsze podsumowanie całej przygody z tym wydawnictwem, w którego dream popowych melodiach wzbogacanych szczodrze elementami innych gatunków chce się zanurzać bez końca. Stylistyka ta zwykle kojarzyła mi się z czymś chłodnym, zimowym. Dream pop The Marías to ciepła, lipcowa noc – czasem ciężka i parna, ale przyjemna. I zdecydowanie zapadająca w pamięć.

Warto: Run Your Mouth & If Only & Sienna

One Reply to “RECENZJA: The Marías “Submarine” (2024) (#1502)”

  1. Czy to jakaś niepisana zasada, że albumy z podwodnymi okładkami są zazwyczaj dobre? Np. Weyes Blood, Billie Eilish i właśnie The Marías. 😀 Nigdy nie słyszałam o tym zespole, ale zapisuję sobie na listę do przesłuchania.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *