RECENZJA: Tinashe “Quantum Baby” (2024) (#1517)

Aplikacja Tik Tok od chwili swojego pojawienia się stała się trampoliną do kariery różnego rodzaju. To dzięki krótkim filmikom swoje pięć minut udało się mieć różnym twórcom. I także powrót do dawnego blasku został umożliwiony niejednemu wykonawcy. Ostatnio  masa nowych słuchaczy przybyła Tinashe – amerykańskiej wokalistce, która w minionych latach nagrywała muzykę przede wszystkim dla siebie.

I nagrywała tych piosenek naprawdę sporo, bo od 2019 roku otrzymaliśmy od niej już pięć albumów. Ostatni, “BB/ANG3L”, ukazał się zaledwie przed rokiem. Wydana niezależnie płyta nie była tak odważna i eksperymentalna co chociażby “333”, ale udowodniła, że Tinashe wciąż się chce. Tegoroczny krążek “Quantum Baby” uchodzi za drugą część tego projektu. Na zakończenie zapowiadanej przez wokalistkę trylogii jeszcze czekamy, ale już teraz przekonać się możemy, jak prezentuje się jej środkowy element.

Wspomnianym internetowym przebojem jest nagranie “Nasty”, które pełni rolę piosenki zamykającej płytę. Kompozycja zawieszona między latami 90. a pierwszą dekadą nowego tysiąclecia szybko wpada w ucho i naprawdę przyjemnie gra. Smaczku nadaje jej melorecytacja. Drugą i zarazem ostatnią piosenką, która ma szansę coś ugrać, jest podobnie chwytliwe, popowo-rhythm’and’bluesowe “No Broke Boys”, które uwagę zwraca chórkami. Pozostałe nagrania to Tinashe znacznie spokojniejsza, nawet w swoim trapowym wydaniu (futurystyczne “Thirsty”, “Cross That Line”). Stawia także chętnie na minimalizm, czego przykładem są harmonijne, zmierzające jednak do nikąd “No Simulation” oraz przygaszone synth-r&b “Red Flags”. Dobrze słucha się “Getting No Sleep”, w którym na prędkim bicie jadą wyluzowane, nieco nawet leniwe wokale Tinashe. Zagadką jest kawałek “When I Get You Alone”, który sprzedawany może być jako dwie osobne piosenki – pościelowe trap-r&b robi miejsce ciemniejszemu r&b kojarzącemu mi się z latami 2003/2004.

Po raz kolejny Tinashe postawiła na krótką formę. Jej krążek “Quantum Baby” to raptem osiem utworów, które składają się na dwadzieścia dwie minuty muzyki. Równie krótkie są więc i same kompozycje, które płynnie przechodzą jedna w drugą. Nowa płyta amerykańskiej artystki niesiona jest na sukcesie singla “Nasty”, lecz jeśli ktoś spodziewa się po niej całej listy tik tokowych, viralowych bangerów, ten będzie rozczarowany. Tinashe nadal rozkraczona jest między chęcią większego eksperymentowania a osiągnięciem komercyjnego sukcesu. To trochę psuje odbiór “Quantum Baby”.

Warto: Nasty & Red Flags

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *